44. Olivia

2.4K 175 28
                                    

    Stało się. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, gdy otwierając rano oczy zobaczyłam spokojną, pogrążoną we śnie twarz Vincenta. Był mój, nie Myli czy innej popularnej laski, tylko mój. Wczorajszy wieczór był magiczny, a to co się stało nie dorównywało nawet w połowie moim wyobrażeniom. Bolało mnie podbrzusze i czułam, że coś we mnie się zmieniło, ale tego właśnie chciałam. Przeżyłabym ten ból raz jeszcze, żeby tylko po raz kolejny zobaczyć twarz Vince'a, gdy we mnie wchodził. Był jeszcze piękniejszy z tym zatroskaniem, a ja mogłabym przysiąc, że to co widziałam w jego oczach to była miłość. Przez resztę wieczoru zachowywał się wobec mnie ostrożnie, obchodził się ze mną jak z jajkiem, a ja nie mogłam się nacieszyć jego uwagą. Uśmiechałam się jak głupia upojona seksem, jego zapachem i uczuciami, które we mnie wrzały, a on wyglądał na dumnego, gdy trzymając mnie za rękę prowadził nas do pokoju, który zajmował z Tylerem. Czułam się wyjątkowa, bezpieczna i kochana. Nie żałuję i nie będę tego żałowała, nawet jeśli Vince w końcu zda sobie sprawę, że nie jestem dla niego.

— To bardzo miłe, że mnie tak obserwujesz jakbyś mnie chciała narysować z pamięci, ale wolałbym, żebyś jednak się we mnie wtuliła — wymruczał Vince z zamkniętymi oczami, a ja z uśmiechem oparłam policzek na jego klatce piersiowej, pozwalając jego umięśnionym ramionom szczelnie mnie objąć. 

     Serce biło mi równie szybko, co jemu, gdy z cichym pomrukiem wtulił głowę w moje włosy i zaciągnął się ich zapachem. Czułam jak płoną mi policzki od tego prostego gestu, a przecież wczoraj byłam naga pod tym facetem, mimo to zawstydzał mnie jego gest i przyprawiał o gęsią skórkę. 

— Mógłbym tak leżeć cały dzień, Liv, ale penis zaczyna sobie przypominać jak cudownie mu było w tobie, więc jeśli chcemy coś zjeść to musimy wstać — szepnął, a ja poczułam wilgoć między nogami i przyjemny skurcz w podbrzuszu. 

   Patrzyłam na niego, nie wiedząc co powiedzieć. Leżałam w łóżku z jednym z najprzystojniejszych facetów w Easton, który na dodatek mnie rozdziewiczył.

— Dziękuję — szepnęłam, patrząc w dół na jego odkryte mięśnie brzucha.

— Nie rozumiem. Za co dziękujesz, Liv?

    Idealne kosteczki, równe i twarde. Bez dotykania wiedziałam o tym, bo czułam je wczoraj. Przesunęłam jednak ręką po jego brzuchu, starając się przeciągnąć odpowiedź na jego pytanie. Wiedziałam, że nie zrozumie.

— Za to, że ktoś taki jak ty zwrócił na mnie uwagę.

    Sekundę później leżałam na plecach, a Vince zawisł nade mną. Jego twarz dzieliły od mojej centymetry, a ja byłam jeszcze bardziej świadoma, że w ten sposób powinien wyglądać młody bóg seksu. Vincent był idealny, zupełnie jakby był stworzony z najlepszych cech wszystkich modeli świata.

— To ja dziękuję, że mogłem się do Ciebie zbliżyć, Liv — wyznał, a jego gorący oddech pieścił moje usta. — Dla mnie to coś... Nadzwyczajnego. Nigdy tak bardzo nie pragnąłem obudzić się obok kogoś, a to co zrobiliśmy wczoraj...

    Zamilkł, ale tylko po to, żeby oprzeć się na jednym ramieniu wciąż patrząc mi w oczy. Wolną ręką zgarnął moją dłoń i położył ją na swojej piersi, a ja czułam pod palcami bicie jego serca.

— Dotknęłaś mnie tutaj, Olivio Burell, i nie wiem czy potrafił bym o czymś takim zapomnieć.

    Uchyliłam wargi, patrząc w jego oczy. Czułam jak moje serce bije niespokojnie, dając mi znak, że nie zapomnę o tej chwili, nawet za kilkanaście lat. Nie miałam pewności, co do tego jak będzie wyglądać moja przyszłość i nawet, jeśli nie będzie w niej Vincenta to w moim sercu zostanie na zawsze, w tej części, którą bezpowrotnie mu oddałam.

    Niedługo później zeszliśmy na śniadanie, a oczy wszystkich utkwione były w nas. Oczywistym było, że spędziliśmy tę noc razem, a ja byłam świadoma, że przyczyni się to do wielu plotek i złego zachowania Blaine'a. Obchodziła mnie jednak jedynie dłoń Vincenta mocno trzymająca moją i jego pewny uśmiech, gdy zerkał na mnie podczas jedzenia. To było jak sen, z którego nie chciałam się budzić. 

    Popołudnie spędziliśmy na plaży, chłopcy uczyli się serfować, część dziewczyn grała w siatkówkę, a Sam starała się wydobyć ze mnie jak najwięcej szczegółów. Stała się moją przyjaciółką i wcale jej za to nie winiłam, że była ciekawa, całkiem mnie to bawiło, zwłaszcza że tego samego spodziewałam się po Nancy, gdy tylko wrócimy do naszego przysypanego brudnym śniegiem Easton. 

— Nie było was wczoraj — usłyszałam nagle nad sobą, a chwilę później obok leżaka mojego i Sam stanęła ona. 

     Myla była w skąpym bikini, które odsłaniało tyle, że niewiele pozostawiało wyobraźni, a jej świta obok prezentowała się równie dobrze, ale oczywiście nie tak jak królowa. Ruda łypała na mnie niechętnym spojrzeniem, jakbym była natrętną muchą, a ja czułam, że to nie zwiastuje nic dobrego. 

— Zapraszałam was wszystkich, a moich zaproszeń się nie ignoruje — sapnęła Myla, a jej przed chwilą znudzona twarz zaczęła przybierać gniewne rysy z każdą sekundą. 

— Nie jesteś pępkiem świata — rzuciła Samantha, a ja w myślach jej podziękowałam. 

— Mieliśmy inne plany na wieczór — postanowiłam się odezwać. 

    Jedna z dziewczyn przy rudej parsknęła śmiechem, ale szybko się opanowała, gdy Myla zgromiła ją wzrokiem. 

— Dziś będzie kolejna impreza przy ognisku i mają być wszyscy. Zrozumiałaś czy powtórzyć raz jeszcze? — zapytała, a ja poczułam się jak idiotka. 

— Zrozumiałam. 

     Miałam coś dodać, ale Myla rzuciła tylko miejsce i godzinę o której zaczyna się impreza, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła kołysząc biodrami tak bardzo, że Sean O'Dwell spadł z deski. 

— Chyba nie zamierzasz tam iść? — zapytała Sam, patrząc na mnie poważnie. 

— Zamierzam. 

— Ale wiesz, że ona szykuje coś naprawdę świńskiego na ciebie za to, że zabrałaś jej seks zabawkę? 

    Westchnęłam niechętnie przypominając sobie po raz kolejny o tym, że ten sam facet, który rano przytulał mnie i mówił czułe słówka, to też ten chłopak, który miał układ z Mylą i bzykał ją, gdy miał na to ochotę. To trochę popsuło mi humor, ale nie na długo, bo gdy tylko spojrzenie moje i Vincenta się skrzyżowały, a on posłał mi swój czarujący uśmiech, zdałam sobie sprawę, że to nie ważne. Liczyło się to, co mieliśmy teraz. To uczucie, którym go darzyłam i które on zaczynał odkrywać w sobie. 

— Bez względu na to, co to będzie, pójdę. Nie dam się jej zastraszyć, a Vince nie jest jej własnością — odparłam przekonująco i uśmiechnęłam się szerzej do faceta, który całował mnie na dzień dobry.

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz