3. Olivia

4.6K 290 28
                                    

    Minęło zaledwie dwa dni, odkąd wylałam gorącą czekoladę na kumpla Blaine'a, a wciąż czułam się winna, gdy widziałam go gdzieś w szkole. Vincent rozebrał się przede mną bez żadnego ale, a mnie to całkowicie zaskoczyło. Niby sama mu to zaproponowałam, ale nie sądziłam, że się zgodzi! W końcu nie znał mnie, a zrobił to bez oporów, jakby obnażanie się przed obcymi było najbardziej normalną rzeczą we wszechświecie. Co gorsze był futbolistą i nie mogłam powstrzymać się przed zerkaniem tam, gdzie nie powinnam.

— Cześć, niunia — odezwał się nagle jakiś męski nieznajomy głos zza moich pleców przez co prawie puściłam swoje książki, które chciałam włożyć do szafki przed pójściem na lunch.

   Odwracam się i widzę bruneta o mocno zarysowanej szczęce, lekko podłużnej twarzy i oczach o odcieniu pszennego piwa. Wpatrywał się we mnie nachalnie przez co czułam się nieswojo. Nie poprawił mojego stanu fakt, że gdzieś go już widziałam. Czy to nie był jeden z kolegów Blaine'a?

— Cześć? — odpowiadam bardziej pytaniem i odwracam się z powrotem w stronę szafki. Niech sobie pójdzie, proszę.

— Zjesz ze mną lunch? Dzisiaj jest spaghetti, a one wychodzi kucharkom nie najgorzej — rzuca, a ja zaczynam panikować.

    Nie, nie, nie. I co ja mam teraz zrobić? Czy jak odmówię to ten chłopak powie o tym Blaine'owi, a ja będę miała jeszcze bardziej przechlapane? Jeśli się da być bardziej wrednym blondyn na pewno by to wykorzystał.

— Ja... — zaczęłam, nie wiedząc co powiedzieć. Oczywiście się zarumieniłam jak zawsze w sytuacjach stresowych. — Mam własne jedzenie.

   Patrzę na chłopaka, a wielki uśmiech, którym dążył mnie od początku rozmowy zrobił się jeszcze większy.

— Nie szkodzi. Chodź. — Ignoruje moje przerażone spojrzenie, zamykając moją szafkę, z której ja wcześniej wyjęłam pojemnik z lunchem.

    Mam ochotę rozpłynąć się w powietrzu, gdy chłopak kładzie swoje umięśnione ramię na moje barki. Ludzie, których mijamy w drodze na stołówkę, patrzą na nas z zaskoczeniem. Większość z nich nie miała pojęcia o moim istnieniu, a reszta nawet jak wiedziała to mnie ignorowała. Nie miałam o to pretensji. Pasowało mi to, że mogłam pozostać w cieniu, przynajmniej nikt nie wiedział, że mieszkam pod jednym dachem z Blaine'em. Gdy się dowiedzą moje życie z pewnością przestanie być takie jakie jest.

— Mógłbyś mnie nie dotykać? — proszę go, a on zerka na mnie zdziwiony. Był wyższy ode mnie o jakąś głowę i czułam się przy nim taka mała i bezbronna. Nie podobało mi się to ani trochę.

— Tak robią przyjaciele, a my powinniśmy nimi zostać — rzuca z powalająca pewnością siebie.

— Nawet nie wiem jak masz na imię ani dlaczego nagle chcesz się ze mną przyjaźnić.

   Zerka na mnie zdziwiony, że wciąż mówię. Widocznie nie oczekiwał, że będę mieć jakiś problem z jego nachalnym przysposobieniem. Jak to sportowiec. Oni wszyscy myśleli, że każda laska w szkole marzy o czymś takim, chociaż... Z jednej strony tak było, a z drugiej czy oni w ogóle myślą? Nie mówię o tym, że coś tam im się roi w tych ich wielkich głowach, ale czy chociaż jeden z nich miał jakieś głębsze przemyślenia niedotyczące dziewczyn i sportu. Wątpiłam w to.

— Gabriel Monees, skrzydłowy, ale tylko na boisku. — Przedstawił się, a ja popatrzyłam na niego jak na debila, czego albo nie zauważył albo się już przyzwyczaił.

— Olivia Burell — odpowiadam niechętnie, ciesząc się, że nie przejęłam nazwiska po Kenny'm, mimo że tego chciała mama i on sam.

    Gabriel nie wydaje się być zainteresowany moimi słowami, skoro był kumplem Blaine'a pewnie już wiedział jak się nazywam. Albo zwyczajnie go to nie obchodziło? Ale po co w takim razie chciał się "zaprzyjaźnić"? Czy to miał być jakiś głupi żart ze strony Standera?

    Gdy wchodzimy do stołówki wszyscy milkną na chwilę, patrząc na nas, a ja czuję już, że zaraz tam zejdę. Po chwili wszyscy szepczą ze zdwojoną mocą, a ja nie mam wątpliwości o czym.

    Chłopak trzymający na mnie swoje ramię był wizytówką tej szkoły jako sportowiec, a ja? Ja byłam nikim. Taka była prawda, jakbym z dnia na dzień zniknęła to nikt, by nawet nie zauważył. No może z wyjątkiem Blaine'a. On zrobił, by imprezę z radości, że mnie już nie ma.

— Usiądź obok dziewczyny Vince'a. To ta ruda. — Wskazuje mi ją, a ja staję jak wryta na widok stołu, który mi pokazał. Nie ma mowy, że tam siądę. Blaine by mnie ukatrupił. — Wezmę jedzenie dla siebie i zaraz do ciebie dołączę.

— Wiesz, ja nie wiem czy to dobry... — zaczęłam, ale pan pewny siebie musiał mi przerwać.

— Po prostu tam na mnie poczekaj, okej?

    Widząc, że nie byłam przekonana, co do jego słów znowu zarzucił mi ramię na barki. Poprowadził mnie w stronę największego stolika w stołówce, a mi robiło się słabo z każdym kolejnym krokiem, aż w końcu zaledwie na wyciągnięcie ręki od stolika poczułam, że już nie wytrzymam od tych emocji. Przed oczami stanęła mi ciemność.

     Gdy odzyskałam przytomność zobaczyłam nad sobą kilka nieznajomych twarzy, patrzących na mnie dziwnie. Może nie do końca nieznajomych. Vince'a już poznałam, a Gabriel mnie tu prowadził. Zresztą teraz był zdecydowanie za blisko.

— To była taka sztuczka, żebym cię pocałował, śpiąca królewno? — zapytał Gabe, a ja spojrzałam na niego z przerażeniem. Vincent na widok mojej miny się zaśmiał, a ruda obok niego chętnie mu zawtórowała.

    Gabriel mnie po... Nie, to nie możliwe. Nie mógł tego zrobić, przecież Blaine stał obok. On szybciej pozwoliłby mi umrzeć niż zgodziłby się, żeby jego kolega mnie całował. Całował... Jezu nie.

— Żartujesz, prawda?

   Chłopaki wybuchają śmiechem, a ja nie wiem dlaczego. Gabriel spogląda na nich morderczym wzrokiem, a Blaine jedynie podnosi brew w geście podjęcia wyzwania, cokolwiek nim było.

— Tak, żartowałem.

    Wzdycham z ulgą, co nie uchodzi uwadze chłopaka. Nie komentuje tego jednak, pomagając mi wstać z podłogi. Tak jak przypuszczałam połowa stołówki się na mnie gapiła. Większą częścią były dziewczyny, które prawdopodobnie myślały o wydrapaniu mi oczu. Zwłaszcza, gdy Gabriel podsunął mi krzesło przy stoliku drużyny, a ja z mocno bijącym sercem patrzyłam na swój posiłek leżący na stole. Starałam się nie podnosić wzroku, bo na przeciwko mnie siedział Blaine, nie do końca zadowolony, że tu jestem. Zresztą mnie też to nie cieszyło. Wolałabym jeść, patrząc na śmietnik niż na niego, przynajmniej kosz, by mnie nie obrażał ani nie mordował spojrzeniem.

    Cóż, musiałam wytrzymać ten jeden lunch. Udawać, że pamiętam imiona osób, które mi się przedstawiają, a potem delikatnie spławić Gabriela. To był dobry plan, szkoda tylko, że miał nie wypalić.

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz