44. Bar

480 15 15
                                        

  Cała obolała obudziłam się oparta o ścianę. Na początku nie wiedziałam gdzie jestem, dopiero po chwili zorientowałam się, co się właściwie  wydarzyło.

   Nie wiele pamiętałam jak się tutaj dostałam. Jedyne co wiedziałam, to, to, że porywacz może przyjść w każdej chwili. Powiedział mi, że przyjdzie za kilka godzin. A ja najprawdopodobniej przespałam jakieś dziesięć.

  Cały czas główkowałam jak by się z tąd wydostać. Niestety nie ma tu żadnego okienka. Jedyne co było możliwe, to otworzenie drzwi za pomocą wsuwki. Na szczęście zawsze je mam we włosach, ponieważ grzywką mi wchodzi w oczy.

  Planowałam, kiedy spróbować uciec. Napewno nie w najbliższym czasie, ponieważ porywacz mógł przyjść w każdej chwili.

  Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć. Totalnie mi się nudziło. Nawet nie doliczyłam do setki, kiedy drzwi się otworzyły.

- Ooo perełka już się obudziła

Spojrzałam na niego z niechęcią.

- Jutro lecimy do mojego kolegi. On się z tobą pobawi.

Raz jeszcze na niego spojrzałam. Tym razem z przerażeniem w oczach. Czy oni chcieli mnie zgwałcić?

  Zaśmiał się.

- Coś nie tak? Boisz się?

Patrzyłam na ścianę. Nawet nie chciałam na niego spojrzeć.

-Odpowiedź mi.

- T-tak..

  Zaśmiał się raz jeszcze i wyszedł.

  Zaczekałam jeszcze kilka minut, upewniając się, że sobie poszedł. Coś nie co pamiętałam gdzie są drzwi wyjściowe. Podeszłam do drzwi zamkniętych na klucz i wsunęłam do otworu metalowy przedmiot. Pomajstrowałam chwilę, aż udało mi się je otworzyć. Droga czysta.

  Jak najciszej powędrowałam do drzwi wyjściowych. Tu już nie było problemu, bo jedyne co musiałam zrobić to przekręcić zamek.

  Usłyszałam kroki. Spojrzałam do tyłu. Ujrzałam jakiegoś innego mężczyznę. Wyglądał na młodego. Jak najszybciej otworzyłam drzwi, ale już był za blisko. Nie byłoby sensu uciekać, skoro i tak by mnie dogonił.

  Obróciłam się. Zapamiętałam jedną rzecz którą pokazał mi Dylan. Nawet sama go przewaliłam. Zrobiłam daną technikę, a chłopak wywrócił się na plecy. Kopnęłam go jeszcze w żebra i dałam mu już spokój.

  Wybiegłam z domu. Wiedziałam, że mój porywacz szybko się dowie, że uciekłam. Dlatego przez pierwsze dziesięć minut biegłam sprintem. Dopiero wtedy postanowiłam trochę zwolnić. Narazie truchtałam, aby jak najszybciej się oddalić od tamtego domu.

  Kiedy byłam już omęczona, szłam marszem. Byłam w jakimś lesie. Postanowiłam wyjść już na drogę. Musiałam znaleźć jakie kolwiek zaludnienie. Żeby tylko zadzwonić do Vinca. Tylko tego potrzebowałam.

***

  Nie wiem ile jeszcze tak spacerowałam. Wiem, że długo. Wkońcu znalazłam jakiś bar. Stwierdziłam, że raz się żyję, więc podeszłam do ochroniarza I spytałam się czy mnie wpuści do środka. Ciężko było się z nim dogadać, al po chwili namysłu zgodził się.

  Kiedy weszłam do środka, zauważyłam kogoś, kogo nie chciałam widzieć. A mianowicie mojego porywacza. Wpatrywał się we mnie. Wstał.

   Zawróciłam do wyjścia. Nagle zderzyłam się z kimś.

- Hailie Monet?

***

Cześć misie!
Przepraszam, że akurat w takim momencie akurat zakończyłam rozdział. Musiałam! Mam nadzieję że wszystko u was dobrze;)

Jak myślicie, kto to? Zostawiajcie komentarz                                          --->

Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz