Rozdział 9

6.2K 188 15
                                    


Z samego rana pojechałem do sklepu. Moja niewolnica zdecydowanie musiała mieć w co się ubrać i nie mógł być to mój sweter.
Nie chciałem przesadzić. Byłem pewien, że na początek wystarczy jej bardzo mało. Tak, aby nie poczuła się przytłoczona ilością rzeczy.
Widziałem, w czym chcę ją zobaczyć i od razu skierowałem się na dział z sukienkami. W moje ręce od razu wpadła biała kreacja z małymi falbankami i krótkimi rękawami. Po chwili dobrałem prostą sukienkę w kwiatki na cienkich ramiączkach. Ostatnia była niebieska, zdecydowanie najmniej zdobna, ale i najbardziej praktyczna.
Do swoich zakupów dorzuciłem kilka par skarpet i komplet prostych, różnokolorowych majtek. Uznałem, że to na razie wystarczy.
Chciałem odzyskać swój sweter, więc po powrocie do domu od razu skierowałem się do sypialni Sky. Zapukałem, jednak odpowiedziała mi cisza.
Byłem pewien, że tam jest, więc uchyliłem drzwi. Stała na środku pokoju, z niezawodnie opuszczoną głową, do czego zacząłem się przyzwyczajać.
  - Gdy ktoś puka wypada otworzyć drzwi, ewentualnie zaprosić go do środka.
  Skrzywiła się i prawie zrobiłem to samo. Rzeczywiście świetnie się zachowałem. Zamiast się przywitać, to od razu ją zganiłem.
Wyciągnęłam ku niej torbę z zakupami, jednak nie zrobiła nic, aby ją wziąć.
  - Dla ciebie, Sky.
  Dopiero wtedy podniosła wzrok i zrobiła krok do przodu, aby przyjąć zakupy.
Niemal natychmiast się odsunęła i miałem ochotę westchnąć.
  - Wypada coś powiedzieć.
  - Dziękuję, panie Loganie.
  Wyrzuciła to z sobie tak, jakby była małym robotem, który ma obowiązek odpowiadania tym zwrotem.
  - Przebierz się i przyjdź do mnie. Mój gabinet jest na parterze, gdy zejdziesz schodami będą to trzecie drzwi po prawej, całe czarne.
  Chyba trzasnąłem drzwiami zbyt mocno, ale zdenerwowała mnie swoim tonem. Chciałem, żeby była sobą, a nie wyuczoną maszyną.
Nawet nie zdążyłem usiąść przy biurku w gabinecie, kiedy usłyszłem pukanie do drzwi. Tak ciche i lekkie, że miałem wrażenie, że się przesłyszałem. Jednak słuch mnie nie mylił, to była Sky.
Trzęsła się. Dotarło to do mnie, gdy wpatrywałem się w nią z góry. Miała na sobie tą najprostszą, niebieską sukienkę i od razu pożałowałem, że nie włożyła mojego białego faworyta.
  - Pora cię wdrożyć w pracę. Chodź.
  Ruszyłem korytarzem, pewien, że idzie za mną.
Biblioteka znajdowała się trzy pokoje dalej. Sama w sobie nie była brudna, denerwował mnie jednak bałagan na półkach z książkami, ciągnących się na każdej ze ścian. Miałem ich mnóstwo i chciałem wreszcie nad nimi zapanować. Jednak każdy, któremu zlecałem to zadanie kręcił nosem.
  - Chcę, abyś uporządkowała książki. Po kolei, na każdej półce, masz wziąć każda do ręki, przetrzeć kurz z grzbietu i ustawić w kolejności alfabetycznej, według nazwisk autorów, a nie tytułów. Dopiero, gdy masz kilka książek tego samego autora patrzysz na tytuł. Pracujesz cztery godziny dziennie, nie więcej.- Milczała za długo, więc odwróciłem się, pytając:- Rozumiesz?
  Chyba się tego nie spodziewała, bo cofnęła się o krok, uderzając łokciem w stojący na jednej z półek wazon. Taki zwykły, szklany pojemnik, nic specjalnego.
Spojrzałem na rozlaną na podłodze odrobinę wody i masę kawałków szkła i dopiero po chwili spojrzałem na dziewczynę. Klęknęła, upadła na kolana, nie zwracając uwagi na szkło leżące dokoła.
  - Przepraszam, panie Loganie.
  Kurwa klęczała przedemną bo robiła pieprzony wazon. Przecież to było nic, zwykłą głupota, a ona zachowywała się, jakbym miał ją co najmniej zabić.
  - Idź do sypialni. Zostań tam, aż przemyślisz co zrobiłaś źle, wtedy przyjdź do gabinetu i mi powiedz co to było.
Wręcz uciekła, a ja odetchnąłem z ulgą. Nie chciałem, aby przede mną klęczała. Nikt nie powinien tego robić.
Liczyłem czas, zastanawiałem się, kiedy do tego dojdzie. Ciche pukanie oderwało mnie od laptopa.
  - Klęknęłam, a pan zabronił.
  Kiwnąłem głową na znak tego, że odgadła.
  - Możesz odejść. Zajmij się pracą w bibliotece, a na kolację przyjdź do jadalni.
  Chciałem jej pilnować, obserwować czy je. A jednocześnie też musiałem nauczyć zasad obowiązujących przy stole. Musiała umieć wszystko, aby nie być traktowaną jak niewolnica.
Siadając do stołu mój humor od razu zblakł, bo mimo, że rozmawiałem o tym z Wandą nakrycie dla Sky stało znowu po mojej prawej ręce. W miejscu dla honorowego gościa, albo żony, ale nie dla niewolnicy.
Tym razem dziewczyna usiadła od razu. Nawet nie musiałem jej ponagalać. Chwyciła serwetkę, ledwo ja zrobiłem.
Tylko później było o wiele gorzej. Znowu wybrała niewłaściwe sztućce. Mimo, że nóż w jej dłoni był odpowiedni, to używała nie tego widelca.
  - Wyobrażasz sobie śmiech w kuchni, kiedy zobaczą, że osoba, którą łaskawie zaprosiłem na kolację pobrudziła nóż do steków, mimo, że nie mamy go dzisiaj w karcie?
  Jeśli to możliwe pochyliła głowę jeszcze bardziej, zanim wybrała odpowiedni widelec.
  - Przep...
  Miałem serdecznie dość jej przeprosin.
  - Nie akceptuje przeprosin Sky, masz się zachowywać dobrze, abyś nie miała do nich powodu.
Przerwałem, aby skrzywić się, słysząc dźwięk ocierającego się noża o talerz.
  - Liczę, że szybko opanujesz panujące tu zasady i będziesz ich przestrzegać.
  Odłożyłem swoje sztućce po kolejnych kilkunastu odgłosach, wydanych przez Sky, na które się skrzywiłem i spojrzałem na jej talerz.
Jej sztućce pokazywały na skończony posiłek, jednak nietknięta marchewka mówiła o czym zupełnie innym.
  - Skoro ktoś cię zaprosił wypada zjeść wszystko, nawet jeśli tego nie lubisz. Nie jesteś w zaciszu własnego domu, żeby zostawiać połowę na talerzu.
   Chwyciła na powrót sztućce i skrzywiłem się, patrząc jak podnosi widelec wypełniony marchewką do ust. Połowa spadła z niego, zanim wogóle trafiła jej do jej buzi.
Kogo ja wogóle zabrałem do siebie. Ta dziewczyna nawet nie umiała porządnie zjeść, więc pewnie było też mnóstwo rzeczy, których nie potrafiła.
Nie żałowałem zabrania jej od Colina, ale zacząłem żałować zabrania do swojego domu. Jak wogóle mogłem pomyśleć, że jest aniołem? Owszem, była piękna, ale wygląd to jedno, a zachowanie drugie.
Miałem wrażenie, że i tak wytrzymałem bardzo długo. Zdążyliśmy prawie skończyć danie główne, zanim wybuchłem:
  - Masz jeść cicho, Sky! Nie chcę słyszeć ani jednego brzęczenia talerzy. Jutro jesz kolację w kuchni.
  Nie wiedziałem nawet czy to kara. Dla mnie zdecydowanie było to na plus, nie musiałem siedzieć przy stole, wsłuchując się w dźwięki, które wydawała. A ona mogła odpocząć i jakoś byłem pewien, że tego potrzebowała.
Przynamniej brała sobie moje uwagi do serca, bo ledwo odłożyła sztućce podniosła się z krzesła.
  - Dziękuję, panie Loganie.
  Nawet na nią nie spojrzałem. Nie dałem po sobie w żaden sposób poznać, że usłyszałem. Obawiałem się, że jedynie na nią krzyknę, jeśli popatrzę.
Wyszłam, a ja w końcu mogłem odetchnąć z ulgą i napić się w spokoju kawy. Cierpliwość z pewnością nie była moją mocną stronę, a Sky uparła się, aby wystawić ją na próbę.

Sky [+18] Zabawka cz.VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz