Rozdział 28

4.2K 222 28
                                    


Nawet nie musiałem otwierać oczu, aby uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Sky praktycznie na mnie leżała. Sam nie byłem lepszy, bo obejmowałem ją dłoni tak mocno, jak się dało, nawet przez sen.
Była tak okropnie urocza. Czubek jej głowy znajdował się tuż pod moim podbródkiem. Wtuliła twarz w moją koszulę, a dłoń, którą trzymała na moim udzie w niczym nie pomagała.
Ten spacer cholernie mnie zmęczył. Sky wyglądała na tak szczęśliwą, że nie miałem serca powiedzieć jej o powrocie. Jednak w końcu musiałem. Zrobiłem to chyba z pół godziny za późno, ale zupełnie nie żałowałem.
Uśmiechała się. Wpatrywała się we wszystko dokoła. W to, co ja nigdy bym nie zwrócił uwagi, a przez nią otworzyłem szerzej oczy. Drzewa, budynki, nawet pasy na drodze, ze Sky wszystko nabierało jakiegoś nowego znaczenia.
Straciła zapał jakieś pół godziny marszu od hotelu. Była zmęczona tak samo jak ja i spacer też przestał ją cieszyć.
Nie potrafiłem przesunąć jej i wstać. Leżałem praktycznie bez ruchu, bojąc się chociaż drgnąć, aby się nie obudziła.
Nawet mnie nie dziwiło, że spałem tak długo. Zanim nie zacząłem tulić do siebie Sky podczas snu spałem o wiele krócej. A teraz, jakbym nie mógł się nią nacieszyć. Mogłem spać godzinami, a i tak było mi mało. Jej, a nie snu.
Leżałem tak dobre pół godziny, zanim zaczęło burczeć mi w brzuchu. Dopiero to skłoniło mnie, abym przełożył Sky na kołdrę i wstał z łóżka.
Dziewczyna nawet nie drgnęła. Jękneła i byłem pewien, że zmiana pozycji jej się nie podoba, ale się nie obudziła. Musiała być zmęczona i wcale mnie to nie dziwiło.
Przecież nie miała praktycznie żadnego ruchu w ciągu dnia, nie chodziła na spacery, więc nie była do tego przyzwyczajona. A ten był stanowczo za długi.
Byłem pewien, że Sky nie będzie chętna na wyjście do restauracji, a hotelowe jedzenie nie było najlepsze, co zauważyłem już przy śniadaniu.
Więc postanowiłem wyskoczyć do knajpki, którą dostrzegłem na naszym spacerze. Miałem do niej jakieś pięć minut pieszo, więc powinien zdążyć, zanim Sky się obudzi.
Chciałem mieć już gotowe jedzenie, aby później nie musieć go szukać. Resztę dnia i tak planowałem spędzić w sypialni. Jeden spacer to i tak dla Sky było dużo. Jedliśmy kilka godzin temu, a ja nie zamierzałem pozwolić by Sky przegapiła jeszcze jakiś posiłek.
Nawet nie przyszło mi do głowy wziąć samochód, aby było warto. Nogi bolały, miałem odciski na prawej stopie, ale było warto. Bo robiłem to dla Sky. Jakoś wszystko nabierało sensu, gdy zacząłem stawiać ją na pierwszym miejscu.
Miałem problem z tym, co zamówić. Nawet nie wiedziałem co moja dziewczynka lubi. Znałem jedynie jej upodobanie do słodyczy, ale przecież nie mogłem na mnie obiad przynieść jej ciasta. Wybrałem bezpieczne opcje, przynamniej tak mi się wydawało i mimo, że nigdy tego nie robiłem zamówiłem deser.
Było trzeba zamówić do hotelu. Dotarło to do mnie po dwudziestu minutach oczekiwania, zanim dostałem swoje zamówienie.
Zabrałem Sky na wakacje i zostawiłem samą w hotelu. Przecież przywiozłem ją tu, aby być obok. Odpocząć od pracy, a jednocześnie skupić się na Sky.
Byłem pewien, że czeka w pokoju, nawet jeśli się już obudziła. Bała się za bardzo, aby go opuścić.
Tylko mogłem pomyśleć o zostawieniu jej jakieś kartki. Powiedzeniu w jakiś sposób gdzie idę i kiedy wrócę. Miałem nadzieję, że chociaż oswoiła się z pokojem i nie będzie się bać. Powinna być pewna, że nikt tam nie wejdzie.
Im bliżej byłem hotelu, tym bardziej chciałem ją zobaczyć. Nie było mnie góra czterdzieści minut, ale chciałem być pewien, że Sky się nie boi. W domu byłem tego świadomy zawsze, ale tu byłem jedyną osobą, którą znała i nawet nie zdążyłem wrócić, a już żałowałem tego wypadu. Miałem się nią opiekować.
  - Sky, jes...
  Słowa zmarły mi na ustach, kiedy pchnąłem drzwi pokoju.
Wypuściłem torbę z jedzeniem na podłogę, ale dopiero po fakcie to zauważyłem.
Pokój był pusty.
Kurwa.
Dla pewności pokonałem te kilka kroków, aby zajrzeć do łazienki. Nie było jej.
Przecież nie mogła uciec. Mogła? Nie, nie mogła.
Byłem pewien, że tego nie zrobiła. Drzwi były otwarte, zatrzaśnięte jedynie od strony korytarza, więc mogła wyjść bez problemu, ale jakoś w to nie wierzyłem. Moja dziewczyna bała się nawet iść na spacerze koło mnie, a teraz była gdzieś sama.
,,Musisz częściej wychodzić. "
,,Oczekuje, że będziesz sama wychodzić na zewnątrz."
Moje słowa uderzyły we mnie jak obuch. Przecież jej to powiedziałem. Jednak wspomniałem też o domu, miała to zrobić tam, gdzie będzie bezpieczna w zasięgu wzroku moich ochroniarzy.
Pokonała swój lęk i wyszła z pokoju?
Wyszedłem na długi, pusty korytarz. Nie było jej tu. Nawet nie wiedziałem gdzie szukać. Przecież niemożliwe, żeby weszła do czyjegoś pokoju.
Sprawdziłem jedną stronę korytarza, a później cofnąłem się do drugiej. Przecież tu nawet nie było miejsca, gdzie mogła by pójść. Same pokoje gościnne.
Szarpnąłem drzwiami od klatki schodowej, ale za nimi panowała zupełna cisza. Nawet nikt nimi nie szedł.
Serce biło mi zdecywanie za szybko, puls skoczył do jakiś absurdalnych ilości. Musiałem wytrzeć spocone dłonie w spodnie, żeby móc myśleć.
Przecież mój aniołek musiał gdzieś tu być.
Rzuciłem się po schodach na dół. Winda była zbyt wolna, poza tym znajdowała się po drugiej stronie korytarza, więc traciłem cenne sekundy.
Jakoś czułem to w kościach. Wiedziałem, że coś było nie tak. Sky była gdzieś, gdzie nie powinna i musiała się bać.
Było trzeba siedzieć głodnym, albo zamówić jedzenie z hotelu. Przecież miałem stawiać ją na pierwszym miejscu, a zostawiłem ją samą.
Dyszałem, kiedy zbiegłem na parter. W holu stało kilka osób, ale żadna nie było tą, której szukałem.
Musiałem wyglądać źle, bo recepcjonistka bez żadnego zbędnego słowa pokazał mi, gdzie znajduje się biuro ochrony.
Przekonanie dwóch mężczyzn, aby pokazali mi nagrania z kamer nie było trudne. Zacisnąłem dłonie na krześle, wpatrując się w jeden z monitorów. Miałem problem, aby normalnie oddychać. Po prostu się nie dało.
Proszę cię, aniołku, bądź gdzieś tam bezpieczna. Już nigdy nie wypuszczę cię z objęć, tylko niech nic ci się nie stanie.
Drzwi naszego pokoju otworzyły się jakieś dziesięć minut po moim wyjściu. Cholera, mogłem poleżeć z nią tą chwilę dłużej.
Robiła to tak powoli, że byłem pewien, że się boi. Zacisnąłem dłonie tak mocno, że poczułem własne paznokcie.
Mój aniołek robił krok za krokiem i nawet wiedząc to na kamerze mogłem zauważyć jakie to dla niej trudne. Po cholerę wypowiedziałem te słowa o wyjściu. Potraktowała je serio, wyszła sama i byłem pewien, że zrobiła to dla mnie. A przecież tak bardzo się bała. Powiniem być obok i trzymać ją za rękę.
Doszła do drzwi prowadzących na klatkę schodową i w myślach błagałem ją, aby zawróciła. Już pokazała mi, że potrafi. Mogła odwrócić się i wrócić do pokoju, ale Sky była dzielniejsza, niż sądziłem. Uchyliła drzwi, wchodząc na schody.
Chwyciła się barierki, jakby to był jej obrońca, jakby to była moja dłoń, której nie chciała puścić. Przecież to powiniem być ja.
Zeszła zaledwie na półpiętro i zmarła. Widziałem po jej twarzy, że coś jest nie tak. Zacisnęła dłoń na barierce, jak zawsze na mojej, gdy się bała.
Z pozycji kamery nie widziałem reszty schodów. Jednak reakcja mojego aniołka była jednoznaczna. Widziałem, że kogoś spotkała i wcale jej się to nie spodobało.
Powiedziała coś i dałbym wszytko, aby kamery miały dźwięk, abym mógł usłyszeć te krótkie słowo.
Chwilę później nie byłem jedynym, który przeklął. Reakcja dwóch obecnych przy mnie ochroniarzy była taka sama jak moja.
Mój aniołek dalej stał na schodach ze spojrzeniem wbitym w kilkanaście schodków później, kiedy obok niej pojawił się mężczyzna. Nie znałem człowieka, który kopnął Sky w kostki, sprawiając, że zachwiała się na nogach.
Napastnik po chwili wykonał kolejny cios, a mój aniołek chwycił się z bólu za brzuch. Mężczyzna przerzucił Sky przez ramię i z wstrzymanym oddechem patrzyłem, jak mój aniołek próbuje walczyć.
Nie miała szans. Facet był ogromny, a Sky ważyła jakieś pięćdziesiąt kilo.
Słyszałem poruszenie mężczyzn obok mnie. Jak użyli krótkofalówki, aby kogoś o tym poinformować. Ale ja nie mogłem oderwać wzroku od kamery.
Kamera zmieniła się i zadrżałem, dokładnie tak jak Sky, kiedy się bała.
Scarlett.
Cholera, przecież miałem ją zabić. Dotknęła mojego aniołka, skrzywdziła go i powinna za to zapłacić. Już dawno temu, dzień po przyjęciu, a ja tego nie zrobiłem.
Mój aniołek walczył, trzymany przez ochroniarza Scarlett, której uśmiech wstrząsnął moim ciałem. 
Kolejne kamery przeskakiwały już szybko, w przyspieszeniu patrzyłem gdzie idą. Moje serce zamierało za każdym razem, gdy Sky obrywała po raz kolejny. Działo się to, co chwila, bo mój aniołek walczył.
Ile to było temu ? Była już tam dobrą godzinę, przez ten czas mogło stać się wszystko.
Drzwi za Scarlett zatrzasnęły się z hukiem, weszła do jednego z pokoi z moim aniołkiem.
Rzuciłem się do wyjścia, biegłem po schodach, aby było szybciej, słysząc za sobą głosy ochroniarzy.
Czemu to było tak wysoko? Każde piętro zajmowało mi cenne sekundy, a musiałem wbiec na te najwyższe.
Drzwi nie były zamknięte. Szarpnąłem nimi tak mocno, że prawie wyleciały z zawiasów.
Wiem, że w pomieszczeniu było coś więcej, ludzie, mebele, ale ja patrzyłem tylko na Sky.
Mój aniołek leżał na podłodze, skulony w kałuży własnej krwi.
Byłem przy niej, zanim zdążyłem pomyśleć, czy to słuszne. Sam też mogłem oberwać, ale Sky była ważniejsza.
Było złe, fatalnie.
Mój aniołek ledwo oddychał, musiałem pochylić się, żeby zobaczyć, czy wogóle to robi. Krwawiła z kilkunastu otwartych ran, była prawie sina z niedotlenienia i zupełnie zimna, jak na granicy śmierci.
Chwyciłem ją na ręce, nawet o tym nie myśląc.
Sky, trzymam cię. Przecież obiecałem ci, że zawsze będę cię trzymał.
Tylko nie umieraj.
Błagam cię aniołku, nie umieraj.

Sky [+18] Zabawka cz.VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz