40. Blaine

2.1K 169 32
                                    

    Wiele rzeczy mnie ostatnio ostro wkurwiało i nie mówiłem tu tylko o tym, co wyrabiała Olivia. Ona była głównym powodem mojej złości, frustracji i nerwów, bo zaczęła spotykać się z moim kumplem. Żeby jeszcze z kimś, kogo zlałbym po twarzy bez oporów tak bardzo, że nawet by na nią nie spojrzał, ale nie. Musiała akurat Vince'a. Chłopaka, który niósł mnie na plecach jak zerwałem ścięgno na jednym z meczów, bo myślał, że ją złamałem nogę. Faceta, który był dla mnie bratem i którego mamę nazywałem ciocią przez wiele lat. Gościa, który był ze mną na tyle blisko, że widziałem, że nie zakocha się w niej. Vince był czarujący dla kobiet, potrafił je omotać wokół palca, bo akurat w tym momencie wydawało mu się, że to ta, która go uleczy i inne bzdury. Potem kończyły jak Sophie - jego pierwsza dziewczyna, z którą jak myślałem miał swój pierwszy raz. Biedaczka wyjechała do innego stanu, gdy ją rzucił, uznając, że to nie to. Pan Klobbe, który prowadził tutejszą piekarnię do tej pory miał mu to za złe.

    To mnie zjadało od środka, bo wiedziałem, że on się nie zmienił i się nie zmieni. Tacy jak on po prostu są popieprzeni. Wiem, bo bez Olivii byłem takim samym dupkiem jakiego przed nią grałem.

   Z drugiej strony byłem kapitanem Tygrysów, a ostatni mecz poszedł nam kiepsko i razem z trenerem Onoldem uznaliśmy, że wygraliśmy wielkim fartem, bo chłopaki dali ciała. Musiałem przez to dociążyć ich na treningach i być mniej pobłażliwy na te gadki o bzykaniu, zamiast ostrego ćwiczenia przed meczem. Zajmę się tym na poważnie jak tylko wrócimy z raju, który będzie chwilą wytchnienia dla nas wszystkich, a także pożegnaniem z Easton, przynajmniej dla tych którzy wyjeżdżają na studia gdzieś dalej niż kilkanaście mil stąd.

    Zwlokłem się z łóżka, przeczesując włosy dłonią. Słyszałem rozmowę na dole przez uchylone drzwi w moim pokoju i mając ogromną nadzieję, że Liv robiła śniadanie i najlepszą kawę, którą tylko ona potrafiła zrobić zszedłem na dół boso.

— Ale tak w granicach przyzwoitości. — oznajmił mój ojciec poważnym tonem. O czym poważnym rozmawiał z nią tak wcześnie?

— To była wyjątkowa sytuacja — odezwała się wstydliwie Liv, a w mojej głowie trybiki zaczęły pracować na pełnych obrotach.

— Widziałem go co najmniej trzy razy, Liv. Nie wiem ile razy schodził po tej drabinie, ale ona jest naprawdę stara, dlatego Blaine i ja już jej nie używamy.

— W porządku, Kenny.

   Sapnął i już myślałem, że to koniec rozmowy, więc ruszyłem kilka schodów w dół.

— Postarajcie się nie włączać w Blaine'a, okej? — poprosił, a mnie wmurowało. Co do cholery? — To mój syn i chciałbym...

    Nie chciałem się dowiedzieć, co miał na myśli ojciec, więc wtargnąłem do kuchni jak burza, a on zamilknął nagle. To naprawdę irytujące uczucie, gdy podchodzisz do kogoś, kto chwilę wcześniej cię obgadywał, mając tego pełną świadomość.

— Robiłaś kawę, Liv? — zapytałem uprzejmie, a ona zarumieniła się.

— Tak, jest jeszcze w dzbanku.

   Zapadła niezręczna cisza podczas której nalewałem sobie czarnej kawy. Do wyjazdu zostało jeszcze kilka godzin, a ja czułem się dziwnie zmęczony. 

   Siadłem przy blacie i czekałem, aż któreś coś zrobi, bo ja sam miałem do pogadania z obojgiem. Nie ucieszył mnie fakt, że to Liv wyszła, ale i tak zamierzałem z nią porozmawiać na górze.

— Wiedziałeś o tym — rzuciłem, biorąc łyk kawy ze wzrokiem wbitym w ścianę.

— Wiedziałem — przyznał się, a ja zacisnąłem pięść pod stołem, żeby utrzymać nerwy na wodzy.

    Ojciec wiedział, że kocham Liv i nic z tym nie zrobił, widząc, że się udręczam. Co z niego za rodzic?

— Od dawna? — zapytałem, mając nadzieję, że powie, że nie. To by go ratowało w moich oczach.

— Od zawsze, Blaine — rzucił, a ja sapnąłem. — Oboje to wiedzieliśmy. Rose i ja zauważyliśmy jak patrzysz na Olivię, zanim ty sam zdałeś sobie z tego sprawę. Widziałem jak dorastałeś z tym uczuciem, zachowując się jak drań względem jej. Chciałem coś zrobić, ale nie mogłem. Swoim zachowaniem chroniłeś moje małżeństwo, siebie i ją. Wszyscy byliśmy razem tylko dlatego, że się z tym kryłeś. Nigdy będę potrafił dostatecznie ci wynagrodzić tego, że mogłem spędzić najpiękniejsze lata swojego życia z Rose. Jestem ci wdzięczny, synu.

    Dopiłem kawę i spojrzałem na mojego ojca. Wyglądał jak starsza wersja mnie samego no może z kilkoma wyjątkami. Oczy miałem po mamie tak samo jak skórę, która nie opalała się tak łatwo jak Kenny'ego. Jego włosy bardziej się kręciły, a moje były po prostu burzą, która dobrze wyglądała ułożona.

— Chroniłem wszystkich i co mi z tego przyszło, tato? — powiedziałem, zadziwiając go tym. Dawno nie odzywałem się do niego inaczej niż Kenny. — Jedyna dziewczyna, dla której chciałbym być dobry mnie nie chce. Nie mogę o nią walczyć, a czekanie nie ma sensu, bo nie tylko ja widzę jaka jest cudowna.

    Kenny westchnął i potarł dłonią kark, co robił często, gdy coś go dręczyło. 

— Możesz jedynie mieć nadzieję, że czeka cię coś lepszego, a ona nie była pisana tobie, Blaine.

— Wszystko we mnie mówi, że to ona, a mimo to muszę patrzeć jak ją tracę. Myślę, że znasz to uczucie, jakbyś powoli umierał w środku.

    Kenny nerwowo przełknął ślinę i skupił spojrzenie na swoim kubku z sokiem pomarańczowym, a ja czułem, że wiem o czym myśli. Przed oczami miał Rosalie Burell, kobietę tak zachwycającą, że ciężko było od niej oderwać oczy. Była taka, nawet na szpitalnym łóżku w otaczającej ją zewsząd bieli. Choroba zaatakowała ją nagle i równie szybko odebrała, a mój ojciec, mimo pełni zdrowia wyglądał na bardziej chorego niż Rose, która znając swoją przyszłość i tak tryskała energią. Odwiedzałem ją tylko w weekendy przez ten miesiąc, gdy leżała w szpitalu, a on praktycznie tam mieszkał. Liv chodziła do mamy codziennie po szkole, a ja obserwowałem ją uważnie, gdy wracała z tych wizyt i miałem cholerną ochotę jej ich zabronić. Była przybita i gorzko płakała, aż zasypiała. Uchylałem wtedy jej drzwi i patrzyłem na jej zapuchniętą od płaczu twarz i miałem ochotę zignorować to wszystko. Naszych rodziców, rychłą śmierć Rose i pogarszający się stan psychiczny Kenny'ego, żeby wziąć ją w ramiona i tulić całą noc, ale nie zrobiłem tego nigdy. 

    Czasami zostawałem na dłużej niż kilka minut i siadałem przy jej biurku, obserwując jak spokojnie śpi albo rzuca się po łóżku. Miałem wtedy jeszcze większą świadomość, że kocham ją tak, jak nie pokocham nikogo innego. Bardziej upewnił mnie w tym dzień pogrzebu jej mamy, gdy mogłem trzymać jej dłoń, a ten prosty gest przyprawiał mnie o szybkie bicie serca i emocje niewskazane na tego typu ceremonii. 

— Wiele dla ciebie oddałem nadszedł czas, żebyś ty coś poświecił dla mnie — rzuciłem i odszedłem do pokoju, zostawiając go tak.

    Słyszałem już ze schodów jak Liv rozmawia przez telefon z Sam, co do tego nie miałem wątpliwości i zdecydowałem porozmawiać z nią w autokarze albo w naszym pokoju, gdzie będziemy mieć dużo czasu dla siebie. 

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz