Rozdział 25

6.4K 253 18
                                    


  - Wyjeżdżamy.
Nie. Nie. Nie.
Przecież niedawno już to robiliśmy. Czemu musieliśmy to powtarzać?
Tu było dobrze. Byłam bezpieczna, nikt nie chciał mnie skrzywdzić, a tam nie wiedziałam co mnie czeka.
  - Sky...
  Pan Logan podszedł do mnie i dłoń zmusiła mnie, abym podniosła głowę do góry. Ostatnio robił tak bardzo często, jakby był ciekawy moich emocji, a przecież to on był ważny, a nie ja.
  -  Jedziemy do hotelu. Takie mini wakacje, na dwie noce. Chcę, abyś zaczęła przyzwyczajać się do normalnego świata, a hotel to chyba najlepsza opcja. Nikt nie będzie nas tam znać.
  Ale ja nie chciałam wakacji. Miałam ochotę paść przed nim na kolana i prosić, aby tego nie robił.
  - Sky, będziesz bezpieczna. Obiecuję, nikt cię nawet nie dotknie. Odpoczniemy, pójdziemy na spacer i na kolację. To nie żadna kara. Chcę ci pokazać, że życie na zewnątrz też jest dobre.
  Przecież nie było. Na zewnątrz było źle. Pan traktował mnie zupełnie inaczej, niż wszyscy i nie chciałam z tego rezygnować.
Tylko nie dał mi wyboru.
  - Spakuj się, Sky. Weź torbę podróżną z mojej szafy. Obiecuję, że wrócimy za dwa dni.
  Przejechał palcem po moim policzku, zanim mnie zostawił.
Musiałam zrobić coś, czego tak bardzo nie chciałam. Ale to był rozkaz. Przecież nie mogłam postąpić inaczej.
Zostawiłam spakowaną torbę przy drzwiach sypialni i nie potrafiłam usiąść. Chodziłam od okna do drzwi, próbując zmusić się, aby oddychać normalnie. Aby nie panikować.
Zatrzymałam się gwałtownie na środku pokoju, gdy drzwi do sypialni się otworzyły. Pan westchnął, zanim się odezwał:
  - Aniołku, zaufaj mi. Nic się nie wydarzy. Wiem, że ostatnio nawaliłem, ale uczę się na błędach.
  Lubiłam, gdy mówił. Wtedy wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Jednak tym razem to nie były słowa, które chciałam usłyszeć.
Krążył przez chwilę po pokoju, kiedy ja nie potrafiłam zrobić chociaż kroku. Liczyłam na to, że się rozmyśli. Pojedzie sam i pozwoli mi zostać.
W końcu chwycił swoją torbę i po chwili także tą, w którą ja się spakowałam. Otworzył drzwi na oścież i odwrócił się w moją stronę.
  - Chodź.
  Rozkaz.
Byłam przyzwyczajona do wykonywania rozkazów, chociaż te rzadko bywały takie, jakie bym sobie życzyła. Więc wykonanie tych kilkunastu kroków nie sprawiło mi kłopotu, był to przymus, do którego byłam przyzwyczajona.
  - Zaufaj mi, Sky.
  Pan powtórzył te słowa, zanim chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą. Chciałam, aby dał mi jeszcze chwilę, pozwolił abym mogła uspokoić się przez wyjściem, ale tego też nie zrobił.
Od wczorajszego spaceru z panem moja kurtka trzymana była tam gdzie jego, na dole w małej szatni. Czułam się dziwnie, gdy służąca chciała mi ją podać. Przecież to powinnam robić ja. Nie byłam gościem, tylko niewolnicą, a tu wcale się tak nie czułam.
Nawet nie miałam szansy chwycić swojego nakrycia. Pan Logan zrobił to za mnie i przytrzymał kurtkę. Przez chwilę nie zrozumiałam, musiał kiwnąć głową, abym włożyła dłonie w rozłożone przez niego ubranie. Odwrócił mnie ku sobie, zapinając zamek kurtki, po czym nasunął na moją głowę czapkę.
Zakończył pocałunkiem w czoło, który był niebezpieczny. Robił w moim brzuchu coś, czego chyba nie powinnam czuć. Czułam się wtedy zbyt lekko, jakbym była w stanie zrobić wszystko.
Pan szedł szybko i mimo, że przepuścił mnie w drzwiach to przy samochodzie znalazł się jako pierwszy. Otworzył drzwi dla pasażera i przytrzymał je przede mną.
  - Sky? - spytał, gdy zatrzymałam się jakiś krok od samochodu.
  Przecież sam mi to powiedział pierwszego dnia. Nie powinien otwierać przede mną drzwi. Nie byłam damą.
  - O co chodzi?
  - Nie mogę wsiąść.
  - Dlaczego?
  Przyznanie tego było trudne. Ale przecież to była prawda. Sam to powtarzał i to kilkukrotnie.
  - Nie jestem damą.- przyznałam wreszcie.
  To była prawda. Sam tak powiedział, więc czemu był zły?
  - Wsiadaj!
  Prawie krzyknął i zrobiłam to czym prędzej. Zatrzasnął za mną drzwi i podkoczyłam na siedzeniu. Po chwili zrobił to samo z tymi od swojej strony, wywołując moje drżenie.
  - Pasy.- warknął, odpalając silnik.
  Zapomniałam. Jak mogłam zapomnieć.
Było trzeba nic nie mówić. Milczeć i wsiąść do samochodu. Tylko, że wtedy też byłby zły. Po co otworzył przede mną drzwi, skoro sam mówił, że nie będzie tego robił. Przecież obie opcje były złe, żadna by go nie zadowoliła.
Położyłam dłonie na udach, aby przypadkiem czegoś nie dotknąć. Wtedy byłby jeszcze bardziej zły. Starałam się oddychać się spokojnie, nie denerwować go bardziej.
  - Sky, przestań to robić.
  Ale co? Odezwał się po kilkunastu minutach ciszy. Przecież nie zrobiłam nic złego. Siedziałam bez ruchu, tak jak powinnam. Nie patrzyłam nigdzie indziej, niż na swoje dłonie. Nawet się nie odezwałam. A on znowu nie był zadowolony.
  - Wiesz, co zrozumiałem przez ten czas, który ze mną jesteś?
  Wstrzymałam oddech, oczekując dalszych słów.
  - Większość rzeczy, które do tej pory uznawałem za słuszne wcale takie nie są. Ty mi to uświadomiłaś. Jesteś damą Sky. Nie te durne kobiety w salonie, ale ty.
  Powinnam zacząć się martwić? Coś było kompletnie nie tak. Przecież ja byłam niewolnicą. Tylko niewolnicą.
  - Jesteś od nich o wiele lepszą i żałuję słów, które do ciebie wypowiedziałem. Wyglądałaś cholernie pięknie w tej czerwonej sukience. Byłaś najpiękniejszą dziewczyną na całym przyjęciu i piekielnie żałuję, że nie powiedziałem ci o tym od razu.
Co?
Moje serce zwolniło, by po chwili nagle przyspieszyć. Byłam piękna?
  - Od dzisiaj zawsze będę otwierać ci drzwi. Nie waż się robić tego sama.
  Przecież to była rzecz zarezerwowana dla damy, a ja...
  - Zajedziemy gdzieś na kolację, już późno, a ty masz jeść. Pewnie nie chcesz jeść w restauracji, więc zamówię na wynos i zjemy w samochodzie.
  Chyba śniłam. Pan zatrzymał się przy fast foodzie i odebrał zamówienie przez okno samochodu. Ścisnął mnie za udo, gdy napiełam się na widok obsługi restauracji. A po chwili stanął na parkingu i wyciągnął ku mnie hamburgera w kartonowym opakowaniu.
  - Śmiało.
  Pan nie jadał takich rzeczy. Jednak pozwolił, więc otworzyłam kartonik. Wyglądało tak dobrze, że ślinka napłynęła mi do ust.
Chwyciłam hamburgera w dłonie, podniosłam do ust i zamarłam w połowie drogi.
Pan Logan otworzył schowek i wyciągnął sztućce. Rozerwał opakowanie, w którym były zamknięte, i rozłożył małą serwetkę na kolanach. Dopiero wtedy otworzył swoje pudełko i dotknął burgera sztućcami.
,,Serwetka ma leżeć na kolanach"
,,Masz używać obu sztućców i do cholery wybierz właściwe"
Odłożyłam hamburgera do pudełka tak szybko, jak to możliwe. Jednak za wolno. Pan spojrzał na mnie i musiał to zauważyć. Moje palce były brudne od jedzenia, a kropla sosu upadła na moje spodnie.
  - Sky...
  - Przepraszam.
  Nie. Przecież miałam nie przepraszać. 
  - Aniołku...
  Proszę, tylko nie krzycz. Już nie będę. Nie będę jadła, tylko nie bądź zły.
  - Aniołku, spójrz na mnie.
  Tak bardzo nie chciałam, ale przecież to był rozkaz. Musiałam. Co dziwne uśmiechał się. Przecież złamałam rozkazy, a on nie był zły.
  - Trochę przesadziłem, co nie?
  Przecież to ja wszystko zepsułam.
  - Zrobimy po twojemu.
  Jak to po mojemu? Przecież to on był panem.
Patrzyłam, jak odkłada sztućce na swoje miejsce, chwilę później zrobił to samo z serwetką. Westchnął, zanim podwinął rękawy kurtki, a później chwycił hamburgera w dłonie.
Miałam wrażenie, że skrzywił się, zanim podniósł go do ust. Przecież pan zawsze używał sztućców. Nie mógł zrezygnować z nich ze względu na mnie.
  - Jedz, Sky.
  W głowie mi wirowało. Palcami? Przecież będzie zły. Ale przecież sam to robił. Jadł, nie używając sztućców.
  Roześmiał się i musiałam na niego spojrzeć.
  Oderwał jedną dłoń od burgera i sięgnął ku mojej twarzy. Użył wierzchu nadgarstka, aby dotknąć mojego podbródka.
- Zamknij usta, aniołku. To, że jem palcami jest takie dziwne?
Zaschło mi w ustach i byłam pewna, że nie odpowiem słownie, więc kiwnęłam głową.
  - A wiesz, że bez ciebie nigdy bym tego nie zrobił. Cholernie cieszę się, że jesteś obok.
  Ale...
Potrzebowałam dłuższej chwili, aby zacząć ponownie myśleć. Jakbym na chwilę przestała to robić.
Cieszył się, że jestem obok. Jakbym była kimś naprawdę ważnym. Był zadowolony z tego, że siedzę obok. To, że musiałam przyjść do samochodu, wstrzymując oddech było już nieważne. Nieistotne było gdzie jedziemy, ważne że jechałam ze swoim panem.

Sky [+18] Zabawka cz.VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz