Rozdział 7

8.5K 244 17
                                    


Klęczała bez ruchu, totalnie bez ruchu, jakby to, że jej pan leży na posadzce z kulą w głowie zupełnie jej nie obchodziło. A przecież powinno.
Była wolna. Znaczy nie w sensie prawnym, bo przechodziła na ręce nowego właściciela, ale była wolna od tego piekła. Mogła odetchnąć spokojnie, a tego nie zrobiła.
Nawet nie podniosła głowy, znad podłogi. Byłem pewien, że widzi ciało. Patrzyła właśnie w tamtą stronę, jednak nie reagowała. Jakby zamarła w czasie, gdy tu trafiła. Bolało ją tak bardzo, że zamknęła się w sobie, aby tego uniknąć. Poddała się z przymusu.
Kucnąłem przed wąskim wejściem do klatki i wyciągnąłem do niej dłoń. Nawet nie powinien być zaskoczony, że na mnie nie spojrzała.
  - Chodź.
  Nawet nie drgnęła, więc powtórzyłem. Tym razem o wiele mocniej i gwałtowniej, tak jak powinien zrobić to pan. Dopiero wtedy zareagowała.
Przesunęła się do przodu, pozwalając, abym mógł dotknąć jej ciała. Nie podała mi dłoni, jak zrobiłby to każdy. Podeszła, bo jej kazałem, ale nie zrobiła nic, aby wykonać jakikolwiek gest w moją stronę.
Podciągnęłem ją do góry, upewniłem się, że stoi na nogach stabilnie, zanim zerwałem z jej szyi obroże. Zdjąłem swoją kurtkę.
Dziewczyna sięgała mi ledwie do ramienia, była okropnie szczupła. Aż na skraju niedożywienia. Zarzuciłem kurtkę na jej ramiona i sam musiałem wsunąć jej dłonie w rękawy. Ubranie wyglądało na niej jak worek.
Zapiąłem zamek kurtki i zarzuciłem kaptur na jej głowę, zanim ją podniosłem. Była okropnie lekka, za lekka. Mogła ważyć czterdzieści kilka kilo, a to było zdecydowanie za mało.
Oplotłem jej nogi wokoło swoich bioder i przyciągnąłem dłonią jej kark, zmuszając, aby się we mnie wtuliła. Tak na wszelki wypadek, gdyby chciała uciec. Jednak zupełnie niepotrzebnie, bo dziewczyna ani drgnęła.
Wyszedłem tyłem. Znałem dom brata na tyle, by wiedzieć jak opuścić go niezauważonym.
Zupełnie nie przejmowałem się zwłokami. Ktoś go na pewno znajdzie i będą wiedzieli, że to ja. Tylko nikt nie będzie w stanie mnie postawić przed sądem. Raczej większość ludzi biłaby mi brawo, niż postawiła w stan oskarżenia.
Jedynie czym musiałem się przejąć to moim aniołkiem. Aby upewnić się, że zostanie ze mną. Podanie prawnikowi dokumentów o sprzedaży dziewczyny, z datą kilka dni wstecz kosztowało mnie trochę, ale zdecydowanie było warto. Dzięki temu nikt nie mógł mi jej zabrać.
Posadziłam dziewczynę w aucie i zatrzasnęłem za nią drzwi. Zanim obszedłem auto nie zmieniła pozycji. Siedziała idealnie wyprostowana, nie dotykając plecami oparcia, z dłońmi położonymi płasko na udo i oczami skupionymi właśnie na nich. Idealna laleczka.
Sięgnąłem, aby zapiąć jej pas i dopiero wtedy się poruszyła. Ledwo dostrzegalnie, ale przekręciła głowę w bok. Jakby przestraszyła się mojego gwałtownego gestu i nie chciała, abym ją spoliczkował.
Upewniłem się, że jest przypięta, i pchnąłem ją nieco w tył, by oparła się o fotel. Zrobiła to jak mały robocik, ale przynamniej byłem pewien, że jest jej wygodniej.
Odpaliłem silnik i czekałem na cokolwiek. Chciałem dać jej czas i tak czekała nas długa droga. Pragnąłem, aby zareagowała. Uśmiechnęła się, rozpłakała, czy zaczęła krzyczeć, cokolwiek, by pokazała swoje uczucia. A ona ani drgnęła.
Po pół godzinie straciłem nadzieję. Byłem już pewien, że nie zrobi nic.
  - Jak pewnie już zauważyłam, jesteś twoim nowym panem.- warknąłem wreszcie.- Mam na imię Logan i tak masz się do mnie zwracać.
Zdecydowanie nie chciałem, aby mnie tytułowała. To było coś, co może zaspokajało innych, ale nie mnie.
  - Jak masz na imię?
  Nie mogłem ciągle myśleć o niej w formie nijakiej. Przecież nie mogłem wołać jej, używając jakiegoś przedrostka.
Jakby nie usłyszała pytania, nie zrobiła kompletnie nic.
  - Nie zwykłem powtarzać.
  Dopiero po tym komentarzu zareagowała. Byłem pewien, że drgnęła, zanim ponownie znieruchomiała.
  - Sky, panie Loganie.
Jej głos był niesamowity. Mimo, że mówiła cicho to lekkiej chrypki nie dało się przegapić. Miała niski ton głosu, który lekko drżał, gdy wypowiadała te słowa.
Potrzebowałem chwili, aby się otrząsnąć i zdecydowanie chciałem usłyszeć więcej. Cokolwiek, byle by mówiła.
I to mnie przeraziło. Działała na mnie zbyt mocno. Przecież to była niewolnica. Owszem, skrzydzona jak mało która, ale przecież nie powinien nic do niej czuć. Zabrać od brata, opatrzeć, ale zakochać się. A ona podobała mi się za bardzo.
Leo był ostatnio na ustach wszystkich. Zakochał się w niewolnicy, co wywoływało szok w społeczeństwie. Nie chciałem być jak on. Uratowałem dziewczynę i zamierzałem zapewnić jej dobre życie, o wiele lepsze niż u Colina, ale nic więcej.
  - Liczę, że potrafisz się zachować. Zabrałem cię stamtąd i już nigdy nie wrócisz do podobnego miejsca, ale w zamian oczekuję posłuszeństwa.
  Nie chciałem, żeby zachowywała się jak mały robot, tak jak teraz. Zdecydowanie chciałem, aby miała swoje zdanie, jednak musiałem być pewien, że mnie słucha. Niektóre zasady były obowiązkowe: jak nie uciekanie, nie przeszkadzanie mi w pracy czy nie wychodzenie samej na zewnątrz. Takie podstawy, które były niezbędne i miałem nadzieję, że szybko je zrozumie.
Nie odezwała się i ta cisza była nieznośna. Mogłaby coś powiedzieć, chociaż nawet przytaknąć, cokolwiek, aby było mniej niezręcznie. Sięgnąłem, aby włączyć radio i znowu zrobiła to samo. Wzdrygneła się na mój ruch, jakby bała się, że ją uderzę.
Radio nie polepszyło sytuacji. Ciągle czułem się dziwnie. Sky nawet na mnie nie patrzyła, siedziała bez ruchu, ze wzrokiem wbitym w swoje dłonie, jednak aż nazbyt czułem jej obecność.
Jeszcze nigdy podróż nie trwała tak długo. Żeby zabić tą ciszę wykonałem kilka telefonów. Poinformowałam gospodynie o naszym nowym domowniku, po czym załatwiłem kilka spraw.
Wręcz przemęczyłem się przez tą godzinę, działająca nas od domu i kiedy zaparkowałem pod wejściem mogłem odetchnąć z ulgi.
Niemal wyskoczyłem z samochodu, tylko ona nie zrobiła tego samego. Przecież widziała, że dojechaliśmy. Chyba nie oczekiwała, że jej pomogę.
Szarpnąłem drzwi od jej strony mocniej, niż to było potrzebne.
- Chyba nie liczysz na to, że będę otwierał przed tobą drzwi. Nie jesteś damą.
Nie drgnęła. Nawet się nie poruszyła.
  - Wysiadaj.
  Dopiero moje warknięcie spowodowało, że wyskoczyła z samochodu.
Od razu pożałowałem moich ostrych słów. Skąd miała wiedzieć czy ma wysiąść, przecież nic nie powiedziałem. A nakrzyczałem na nią, jakby nie wykonała rozkazu.
  - Chodź. - to już powiedziałem o wiele łagodniejszym tonem.
  Musiałem uważać na to, co mówię, tego byłam pewien.
Ledwo zdążyłem ją złapać. Zaczęła kucać i byłem pewien, że chce klęknąć. Iść za mną na czworakach, przy mojej nodze, jak pies, którym przecież nie była.
  - Na nogach, Sky. Nie będziesz klęczeć, przed nikim.
Ruszyłem przodem i dopiero po kilku krokach odwróciłem się, by na nią spojrzeć.
Szła jakieś dwa kroki za mną. Z pochyloną głową, wpatrując się w śnieg leżący na ziemi.
Dawno nie mailem niewolnicy. Dobrze mi było bez niej, bez martwienia się o jej zachcianki. A teraz jakoś tak wyszło, że znowu stałem się właścicielem.
Pierwszy wszedłem do domu, zostawiłem za sobą drzwi otwarte i zwolniłem kroku, nasłuchując. Po chwili przestałem odczuwać zimne powietrze ciągnące z podwórka, więc musiała je zamknąć.
Mój dom był duży, to wręcz mały pałacyk z kilkunastoma sypialniami i kilkoma salonami. Sypialnie na niższych piętrach przeznaczone były dla mojej służby i zastanawiałem się, czy nie umieścić dziewczyny tam. Jednak tam ciągle był hałas, sam unikałem tej części domu, chcąc odpocząć od wszelkich odgłosów. Jakoś byłem pewien, że Sky potrzebuje tego samego, ciszy i spokoju. Pewności, że w swojej sypialni jest bezpieczna.
Dlatego wybrałem jedyną sypialnię, znajdująca się na tym samym korytarzu, co moje pokoje. W zupełnie innej części korytarza, ale jeszcze nikt nie mieszkał tak blisko mnie. Trochę mnie to przerażało, ale obiecałem sobie ją przenieść, jeśli okaże się upierdliwym sąsiadem.
Musieliśmy pokonać dwie kondygnacje schodów i mimo, że starałem się usłyszeć, czy moja niewolnica idzie za mną to robiła to zdecydowanie za cicho. Zmuszony byłem się obejrzeć i robiłem to kilka razy. Nie byłem przyzwyczajony do tego, z ktoś idzie za mną, a nie obok.
Z wachaniem otworzyłem drzwi jej nowego pokoju. Liczyłem na to, ze służba zdążyła go przygotować, jednak nie zawiedli.
Pokój był mały, ale czysty i zadbany. Utrzymany w neutralnych, beżowych kolorach nie wyróżniała się niczym. Łóżko, komoda, szafa i biurko z krzesłem musiały jej wystarczyć. Taki zwykły pokój, któremu nie można było nic zarzucić, poprawny, ale bez żadnych szaleństw.
  - To będzie twoja sypialnia. Możesz używać wszystkiego, co masz w pokoju, zarówno mebli, jak i wyposażenia. Sama dbasz o jego czystość. Jeśli będziesz potrzebowała to poproś gospodynie o środki czystości, pokaże ci co gdzie trzymamy.
  Jakoś byłem pewien, że muszę powiedzieć to wszystko. Dla innych może to było oczywiste, ale nie dla niej.
Stała idealnie wyprostowana, ze wzrokiem wbitym w podłogę, nawet nie zajrzała do środka pomieszczenia.
Ruszyłem w głąb korytarza i grzecznie przeszła tam za mną.
  - Niestety nie masz łazienki w pokoju, więc musisz korzystać z tej.
  Otworzyłem przed nią kolejne drzwi, ale nawet nie drgnęła. Tu też nie było nic niezwykłego, ale mogła chociaż rzucić okiem. Zwykła, klasyczna, biała łazienka z prysznicem.
  - Korzystaj z tej łazienki, możesz to robić bez ograniczeń. Kiedy chcesz i jak długo chcesz. Ręczniki i kosmetyki są w tej szafce. Możesz z nich korzystać, jeśli będziesz potrzebowała czegoś jeszcze z takich rzeczy to poproś gospodynię.
  Jakoś byłem pewien, że wyposażenie łazienki jest pełne, nic w niej nie mogło zabraknąć. Wszystkie łazienki na korytarzach traktowane było jako gościnne i każda miała swój zestaw wszelakich kosmetyków dla każdego gościa.
  - Łazienki nie musisz sprzątać, mam od tego służbę, jednak miło im będzie jeśli w miarę będziesz ją ogarniała po sobie. Mówię o takich rzeczach, jak nie zostawienia ręczników na podłodze.
  Przez ten czas cały nawet nie drgnęła. Przecież powinna być ciekawa gdzie będzie mieszkać, a ona się nie ruszyła.
Jednak przeszła tak dużo, iż wiedziałem, że potrzebuje czasu. Jej świat nagle się zmienił i na pewno musiała to przetrwaić.
  - Odpocznij teraz trochę. Weź prysznic, albo się zdrzemnij.
  Ta jej postawa zaczynała mnie irytować. Mogła chociaż kiwnąć głową, na znak, że zrozumiała.
  - Rozumiesz, Sky?
  - Tak, panie Loganie.

Sky [+18] Zabawka cz.VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz