24. Olivia

2.3K 193 25
                                    

    Zostawił mnie. Po najlepszym pocałunku w moim życiu po prostu wyszedł. Nie liczyłam na to, że się oświadczy ani nagle wyzna mi miłość, ale nie sądziłam, że może tak po prostu wyjść. Przyjaźniliśmy się, a on złamał dwie zasady po to, by wyjść. Nie miał też racji. Wcale nie cieszyłam się, że był moim pierwszym. Zranił mnie bardziej niż jakiś obojętny mi koleś z imprezy, bo jemu zaczynałam ufać. Chciałam mu zdradzić prawdę o wszystkim, o swoim życiu, ale widocznie nie to nam było dane. Vince miał być tylko kolejnym facetem, który zachował się jak dupek.

    Nie chciałam okazać tego jak bardzo mnie skrzywdził, a teraz skoro zniknął musiałam grać twardą, bo według innych nie mógł mnie zranić.

    Spojrzałam na ekran telefonu i wytarłam z twarzy ślady łez. Powachlowałam chwilę twarz i odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić. Stąd do domu Standerów dzieliło mnie jakiejś piętnaście dwanaście minut drogi szybkim marszem. Wystarczyło, więc żebym przemknęła obok pijanych osób i uciekła do pokoju, w którym czułam się bezpiecznie kiedyś. Nie chciałam, nawet myśleć o tym, że od teraz już zawsze będę sobie przypominać, że obok mnie spał on. Pościel na pewno pachniała jeszcze nim, w końcu rano w niej leżał.

    Z mocno bijącym sercem wyszłam z pokoju i niepewnie schodziłam na dół po pokaźnych schodach. Zabawne, że Easton nie było dużym miastem, a mieszkało tu tyle bogatych rodzin. Jeszcze śmieszniejsze, że tutaj nie każdy z zamożnej rodziny był popularny w szkole. Blaine był najbardziej lubianą osobą, a Standerowie nie mieli, nawet w połowie tak dużego domu jak Crispin, Myla czy właśnie Amanda.

    Wyszłam bocznym wyjściem, woląc nie ryzykować. Poskutkowało to tym, że marzłam w samej sukience na ramiączkach. Objęłam się ramionami i szłam bardzo szybko, żeby jak najszybciej nałożyć sweter, zmyć makijaż i zasnąć. Rano miałam pójść do schroniska, a potem w końcu do Nancy, więc wiedziałam, że będę czuła się lepiej. Rozmowa z nią sprawiała, że czułam się, jakbym była przy babci.

     Gdy dotarłam do domu Standerów, szczękałam zębami z zimna. W środku było cicho i ciemno, więc przygrzałam sobie mleka i poszłam na górę, szykując się do snu. Wyłączyłam telefon i otulając się ciasno pościelą, starałam się nie myśleć o zapachu, który przywoływał wspomnienia.

    W schronisku ubyło zwierzaków. Kierowniczka powiedziała, że przed świętami pojawi się mnóstwo ludzi chętnych przygarnąć psa lub kota, ale obie wiedziałyśmy, że większość z tych zwierząt tu wróci. Ludzie byli bez serca. Brać żywą istotę na prezent dla dziecka, które szybko się nim znudzi, a potem pozbyć się, bo to jednak za duża odpowiedzialność. To było okropne. Większość tych zwierząt marzyła po prostu o miłości i stabilizacji. Kochanych rękach, które będą głaskać i uzupełniać miseczkę. Było mi ich szkoda i sama najchętniej wzięłabym je wszystkie. Moim ulubieńcem był wybredny kocur Roger, który miał już swoje lata i przez nieodpowiedzialność jakiś ludzi potracił go samochód i teraz kuśtykał na jedną łapkę, która po leczeniu nie odzyskała pełni sprawności. Mimo wszystko czasami przychodził do mnie i kierowniczki Kate, wskakiwał na kolana i wtulał się w dłoń. Chciał odrobiny miłości. Jak każdy.

    Nancy siedziała na werandzie na bujanym fotelu i czytała gazetę, które rano rozwoził syn Paylerów. Okulary o kwadratowych szkłach miała na samym końcu nosa, a na bawełnianym sweterku przewieszony był jeszcze wełniany szal.

— Adoptowali Crappa — powiedziałam zamiast powitania, opadając na fotel obok niej.

— Cieszę się. Było mi szkoda tego staruszka jak powiedziałaś, że chcą go uśpić.

— Ktoś uratował mu życie — przyznałam, przyjmując od Nancy szklankę z słodką herbatą, którą trzymała w dzbanku na stoliku. Spodziewała się mojej wizyty.

— A jak sprawy z przyjacielem? — zapytała, a ja jak na zawołanie zarumieniłam się po uszy, co nie umknęło starszej pani i zachichotała, aż okulary spadły jej na klatkę piersiową. Dobrze, że miała je na sznurku.

— Nocował u mnie — powiedziałam, chcąc zacząć tą historię od początku, mimo że nie było mi do śmiechu.

— Wiedziałam, że nie oprze się takiej ślicznotce. Opowiadaj jak było, kochaniutka.

     Zachichotałam na jej ożywienie, bo chcąc czy nie rozczulała mnie. Nancy była starsza, ale lubiła rozmawiać o wszystkim, zwłaszcza o facetach.

— Nic z tych rzeczy! Tylko spaliśmy, ale przytulił się do mnie w nocy — powiedziałam, czując się trochę gorzej. To już nie wróci. Już nie będziemy przyjaciółmi, a nasze spotkania odejdą w niepamięć.

— Nawet nie sprawdziłaś czy mięśnie ma takie twarde na jakie wyglądają? — odparła z zaskoczeniem, a ja spojrzałam na nią z podniesioną brwią. Wiele razy opowiadała mi, że czasami przygląda się Blaine'owi i jego kolegom jak ćwiczą w ogródku albo opalają się, popijając coś, co nie było oranżadą. Mówiłam jej, że syn Kenny'ego to wredota, a ona zaśmiała się, że to nie zawsze jest minus i można to wykorzystać w jednym miejscu.

— Nancy! — krzyknęłam, a ona uśmiechnęła się niby niewinnie.

— Zazdroszczę ci takiego przyjaciela. Ja mojego Eda poznałam na zakupach. Upuściłam zielony groszek, a on mi go chciał podać. Ja chciałam być samowystarczalna i sama podnieść i jak się czołami zderzyliśmy, aż w uszach zadzwoniło. Kilka lat później dalej żartowałam, że umówiłam się z nim tylko dlatego, że mnie zamroczyło po uderzeniu.

    Uśmiechnęłam się do sąsiadki i pomyślałam o sobie, gdy będę w jej wieku. Czy wtedy też będę wspominać spotkanie ze swoim mężem, który odszedł po wielu wspólnych latach, owdowiając starszą mnie? Czy istniał jakiś cień szansy, że kiedyś będę wspominać jak zawstydzał mnie Vince, trzymając za rękę? Zapewne nie. Moje wspomnienia wyblakną z czasem i z dnia na dzień, będę zapominać, że kiedyś ktoś taki był w moim życiu.

— Nie masz mi czego zazdrościć, Nancy. To już koniec tej dziwnej przyjaźni. Nie mieliśmy wobec siebie żadnych planów i zobowiązań, a sprawy pokomplikowały się za bardzo — oznajmiłam, a Nancy mina zrzedła.

    Rozmawiałyśmy do wieczora, a ja nie byłam przekonana do tego, co mówiła moja sąsiadka. Sądziła, że wyjaśnimy to sobie i będziemy mogli to kontynuować albo przerodzić w coś więcej. Moim zdaniem nie było na to szans. Wystarczyło spojrzeć na Vince'a albo Mylę. Nie byłam typem dziewczyny, która mogłabym spotykać się z kimś takim jak on. Nancy nie przyjmowała do wiadomości mojego argumentu, wmawiając mi, że miłość jest ślepa.

    Gdy wieczorem siedziałam w pokoju i odrabiałam zadania na jutro, starając się myśleć o wszystkim tylko nie o tym, co wydarzyło się ostatnio, usłyszałam to. Nieskazitelną ciszę w domu Standerów przerwało ciche pukanie w szybę w oknie łazienkowym.



Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz