25. Blaine

2.3K 194 73
                                    

— Co robisz? — zapytała przerażona, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

    Zignorowałem jej pytanie, wchodząc do środka. Nie byłem w tym pokoju od dwunastu lat, mimo że był tuż obok mojego. Wtedy ściany miały kolor płatków słonecznika, a na środku stało biurko z jasnego drewna. Ściany zapełniały półki z książkami ułożone alfabetycznie dla wygody, a okno wychodzące na tył domu sączyło światło i padało na zamyśloną twarz, którą w myślach przywoływałem z coraz większym trudem z każdym upływającym rokiem. Olivia dostała pokój mojej mamy, gdy Kenny zakochał się w jej rodzicielce. Pożegnałem się wtedy z pracownią mamy, w której tworzyła swoje książki i postanowiłem, że nigdy tu nie wejdę, bo znienawidzę mojego ojca za to, że zabrał mi to pomieszczenie. Ulubione powieści mamy zabrałem do swojego pokoju i zamknąłem przed ciekawskimi spojrzeniami w szafie. Znałem je wszystkie na pamięć, bo mama czytała mi je do snu od kiedy się urodziłem, a potem ja sam zacząłem czytać i wieczorem odczytywałem fragment, czując, że ona wciąż jest blisko.

— Blaine? — odezwała się, ale tym razem jej głos był ostrożny.

   Bała się, że wybuchnę, ale nie mogłem się jej dziwić, bo czego innego bym się spodziewał na jej miejscu.

— Wiem o wszystkim, Olivio — powiedziałem, starając się być spokojny.

— Nie rozumiem... — zająkała się, siadając na łóżku.

   Obserwowałem jak pokornie spuściła głowę, patrząc na swoje dłonie z krótkimi, niepomalowanymi paznokciami. Wiedziałem, że wie o czym mówię. Musiała wiedzieć.

— Widziałem was. Widziałem jak skradał się do twojego okna, rzucał ci ukradkowe spojrzenia w stołówce, wpatrywał się w ciebie z uwielbieniem po tym jak skrzyczałem cię za brak śniadania, a potem zobaczyłem go idącego na górę i ciebie zmierzającą tam chwilę później. Odebrałaś mi przyjaciela — wyjaśniłem, patrząc jej prosto w ciemne oczy przerażone jak u sarny.

— Ja wcale nie chciałam... — zaczęła się tłumaczyć, a ja uśmiechałem się kpiąco.

— Chciałaś i to jest najgorsze, Olivio. Chłopak taki jak Vince nie jest dla ciebie odpowiedni. Znam go całe życie i wiem, co robi z dziewczynami. Nie zasługuje na ciebie, jesteś dla niego za dobra.

    Kucnąłem przed nią tak, że nasze twarze były na tej samej wysokości. Widziałem niezrozumienie, malujące się na jej twarzy, która zmieniła się diametralnie przez ostatnie dwa lata. Gdy ostatni raz ją widziałem, była pyzatą dziewczynką z grubym, brązowym warkoczem, sięgającym jej do bioder. Nie miała wtedy krągłości, które z takim ogniem w oczach podziwiał Gabe. Teraz była młodą kobietą z szczupłą twarzą, różowymi ustami i krótkimi włosami, które oddała dla dzieci z rakiem.

    Zmieniła się. Wyglądała ponętnej, ale nie tylko to uległo zmianie. Przed śmiercią Rosie była dziewczynką, która się śmiała zawsze i wszędzie. Promieniowała radością, która przygasła i teraz była taka jak ja. Straciła matkę.

— Byliśmy tylko przyjaciółmi, Blaine. Wiem, że mnie nienawidzisz i nigdy nie próbowałabym czegoś z twoimi znajomymi — tłumaczyła się, a ja parsknąłem śmiechem.

    Walcząc z samym sobą przegrałem i usiadłem obok niej na łóżku, które cicho skrzypnęło pode mną tak jak tej nocy, gdy on tu był. Położyłem swoją rękę na wierzchu jej dłoni, którą trzymała na udzie. Wzdrygnęła się, a na jej policzki wpłynął rumieniec, jednak całkiem inny od tego, który pojawiał się na jej twarzy, gdy w pobliżu był Vince. Denerwowała się. Nie rozumiała, dlaczego tu jestem i o co mi chodzi. Przerażało ją to, że dotknąłem jej ciała i naruszyłem bezpieczną granicę, której nigdy nie przekraczałem.

   Chciałem wszystko jej opowiedzieć, od samego początku, ale nie byłem pewien czy to będzie dla nas dobre. Zostało jeszcze pół roku, zanim pójdziemy do college'ów i rozjedziemy się w różne strony. Ja może dostanę stypendium sportowe i będę kontynuował karierę rozgrywającego, jednocześnie kończąc literaturę lub medycynę, a ona? Z pewnością pójdzie na weterynarię.

— Nie nienawidzę cię — powiedziałem, patrząc na jej profil. Była taka podobna do swojej mamy.

— Przecież... Te wszystkie słowa... — zająkała się, a ja westchnąłem.

— To wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane niż ci się wydaje, Olivio i nie jestem pewien czy sobie poradzisz z tym, co musiałbym ci powiedzieć. To w jaki sposób się do ciebie odnosiłem było najlepszym, co mogłem dla ciebie zrobić.

    Zamknąłem oczy, chcąc odrobinę ochłonąć. Czułem, że na mnie patrzy, a jej ciepła skóra ogrzewała moją chłodną dłoń. Nie przywykłem do tego, że z nią rozmawiam tak po prostu. Wyżywałem na niej swoją frustrację, odkąd pamiętam. Stała się moim workiem bokserskim, a zranienie jej uczuć potraktowałem jako straty wojenne konieczne do osiągnięcia wyższego celu.

— Blaine, nie rozumiem, co się dzieje. Jesteś na mnie zły za to, że przyjaźniłam się z Vince'm, o to chodzi?

   Przyjaźń. Vincent nigdy nie miewał przyjaciółek poza Mylą, którą bzykał. Czy zrobił to też jej? Czy taką przyjaciółką była dla niego? Wiedziałem, że Olivia stanie się czymś niezwykłym, gdy ojciec poinformował mnie, że wprowadzi się tu znowu. Starałem się utrzymywać jej istnienie w tajemnicy przed kumplami i wychodziło mi to idealnie do momentu, gdy wróciła wcześniej niż zwykle. Nie zapraszałem ich, gdy była w domu, a gdy pies sąsiadki wbiegł do mojego pokoju wiedziałem, co to oznacza. Miny chłopaków mówiły wszystko. Gabe nie ukrywał tego, co myślał nigdy i wprost oznajmił, że chciałby ją przelecieć, ale nie on. Nie Vince. Zawsze był bardziej skryty i tajemniczy, a ja miałem pewność, że muszę go obserwować i nie myliłem się.

— Chcesz poznać prawdę? — zapytałem, prosząc w duchu, żeby się speszyła albo wyprosiła mnie z pokoju, ale nie zrobiła tego. Kiwnęła jedynie głową, a ja czułem, że to mój koniec.

    Otworzyłem oczy i spojrzałem prosto w jej. Ciemne rzęsy zostawiły cień na jej policzku, a kilka kręconych puklów wymknęło się na jej twarz bez grama makijażu.

— Od zawsze chciałem mieć rodzeństwo, brata z którym grałbym w piłkę na trawniku albo siostrę, którą woziłbym na bagażniku mojego roweru. Straciłem nadzieję, gdy moja mama... Umarła. — Wziąłem wdech i przełknąłem gulę w gardle. — Gdy mój ojciec oznajmił mi, że się zakochał i będę miał siostrę w pierwszej chwili się ucieszyłem, ale potem poznałem ciebie i wiedziałem, że nie tego chciałem. Byłaś jak słońce i parzyłaś mnie w serce swoją radością, jednocześnie kradnąc życie jakie miałem. Kenny przestał być tylko mój, a twoja mama nigdy nie stała się moją. Stawałem się coraz bardziej zazdrosny i zirytowany tym, że nie ważne jak byłem okropny, ty wciąż byłaś dla mnie miła i wyrozumiała, a przecież miałaś mnóstwo powodów, żeby mnie nie lubić.

— Rozumiałam, że było ci ciężko, bo straciłeś mamę — szepnęła, a ja przygryzłem usta, niechcąc się roześmiać.

— Ciągle nie potrafię zrozumieć czy to przez to czy był jakiś inny powód, ale z biegiem lat zacząłem cię obrażać z innego powodu. Chciałem, żebyś mnie nienawidziła, Olivio. Cholernie pragnąłem, żebyś nie patrzyła na mnie jak na fajnego chłopaka, który kogoś stracił, bo zaczynałem czuć to, czego nie powinienem — sapnąłem bezsilnie, słysząc jak ona wstrzymała oddech, oczekując słów, które miały zabić nas oboje.

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz