59. Vincent

491 47 4
                                    

   Zostałem ojcem. Ojcem.
 
   Ja. Jestem. Ojcem.

   Ja pierdole. Nie mogłem przywyknąć do tej myśli, mimo że Blaine wyszedł kilka godzin temu. Zostałem ojcem. Za tydzień miałem kończyć osiemnastkę, a za kilka miesięcy urodzi się moje dziecko. Moje i Olivii. Kurwa.

    Byłem jednocześnie załamany, zrozpaczony i zszokowany. Użyliśmy prezerwatywy. Nie wyglądało na to, żeby pękła. Cholera. Przechadzałem się po pokoju, aż stwierdziłem, że nie wytrzymam z samym sobą i ubrałem się w bluzę i dresy i wyszedłem pobiegać. Miałem nadzieję, że to pozwoli mi oczyścić głowę.

    Przez głowę przemykały mi się wspomnienia Liv, wijącej się pode mną. Całującej mnie i przytulającej. I moment, w którym obudziłem się sam. Stander wspomniał, że Myla mogła mieć z tym coś wspólnego. Czy zrobiła coś przez co Liv wyszła? Byłem nagi do pasa i ta prezerwatywa... Czy pijany przespałem się z kimś innym? A może to Liv zrobiłem jakąś krzywdę i nie pamiętałem?

    Układałem to w głowie, bo było to dużo prostsze niż uświadomienie sobie, że począłem z Olivią życie. Musiałem pogadać z nią.
  
   Spocony i zziajany podbiegłem pod dom Standerów, który nie był taki sam, odkąd jej tam nie było. Posiadłość sąsiadki też wydawała się inna. Wprowadziła się tam śliczna rudowłosa kobieta, za którą ewidentnie przepadał Kenny.

    Zapukałem do drzwi i czekałem. Może i było późno w sobotę, ale potrzebowałem numeru do Olivii. Musiałem z nią porozmawiać.

     Po drugim dzwonku otworzył mi drzwi zaspany Kenny. Był w białym podkoszulku i bokserkach, a włosy miał rozczochrane w każdą stronę.

— Vince, co tu robisz o tej porze?

    Zerknąłem na opaskę sportową na ręku i zobaczyłem godzinę wpół do pierwszą. Było późno.

— Muszę do niej zadzwonić — powiedziałem dobitnie, a jego spojrzenie w moment zyskało rześkość.

   Wpuścił mnie do środka, ziewając i skierował się do kuchni.

— Domyślam się, że napisała ci w liście o tym, co się stało — rzucił enigmatycznie, zaparzając herbatę.

— Jestem ojcem, Kenny. Będę ojcem — powtarzałem jak zdarta płyta, a jego twarz się rozjaśniła i uśmiech ocieplił.

— Podejrzewałem, że chodzi o ciebie. Strasznie wkurzałeś mojego syna, gdy ona się w tobie zauroczyła. Miałem nadzieję, że przepadłeś dla niej tak, jak kiedyś ją dla jej matki.

   Usiadłem na stołku barowym i schowałem twarz w dłoniach. Bolało mnie to jak szybko rozgryzł nas Kenny. Jak prześwietlił mnie. Bałem się tego, co teraz myślał o mnie. Znał całe życie mnie i moją mamę, a kiedyś nawet mojego parszywego ojca.

— Nie planowałem tego. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Była dla mnie światłem.

— A ty dla niej okazałeś się mrokiem, Vince. Zrobiłeś jej dziecko, co teraz?

   Byłem sfrustrowany. Westchnąłem i przyjąłem od niego parujący kubek.

— Muszę z nią porozmawiać. Jest na mnie zła. Nie wiem za co, ale teraz nosi nasze dziecko i nie chce być takim chujem jak mój ojciec. Może nie chcieć mnie w swoim życiu, ale w życiu naszego dziecka chcę się pojawiać.

   Uśmiechnął się znad kubka.

— Cieszę się, że to słyszę, Vincent. Na blacie jest karteczka z jej numerem domowym. Dzwoń i proś o wybaczenie, bo cokolwiek zrobiłeś to małe życie jest warte wszystkiego.

Miłość bez zobowiązań | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz