Rozdział 31

4.2K 218 16
                                    


  - Nie.
Leo nawet nie był zaskoczony. Rozmawiałem już o tym z doktorkiem i byłem pewien, że to on poinformował Leo.
Spojrzałem ponownie na Sky, aby pilnować jej oddechu.
  - Ona nie umrze.- powtórzyłem głośniej.
Rozmowa z Leo była o wiele gorsza, bo on przeżył to samo. A ja nie byłem gotowy na taką decyzję.
  - Wiem, że to trudne, ale postaw się w miejscu Sky. Nie możesz jej spytać, co by wybrała, ale możesz się domyślić. Zrób tak, jak ona by to zrobiła.
  Nie chciałem nawet tego słuchać.
  - Cholera, Logan, wiem co czujesz. Byłem w tej samej sytuacji i wtedy to było cholernie ciężkie. Musiałem podjąć decyzję i zrobiłem to, co chciała Julia. Wiesz co? Nie żałuję. Ona wybrała. Pozwoliłem jej umrzeć, chociaż ja nigdy bym sam tego nie wybrał. Nie chciała walczyć i to uszanowałem. Zrób to samo dla Sky.
  Miałem ochotę zatkać uszy dłońmi, zrobić coś, aby nie słyszeć słów wypowiadanych przez Leo.
  - Rozmawiałeś z lekarzami? Nie dają jej szans. Jest za słaba. Logan, ona się poddała. Nie chcę walczyć. Minęła prawie doba, gdyby miała zacząć oddychać już by to zrobiła. 
  Naprawdę minęła doba? Nigdy kiedy? Jakoś czas przestał istnieć, kiedy czekałem przy łóżku Sky.
  - Musisz zrobić to dla niej. Ona już tego nie chce. Nie zamierza walczyć. Gdyby chciała to już by to zrobiła, ale Sky się poddała. Pozwól jej umrzeć, niech nie cierpi. Zgódź się, aby wyłączyli respirator.
  - Widzisz drzwi?- warknąłem do niego, nawet się nie odwracając.- To z nich skorzystaj.
  - Logan...
  - Ona nie umrze. Zawalczy, będzie oddychać. Tylko potrzebuje trochę czasu.
  Na szczęście to zrobił. Wyszedł i mogłem ponownie skupić swoją uwagę na Sky.
  - Nie słuchaj go, aniołku. Nie umrzesz. Masz być dzielna i walczyć. To rozkaz. Dalej jesteś niewolnicą, więc musisz go wykonać. Oddychaj. Mi już pokazałaś, że jesteś cholernie dzielna, więc pokaż to innym.
Czemu nic chciała tego robić? Mówiłem do niej cały czas. Język zaczynał plątać mi się ze zmęczenia i już nie byłem pewny, czy gadam z sensem.
Próbowałem wszystkiego. Zarówno błagałem, jak i groziłem. Ale na Sky nic nie działało. Leżałam bez ruchu.
Rozmawiałem z Damianem już trzy raz. Zawsze mówił to samo, co Leo. Kazał mi podjąć decyzję, ale ja nie chciałem.
Nie byłem na to gotowy. Przecież mój aniołek musiał walczyć. Nie wyobrażałem sobie życia bez niej.
  - Aniołku, bo zaczynam im wierzyć. Zrób cokolwiek, bo przyłapuje się na tym, że myślę o tym, że mogą mieć rację. Nie pozwól mi zmienić zdania, Sky.
  Leo pojawił się po raz kolejny. Tym razem z pojemnikiem w jednej dłoni i sztućcami drugiej. Otworzył mi to tuż przed nosem i podsunął tuż pode mnie.
  - Jedz. - rozkazał.
  Niby po co. Sky też nie jadła, więc ja mogłem robić to samo.
  - A jeśli jej się poprawi? Zacznie oddychać? Jak niby zamierzasz zanieść ją do łazienki, albo wynieść ze szpitala? Nie mów, że mam ją nosić za ciebie.
  Cholera nigdy.
Niemal wyrwałem widelec z jego ręki.
  - Mądra decyzja.
  Dopiero gdy Leo wyszedł spojrzałem na to, co właśnie przeżuwałem.
  - Patrz, Sky. Widzisz co robię? Dalej trzymam cię za rękę. Jem jedynie widelcem. Cholera, przecież bez ciebie nigdy bym tego nie zrobił. Używam obu sztućców do wszystkiego. A ty zmieniłaś to nawet bez żadnego słowa. Widzisz jak na mnie działasz? Nie możesz przecież się poddać. Zmień mnie do końca, Sky. Potrzebujemy sobie nawzajem. Razem nauczymy się żyć normalnie.
Podsunęłem pełny widelec po nos Sky. Może tak?
  - Masz ochotę? Przecież ty uwielbiasz jeść. Dam ci, jeśli otworzysz oczka.
  Nic z tego.
  - Kurde, Sky. Pokaż mi te swoje niebieskie oczka. Chcę je zobaczyć.
Z westchnięciem wsunąłem widelec do swoich ust, nie odrywając jednak wzroku od Sky. Tak, aby być pewnym, że nie zmieniła zdania.
  - Wiesz, co aniołku. Kończą mi się pomysły. Mogłabyś mi chociaż podpowiedzieć co mam dalej mówić. Nigdy nie byłem w tym najlepszym, a od doby nie robię nic innego.
  Zdążyłem zjeść, a Sky ani drgnęła. Wypiłem herbatę, która przeniósł mi Leo, patrząc na zamknięte oczy Sky. Wręcz pobiegłem do łazienki w pokoju obok, ale kiedy wróciłem jak najszybciej się dało dziewczyna dalej leżała bez ruchu.
Po raz kolejny usiadłem na krześle obok jej łóżka. Chwyciłem ją za dłoń i ścisnąłem. Nie odwzajemniła uścisku, nie otworzyła oczu, ani nie zaczęła oddychać. Maszyna ciągle piszczała, robiąc to za nią.
Zacząłem wątpić, we wszystko.
Zawaliłem najbardziej na świecie. Poszedłem po jedzenie, zostawiłem ją samą i Sky miała zapłacić za to swoim życiem. Byłem pewny, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Zniszczyłem mojego aniołka, bo byłem głodny.
Im dłużej tak siedziałem, tym bardziej upewniałem się w słowa wszystkich dokoła.
Mój aniołek nie chciał walczyć.
Sky chciała umrzeć.
Byłem pewien, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Podniosłem się, aby po raz ostatni pocałować ją w czoło.
Kolejny pocałunek wymierzyłem w jej dłoń, kiedy szepnąłem to, co planowałem powiedzieć jej, gdy wreszcie otworzy oczy.
  - Kocham cię, Sky.
  Podjąłem decyzję.
Jednak na myśl, że już nigdy nie zobaczę jej oczu, łzy poleciały ciurkiem z moich oczu.
Przycisnąłem twarzy do koca, tuż obok jej dłoni, aby wytrzeć łzy.
  - Dobrze, Sky. Zrobimy to ostatni raz. Liczę do pięciu i jeśli nie chcesz że mną zostać to po prostu tego nie rób, nie otwieraj oczu, nie oddychaj, nie ruszaj palcami. Nigdy cię o to nie spytałem, a powiniem. Aniołku, jeśli nie chcesz ze mną być, nie musisz. Ty jesteś najważniejsza. Jakoś dam radę. Poradzę sobię, skup się na sobie. Jeśli nie masz siły walczyć to tego nie rób. Przekaże im wszystkim, że tego nie chcesz. Zrobimy to po twojemu, bo jesteś najważniejsza na świecie.
  Głos mi się załamał. Musiałem odczekać chwilę, aby móc wykrztusić z siebie ostatnie słowa.
  - Uwaga, Sky. Liczę. Jeden... Dwa...-tym razem ociągałem się jak mogłem, liczyłem tak wolno jak się dało, bo to miało być nasze ostatnie liczenie.- Trzy... Cztery....
  Nie.
Poczułem to na swoim policzku.
Szarpnąłem głową w górę, aby zobaczyć to jeszcze raz, aby się upewnić.
Zrobiła to ponownie, poruszyła palcem.
  - Właśnie tak, aniołku, walcz dla nas.

Sky [+18] Zabawka cz.VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz