Rodział 12

1.1K 37 3
                                    

Pov Theo

Po odwiedzeniu Lizzy wróciłem do domu. Gdy wjechałem na parking zobaczyłem samochód mojej matki i jakieś 20 innych.

Wziąłem głęboki oddech i przekroczyłem próg   domu. Wchodząc do salonu usłyszałem głosy kilkunastu osób.
Nienawidziłem za to mojej matki zawsze zapraszała znajomych bez mojej wiedzy, jednak to był mój dom. Powinna mnie informować o wszystkich planach, których zawsze miała pełno.
Moja matka była typem imprezowiczki, kochała urządzać spotkania, imprezy z najbardziej błahych okazji.

Nigdy nie mogłem zrozumieć tego.
Czemu niby zawsze chciała być wśród ludzi. Nie lubiła a wręcz bała się zostać sama. No cóż ja jako nastolatek też musiałem liczyć na siebie, wtedy też nikogo przy mnie nie było. W ten sposób mogę się jej odwdzięczyć.

-O wreszcie wróciłeś- powiedziała podbiegając do mnie -Choć przedstawię cię - Zaczęła ciągnąć mnie do salonu.

-Nie, niestety mam czasu - Powiedziałem stanowczo.

-Nie wymyślaj nie jesteś już małym dzieckiem, musisz wreszcie wyjść do ludzi to nie moja wina że ojciec wychował cię na takiego- Powiedziała a ja tylko obróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę mojej części domu, ignorując jej krzyk w moją stronę.

Ja w przeciwieństwie do niej nie lubiłem zatłoczonych miejsc. To znaczy kochałem imprezować jednak lubiłem robić to w swoim towarzystwie. Nie lubiłem poznawać nowych osób. Dlatego też ciężko mi było znaleść sobie drugą połówkę.

Może i to prawda przez mojego ojca stałem się taki jaki jestem, oczywiście wolałbym bym mieć niektóre cechy mojej matki jednak to jej wina. Nigdy nie było jej przy mnie gdy dorastałem nie miałem kobiecego wsparcia jedyne kobiece ciepło jakie otrzymywałem było to od Lizzy.

Wszedłem do pokoju przekręcając klucz w drzwiach na wypadek gdyby matka ponownie próbowała mnie nawrócić.
Położyłem się na łóżku, próbując zasnąć. Gdy byłem już blisko wyczekiwanego odpoczynku. Zadzwonił telefon. Przekląłem po cichu a następnie odebrałem.

-Czego ?- Powiedziałem zirytowany

-Sprawdź kamery, chodzi o twoją Lizzy -Po usłyszeniu dwóch ostatnich słów oprzytomniałem. Wstałem na równe nogi i podeszłem do komputera.

Zamarłem gdy to zobaczyłem. Wiedziałem że nic dobrego się nie stanie po jej przeprowadzce tutaj.
Ostrzegałem ją.

Wszędzie rozpoznał bym te piękne blond włosy, które teraz były obmacywanie przez jakiegoś faceta.

Po 15 sekundach wybiegałem z domu ignorując krzyk mojej matki.
Wsiadłem do mojego auta wyjechałem z domu, łamiąc po drodze wszystkie przepisy po 3 minutach byłem już przy tej cholernej alejce w tej zajebanej okolicy. Wybiegłem z auta modląc się by nie było za późno.

Nie zastanawiając się długo odciąłem tego oblecha od przerażonej dziewczyny. Dopiero gdy zauważyłem że się nie rusza przestałem go okładać pięściami.

Spojrzałem w kierunku blond włosej dziewczyny która dalej tkwiła w bezruchu. Gdy zauważyła mój wzrok szybko pozbierała się z ziemi i wstała powoli, podpierając się ściany.

- Nic ci nie jest ? - Zapytałem podchodząc do niej

-Dzięki za uratowanie- Powiedziała do mnie , a ja prawie się uśmiechałem słysząc jej głos po raz pierwszy od dawana.
Powstrzymałem się jednak ponieważ mógłby on nie pasować do aktualnie sytuacji.

-Nigdy więcej już nie wchodź w tą alejkę następnym razem cię nie uratuje-. Powiedziałem starając się zabrzmieć jak najbardziej stanowczo, tak by do niej to dotarło.

-Myślisz że ja chciałam tu wejść-Powiedziała zirytowana na co ja ponowię przeniosłem na nią wzrok.

-Przecież to ten oblech mnie tu wciągnął - nie wiedziałem co na to odpowiedzieć dopiero teraz zrozumiałam co tak naprawdę się stało ale nie mogłem pokazać tego jak bardzo mi jej szkoda wiec powiedziałem.

-Najlepiej to w ogóle się stąd wyprowadź tu nic dobrego się nie dzieje- i to tu właśnie popełniłem błąd. Kurwa. Skąd niby wiem gdzie mieszka. Japierdole

- Skąd wiesz że niby tu mieszkam-Powiedziała a ja próbując jak najszybciej zakończyć rozmowę odszedłem od tego faceta i podszedłem do niem

- Lepiej już idź- Powiedziałem by odciągnąć ją od tematu. Na szczęście posłuchała mnie.
Odwróciła się i skierowała się w stronę mam nadzieje do domu.

-Z chęcią- Powiedziała do siebie myśląc że tego nie słyszę. Nie odpowiedziałem tylko Przewróciłem oczami śmiejąc się do siebie a gdy zniknęła mi z pola widzenia wróciłem wzrokiem do typa leżącego za mną.

Kopnąłem lekko jego głowę butem tak aby bliżej się mu przyjrzeć. Był on starszym mężczyzną prawdopodobnie bezdomny lub po prostu biedny, co wynikało ze stanu jego ubrań.
  Po chwili namysłu zadzwoniłem do chłopaków by go stąd zabrali.

I promise Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz