15. Olivia

2.5K 193 20
                                    

    Dzisiaj był naprawdę ciężki dzień. Jedna z wolontariuszek się pochorowała, a nas było o wiele za mało w pełnym składzie. Do tego Jared dowiozł dwa nowe psiaki - jednego w typie rasy Golden Retrievera z obciętym ogonem, w które wdało się zakażenie i drugiego kundelka z krwawym śladem po sznurze na szyi. Oba potrzebowały weterynarza, kąpieli i mnóstwa miłości, a nas było stać tylko na dwa ostatnie. I tak mieliśmy już umowę z mięsnym w Easton, żeby oddawali nam ścinki dla zwierząt, a w zeszłym tygodniu uprościliśmy dwa kolejne w miasteczku obok. Stella mówiła, że najciężej jest, gdy w końcu spada śnieg. Muszą wtedy mocniej zacisnąć pas, żeby zapewnić ogrzewanie zwierzątkom, a po nowym roku przybywa także porzuconych prezentów. Poprosiłam o zgodę Jareda, który był razem ze swoją żoną właścicielem schroniska o zgodę na zrobienie zbiórki na rzecz zwierząt. Ucieszyli się na mój pomysł, bo oni sami nie mieli na to czasu. Musieli utrzymać rodzinę i budynek. Żałowałam jedynie, że wpadłam na to tak późno, bo do szóstego grudnia, kiedy to chciałam ją zorganizować zostało niecałe dwa tygodnie. Musiałam szybko planować, zrobić plakaty i zaprosić ludzi, którzy mogliby wspomóc zbiórkę prawdziwą sumą.

    Weszłam do domu Standerów, słysząc jak Blaine klnie głośno w pokoju na górze. Byłam brudna, trochę śmierdziałam moczem, bo jeden ze szczeniąt obsikał mi nogawkę. Planowałam szybki prysznic, coś na ząb i odwiedziny Nancy, której obiecałam to w tamtym tygodniu, ale byłam zbyt pochłonięta schroniskiem i szkołą.

    Gdy przebrana i pachnąca wybiegałam na chłodne wieczorne powietrze, owinęłam się ciaśniej sweterkiem z bladoróżowej wełny. Ostatni jaki zrobiła mi babcia, gdy jeszcze dawała radę dziergać. Pewnie weszłam do domu starszej pani, słysząc jak podśpiewuje sobie pod nosem jakąś jazzową piosenkę, uśmiechnęłam się pod nosem. Nancy, mimo swojego wieku była najżywszą osobą jaką znałam. Chodziła o łasce, ale jak miała ochotę to potrafiła potańczyć, wdziewając swoje czerwone pantofle.

— Jesteś w końcu! Zrobiłam nam gorąca czekoladę, bo jest naprawdę chłodno — powiedziała, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, przyznając jej rację.

— Ostatnio wolontariat w schronisku pochłania naprawdę sporo mojego czasu, Nancy. Zgodziłam się też przeprowadzić zbiórkę na rzecz zwierząt, więc będę go miała jeszcze mniej — przyznałam się, biorąc z blatu oba parujące kubki. 

    Skierowałam się do salonu Nancy, w którym najbardziej podobał mi się szeroki kominek. Uwielbiałam jak opowiadała o świętach Bożego Narodzenia, gdy razem z mężem i synem wieszali na nim czerwone skarpety z ich imionami, w których chowali listy do Świętego Mikołaja. Marzyłam o czymś takim, gdy dorosnę i znajdę tego jedynego.

— Och, w takim razie i ja dołożę coś od siebie, Liv. Kiedy organizujesz tą zbiórkę? — zapytała wrzucając do swojej czekolady kilka różowych pianek.

    Kolejna rzecz, za którą ją uwielbiałam. Nancy mimo swoich lat zachowywała się jak nastolatka, uwielbiająca słodycze i plotki o chłopakach.

— Szóstego grudnia. Bardzo się cieszę, że chcesz pomóc, Nancy, ale nie chcę, żebyś się nadwrężała.

— I ty mówisz to mi? Złotko, myślałam, że zauważyłaś, że jestem w kwiecie wieku — powiedziała, poruszając brwiami, które umalowała sobie brązową kredką.

    Nancy jak na swój wiek, trzymała się dobrze. Nie miała dość siły i wigoru, żeby nadążyć na Sammy'm, ale co się dziwić, skoro ja ledwo za nim biegłam. Podziwiałam ją, bo mimo wszystkich ciężkich chwil jakie przeszła dalej była uśmiechnięta i życzliwa. Uwielbiałam ten blask w jej oczach, gdy ją odwiedzałam.

— Wybacz mi mój błąd — powiedziałam, popijając z nią gorący napój.

    Siedziałyśmy, słuchając ulubionych piosenek Nancy granych na starych gramofonie, który podziwiałam i czcią zmieniałam ogromne płyty winylowe, gdy przeboje dobiegały końcu. Ogień w kominku trzaskał wesoło, a Nancy energicznie wrzucała do niego kawałki drewna, które stały w skrzyni. Opowiedziałam jej o Vincencie, a ona jak zahipnotyzowana słuchała o pocałunkach i dziwnych podejściach z jego strony. Była wniebowzięta jak jej powiedziałam, który to z kolegów Blaine'a, twierdząc, że faktycznie apetyczny. Spaliłam przez te słowa takiego raka jednocześnie, nie mogąc przestać się śmiać.

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz