21. Vincent

2.8K 255 33
                                    

Zbudził mnie promień słońca, świecący mi prosto w twarz. Cholerne żaluzje. Otworzyłem oczy i wtedy zdałem sobie sprawę, że nie jestem u siebie, a na moim ramieniu leżała moja przyjaciółka. Przetarłem oczy, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Prawie schrzaniłem i zaraz spieprzę jeszcze bardziej, jeśli nie zrobię czegoś z erekcją, zanim Liv zobaczy jak twardego mam penisa, dzięki jej okrągłym pośladkom za bardzo do niego przyciśniętym.

Ostrożnie wyjąłem rękę spod jej głowy i wyskoczyłem z łóżka. Jak ja teraz miałem normalnie zapiąć spodnie? Cholera.

Wszedłem do łazienki i ostrożnie otworzyłem okno. Wyjrzałem, żeby się zorientować czy ktoś mnie zobaczył, ale miałem farta i nikogo nie było. Westchnąłem z ulgą i złapałem drabinę. Zszedłem powoli w dół i obszedłem dom, idąc w kierunku mojego. I wszystko mogło być idealnie, zjadłbym śniadanie zrobione przez mamę i zebrałabym się do szkoły na kiermasz Olivii, ale wiedziałem jak nikt inny, że życie było do dupy.

- Cześć, Vince - powiedział nie kto inny, a ojciec Blaine'a. Zapomniałem o nim. Zapomniałem, że Stan spał do późna, ale jego tato nie. Robił zakupy na śniadanie dla tego zrzędy i dla Liv.

- Cześć, Kenny.

- Co robisz tu tak wcześnie? Blaine jeszcze śpi.

- Nie szkodzi. Poczekam na niego - odpowiedziałem, siląc się na spokój.

Ciekawe jak zareagowałby Kenny, gdyby się dowiedział, że wykradłem się przez okno od Liv. Przez całe życie miał tylko syna, a od niedawna robił za ojca dziewczyny. Ciekawe czy był dla niej takim zaborczym tatkiem czy jako ojczym był raczej swobodny, bo w końcu nie była jego.

- Drzwi są otwarte. Cześć - powiedział i machnął do mnie, idąc w stronę chodnika.

Przyłapany poszedłem niepewnie w stronę domu. Nie chciałem wzbudzać podejrzeń Kenny'ego jeszcze zapytałby o coś Blaine'a i Olivia i ja mielibyśmy problem.

Wszedłem do salonu i siadłem na kanapie. Wyspałem się w łóżku Liv, ale i tak czułem, że jeszcze z godzinę mógłbym się przespać. W ogóle to było całkiem zabawne. Nigdy nie spałem z żadną dziewczyną tak po prostu, żeby zasnąć obok niej i obudzić się widząc jak ona jeszcze trwa w błogiej nieświadomości, że się jej przyglądam. Nie miałem nigdy przyjaciółki i szczerze tego żałuję. Dziewczyny są całkiem inne. Z Liv mogę porozmawiać o tym, co czuję jakkolwiek gejowo, by to nie brzmiało. Zwierzyłem jej się ze swojej przeszłości, a ona mnie zrozumiała i pocieszyła, mimo że miała o wiele gorzej. Ja miałem mamę i to najlepszą na całym świecie, a ona została całkiem sama. Gdyby nie Kenny wylądowałaby u jakiejś rodziny zastępczej do momentu pełnoletności, bo jej chora babcia bardziej wymagała opieki niż mogła ją dać. Tym bardziej, że jej choroba wiele kosztowała Kennetha, a Liv nie byłoby na nią stać, nie mówiąc o tym, że przecież sama też musiałaby się utrzymać.

- Vince? - usłyszałem głos Blaine'a, więc odwróciłem się i zobaczyłem jak stoi na pierwszym stopniu schodów i gapi się na mnie dziwnie. Rozczochrany i z wciąż zaspaną twarzą.

- Cześć. Nie mogłem spać, więc wpadłem do ciebie i pomyślałem, że zabierzemy się razem.

- Dokąd? Jest sobota.

- Na kiermasz Olivii - przyznałem, a Blaine machnął ręką na kuchnię.

- A, to. Już myślałem, że jeszcze nie wytrzeźwiałeś - rzucił, a ja uśmiechnąłem się od niechcenia.

Z nas dwóch to on pił tyle, co całe stado cheerleaderek. Ja starałem się nie przesadzać. Najchętniej wcale był nie dotykał tego dziadostwa, ale alkohol dobrze pomagał w zapomnieniu całego gówna. Może dlatego mój ojciec tyle go pił? Tylko o czym złym on mógł zapomnieć? Miał cudownych rodziców, duży dom, wspaniałe dzieciństwo i najukochańszą na świecie żonę. Potem pojawiłem się jeszcze ja. Syn, którego zawsze chciał, ale coś się zmieniło. Zaczął pić, bić moją mamę, wracać bardzo późno i rzadko trzeźwy. Nie rozumiałem tego, moja mama też nie. Co najśmieszniejsze, ojciec odszedł dawno temu, a mama nigdy nie wyrzuciła jego rzeczy. Ciągle były w jego starym gabinecie zamkniętym na klucz.

- Kawy? - zapytał Blaine, a ja otrząsnąłem się z rozmyślań.

Dziś jest dzień urodzin tego gnojka. Muszę być twardy, żeby wspierać mamę i do tego pomóc Olivii w zbiórce. O ile wciąż chciała, żebym jej pomagał po tym, co wczoraj odwaliłem. Nic nie piłem, a prawie złamałem jedną z jej zasad i bym ją stracił. Cholerny ze mnie głupek.

- Jasne.

Przez chwilę obserwowałem jak mój kumpel wlewa nam parującego, czarnego płynu do kubków. Znał mnie od lat i doskonale wiedział jaką piję, dlatego nie zdziwiło mnie, gdy wlał odpowiednią ilość mleka i wrzucił dwie kostki cukru trzcinowego. On sam pijał czarną jak noc i cholernie gorzką.

- Co cię tak serio do mnie sprowadza, Vince? - Głos Blaine'a był poważny i wyraźnie wyczekiwał odpowiedzi, gdy przysiadł na krześle, popijając kawę.

Układałem w głowie zdanie, które chciałem mu powiedzieć, gdy do kuchni weszła Liv w piżamie, w której zasnęła obok mnie wczoraj. Na widok mnie obok Blaine'a z kubkiem w ręku na chwilę przystanęła i zmarszczyła brwi, ale szybko się opamiętała i ruszyła w stronę ekspresu, mijając nas. Byłem chociaż odrobinę pewien, że pachniała mną.

- Chciałem wyrwać się z domu - odpowiedziałem wcale nie kłamiąc. Przecież to zrobiłem, wykradając się do Olivii.

Blaine kiwnął głową i odwrócił się w stronę dziewczyny, nalewającej sobie kawy. Ona też piła czarną, przynajmniej w tym była podobna do blondyna.

- Zrób nam śniadanie - powiedział Blaine, odwracając się do Olivii, która wypiła trochę kawy z czerwonego kubka.

- No co ty, Stan. Nie przyszedłem tu, żeby Olivia nam usługiwała - rzuciłem, czując, że ona na mnie patrzy.

- Po to ją tu mamy, Vince. Chcę śniadanie to ona powinna je zrobić i tak mieszka tu za darmo, a mój ojciec utrzymuję ją i jej babkę. Niech chociaż się przyda.

Spojrzałem na Liv, a w jej oczach pojawiły się łzy. Zranił ją. Blaine cały czas mówił jej rzeczy, których nie chciałby nikt usłyszeć. Byłem w szoku, że nigdy nie powiedziała Kenny'emu jak bardzo jego syn ją męczył. Może bała się, że wtedy ją stąd wyrzuci? Blaine nawet przy nim nie szczędził jej przykrości, ale gdy nie było go w pobliżu Liv dostawała morderczą dawkę złamasa.

Dziewczyna schowała twarz za włosami jeszcze rozczochranymi od snu i z kubkiem w dłoni skierowała się na górę.

- Gdzie się wybierasz, pokrako? - wrzasnął Blaine, a ja sam miałem ochotę mu przyłożyć. Dlaczego ona nie zrobiła tego ani razu? - Wracaj tu i zrób nam jedzenie. Słyszysz, ofermo?

Gdy Blaine uśmiechnął się niczym Grinch Liv wbiegała po schodach i z kuchni słychać było jak wskakiwała po dwa schodki.

- Jestem w szoku, że Gabe chce ją zaliczyć. Ja mam ochotę wsadzić ją w jakąś klatkę i zaadresować do najdalej położonego miejsca od mojego domu.

Przytakuje mu tylko z wymuszonym uśmiechem i czuję się jak najgorszy przyjaciel na świecie. Dla Liv, bo mimo że tak stanowiła jedna z zasad to czy przyjaciele sobie nie pomagają? Ja jej nie pomogłem.

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz