Rozdział 4

8K 166 3
                                    

Dni mijały, a ja walczyłam.
Byłam okropnie zmęczona tą walką, ale nie chciałam się poddać. Może to było głupie, mogłam się skrzywdzić, odebrać sobie życie, ale wiedziałam, że Colin potraktuje to jak swoją wygraną, a tego nie chciałam mu dać. Uparłam się że wygram tą wojnę i nie zamierzam się poddać.
Bolało mnie całe ciało. Ból stał się codziennością, różniły się tylko miejsca, które bolały.
Byłam gwałcona codziennie, czasami kilka razy, zawsze tak samo boleśnie. Nigdy nie byłam chętna, broniłam się przed tym jak mogłam, jednak nigdy to nic nie dało. Związywał mnie, abym nie walczyła. Tylko raz nie unieruchomił mi ręki, złamałam mu nos, gdy chciał do mnie podejść. Ukarał mnie za to, ale było warto.
Rany stały się ciągiem mojego życia. Wiecznie krawiłam, a nikt nie fatygował się, aby mnie opatrzeć. Mój ból nikogo nie obchodził.
Odkąd pierwszy raz mnie nakarmił dostawałam jedzenie. Dwa razy dziennie ktoś wrzucał je do miski. To było najgorsze, nawet gwałt był lepszy niż przymus jedzenia z naczynia przeznaczonego dla zwierzęcia.
Cały czas zmuszona byłam do klęczenia, poruszałam się na kolanach i nieliczne chwilę, kiedy mogłam stać normalnie odczuwałam jedynie w łazience.
Nie wiedziałam, ile dni minęło. Życie zlało się w jedno, ciągłe pasmo bólu i cierpnia. Bywały momenty, gdy zastanawiałam się, czy warto, ale później patrzyłam na człowieka, który chciał, abym nazywała go panem i wracała mi siła. Nie chciałam przegrać.
Przez ten czas kilkukrotnie byłam zmuszona być obecna na wszelkich rodzajów imprezach. Każda wyglądała podobnie jak ta pierwsza. Czasami w domu pojawiali się pojedynczy goście, podejrzewałam, że Colin załatwia z nimi jakieś interesy i oni również mieli dostęp do mojego ciała.
Tylko raz oddał mnie ochroniarzom. Skrzywdzili mnie tak bardzo, że przez dwa dni nie mogłam się ruszyć. Niewiele pamiętam z czasu, głównie byłam nieprzytomna, ale dzięki temu przynajmniej od nich miałam spokój. Colin był na nich wściekły i byłam pewna, że długo mnie im nie odda, jeśli wogóle pokusi się, aby to zrobić.
Zasada była jedna, przynamniej takie miałam wrażenie, goście mogli robić ze mną wszytko, co nie pozostawało śladów na moim ciele. Kiedy mnie okaleczali Colin natychmiast przerywał tą specyficzną zabawę.
Więc oprócz ran po batach na plecach i pośladkach, oraz dwóch przypaleń od papierosów na moim ciele nie było trwałych ran. Owszem, siniaki i lekkie skaleczenia, ale te z czasem się goiły.
Colin nie umiał mnie złamać. Byłam pierwszą osobą, która walczyła tak długo, co powtarzał niejednokrotnie, a to wywoływało u mnie dumę. Podnosiło mnie na duchu i pozwalało dalej walczyć.
Z każdym kolejnym dniem Colin był coraz bardziej wściekły. Miałam wrażenie, że jest coraz bardziej brutalny, próbując złamać mój upór.
To był dzień jak inny, przynamniej tak myślałam.
Przyszedł po mnie jak zawsze i przypiął do smyczy. Pociągnął mnie za sobą po schodach, nie pozwalając na protest.
Zaprowadził mnie do drewnianej ławki, tej samej, co ja pierwszej imprezie. Walczyłam, kiedy przykuwał mnie kajdanami, abym nie mogła się ruszyć.
  - Ładna dupa, lubię jak jest za co chwycić.
  Zadrżałam na nieznajomy głos. Znowu miał gościa. Więc dzisiaj czekał mnie więcej niż jedne stosunek. Dwóch mężczyzn to dwa razy tyle piekła i bólu.
Próbowałam nie skupiać się na tym, co mówią. Ale jak miałam ignorować słowa mówiące o mnie.
  - Mogę wybrać?
  Nienawidziłam gdy Colin się śmiał, to był taki okropny dźwięk, wywołujący ciarki na całym moim ciele.
  - Jest do twojej dyspozycji.
  Poczułam dłoń na pośladku, która mocniej rozsunęła moje pośladki. Zabrał ją po chwili, wymierzając mi mocny cios. Zacisnęłam zęby, aby nie jęknąć z bólu.
  - Chyba na początek potrzebuje lekkiego rozgrzania, potem wybiorę.
  Szczęka aż zabolała mnie od uścisku i wtedy to do mnie dotarło. Colin popełnił błąd.
Nie założył mi knebla, otwierającego moje usta. Robił to zawsze, za każdym razem gdy mnie wiązał, a już szczególnie w otoczeniu gości. Wiedział, że nie jestem chętna i nie obciągnę nikomu z własnej woli.
Gość ruszył ku moim ustom, a ja musiałam powstrzymać się, żeby się nie uśmiechnąć. Pierwszy raz rozluznilaś sama wargi, pozwalając, abym wsunął we mnie fiuta, wręcz czekałam na ten moment, kiedy się we mnie wbije.
A później zacisnęłam zęby na jego członku.
Ugryzłam go tak mocno, jak byłam w stanie. Byłam pewna, że to moja jedyna szansa i z niej skorzystałam. Żałowałam jedynie tego, że to nie był fiut Colina.
Mężczyzna wrzasnął, odskakując ode mnie. Nie zdążyłam się nawet nacieszyć jego cierpieniem, kiedy przede mną znalazł się Colin.
Zacisnął dłonie na mojej szyi i odetchnęłam z ulgą. Wygrałam, wreszcie mnie zabije i ten koszmar się skończy.
Niestety tylko straciłam przytomność. A pobudka nie była łagodna.
Czułam jedynie ból. To on mnie przebudził. Leżałam na podłodze, na brzuchu i byłam pewna, że Colin jest nade mną.
Nie byłam związana, ale to nie było konieczne. Bolało tak bardzo, że nie byłam w stanie nawet drgnął, nie mówiąc o ucieczce.
Razy opadały na moje plecy raz za razem. Tym razem używał innego bata, o wiele mocniejszego. Każdy cios rozrywał moją skórę, a mi pozostało jedynie wrzeszczeć pod ich siłą.
Liczyłam, że to wreszcie się zakończy, ale ból trwał i trwał.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak jak wtedy, chciałam jedynie zasnąć i już się nie obudzić. Zaczęłam wątpić, czy ta decyzja o walce była słuszna. Może było trzeba się poddać.
Liczyłam, że stracę przytomność, że przestaje czuć ból. Jednak on wiedział co robi. Wiedział, w jakim momencie ma to zakończyć, abym była na krawędzi świadomości, kiedy tylko odrobina dzieliła mnie od stracenia przytomności.
Chwycił mnie za włosy i pociągnął, ale ten ból był niczym w stosunku do tego, co czułam na plecach. Nawet go nie czułam.
Zamknęłam oczy, próbując skoncentrować się na płytkim oddychaniu, aby jak najmniej czuć, kiedy pchnął mnie i po chwili usłyszałam stukot metalu.
  - Witaj w nowej budzie, suko.
  Na te słowa otworzyłam oczy.
Znajdowałam się w piwnicy, już raz tu byłam, tylko teraz było o wiele gorzej.
Leżałam na samym środku pomieszczenia, w metalowej klatce. Była dość duża, ale niska. Pozwalała jedynie leżeć, albo stać na czworakach.
Od razu znalazłam jej normalne zastosowanie. To było ogrodzenia dla psa.
Metalowe miski mnie nie zaskoxzyly, ale gdy spojrzałam dalej miałam ochotę zwymiotować.
W jednym jej końcu stała buda. Taka zwykła buda dla psa.
To był wybieg dla psa, a ja miałam tu zostać. Targnęło mnie na wymioty, a kiedy podniosłam głowę światło w pomieszczeniu zgasło.
Tak miałam spędzić resztę swojego życia? W  budzie, jedząc z misek, na dodatek po ciemku?
Przecież to było piekło, a nie prawdziwe życie.
Nie byłam pewna, ile jeszcze wytrzymam i cyz wogóle dam rady jeszcze walczyć.

Sky [+18] Zabawka cz.VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz