30. Olivia

2.2K 193 45
                                    

    Od tygodnia lekko prószyło wieczorami i nocą, a z odśnieżonych ulic na pobocze trafiały małe, białe wały śniegu. W Easton miały być białe święta z czego niezmiernie się cieszyłam, bo właśnie takie pamiętam z Sucsoit. Zaspy po kolana, puch pokrywający wielkie sosnowe czapy i bałwany z marchewkowymi nosami w ogródkach sąsiadów. Rozwieszaliśmy kolorowe lampki przed domem i czepialiśmy renifera z świecącym, czerwonym nosem na dachu, a w całym domu roznosił się zapach pierników babci i choinki. Kochałam święta, gdy byłyśmy we trzy. Potem dołączył Kenny i Blaine, ale wciąż miałam moje dwie bohaterki, które wieszały ze mną lampki i piekły pierniczki. W tym roku to Kenny i Blaine wieszają ozdoby na zewnątrz, śmiejąc się i rzucając śniegowymi kulami. Próbowałam piec jak babcia czy mama, ale byłam pewna, że nie dorównam tym dwóm mistrzyniom cukiernictwa. 

    Zawiesiłam broń z Blaine'm na czas świąt, a może i na stałe, kto wie. Odkąd wyznał mi te uczucia, stał się o wiele bardziej znośny. Nie mówił wrednych rzeczy i był wręcz miły i uczynny. Ciężko mi się było do tego przyzwyczaić, ale w dzień wigilii, nawet zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. 

— Mmm! — wymruczał Kenny, zjadając porwane z tacy ciastko. — Od dzisiaj Olivio musisz częściej piec. Te ciastka są świetne! 

— Ja też chcę — krzyknął Blaine, a ja i Kenny spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. On z okruchami na świeżym zaroście, a ja ubrudzona mąką. 

— Nie! — krzyknęliśmy jednocześnie, śmiejąc się z miny chłopaka. 

     Ozdabialiśmy ciasteczka razem, popijając piwo korzenne i herbatę z imbirem. Było naprawdę miło. W tle leciały kolędy, a wszystkie pomieszczenia mężczyźni przystroili cukrowymi laseczkami, łańcuchami i resztą świątecznych bałwanków. W salonie stała ogromna choinka ze stosikiem prezentów pod spodem, a stół, przy którym jedliśmy wspólne obiady, gdy żyła moja mama, teraz stał przykryty eleganckim obrusem i piękną zastawą. Zaprosiłam Nancy z Sammy'm na kolację za zgodą Standerówi już nie mogłam się doczekać, aż przyjdą. 

    Śnieg z każdą godziną padał coraz mocniej, a wielkie płatki malowały się na tle ciemnego nieba. Siedziałam po turecku w siwym fotelu przy oknie, zakrywając kocem dół mojej sukienki z czerwonej bawełny. Popijałam z gorącego kubka parującą herbatę, obserwując migoczące lampki i płatki tańczące w powietrzu tak delikatnie i swobodnie. Obiecywałam sobie, że tego nie zrobię, ale mimo wszystko wspomniałam ostatnie święta z mamą; te, zanim mój świat zawalił się w posadach wraz z odkryciem diagnozy i mamą, znikającą w oczach. 

     Kenny ścinał drzewko zza domu, które rosło już tam kilka lat i czekało na okazję. Zanim wniósł je do naszego salonu, w którym ja i babcia wypakowywałyśmy pudła z ozdobami, Blaine zawijał zielony łańcuch na poręcz schodów, a mama kroiła pomarańcze na choinkę, nucąc pod nosem Cichą noc, zrobił to. Podbiegł do Rosie, łapiąc ją w pół i zaniósł na dwór, a my we troje poszliśmy zobaczyć, co się dzieje. Patrzyliśmy, śmiejąc się jak mama śmieje się, gdy Kenny szantażuje jej rzuceniem w zaspę, jeśli go nie pocałuje raz, dwa, trzy... Liczba rosła, gdy mama popiskiwała, a Blaine i ja mimo, że nie byliśmy dziećmi i tak włożyliśmy czapki i buty i wyszliśmy. Rzucaliśmy śniegiem w siebie i w rodziców. Byliśmy zziębnięci po zabawie, ale babcia zrobiła nam gorącą czekoladę i rozpaliła w kominku, przy którym wisiały skarpety. To były piękne święta, mimo tego że prawie wszyscy się pochorowaliśmy i spędziliśmy sylwestra w Sucsoit, a nie na Manhattanie. 

    Nancy przyszła punktualnie jak zwykle, ubrana w gustowną garsonkę w kratę i z dwoma pudełkami w siatce na zakupy. Sammy biegał wszędzie, machając ogonem i ewidentnie się ciesząc. 

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz