ELISPiąty raz próbuję namalować na oku kreskę i wciąż mi nie wychodzi. Jestem w domu sama, staram się zmotywować do najbliższej randki, ale po prostu mam złe przeczucia. Najgorsze jest to, że to tylko ja – Jamie powiedziała, że Vincent jest spoko. Brayden tylko napomknął, że Vincent się na mnie często ukradkiem gapi, ale po krótkiej dyskusji stwierdziliśmy, że to chyba dobrze, bo wygląda na to, że jest zainteresowany.
I teraz szykuję się na naszą randkę u niego w domu. Nie wiem, które to spotkanie. Widujemy się raz średnio raz w tygodniu, bo właściwie nie mam więcej czasu, a on musi mieć sporo wydarzeń mocno zaplanowanych.
Przy piątej próbie udaje mi się osiągnąć efekt ładnej i delikatnej kreski na oku. Nakładam trochę różu, błyszczyk i wybieram jakieś niezobowiązujące ubranie – to różowa koszula w paski, do której dopasowuję złoty naszyjnik i kolczyki w kształcie grubych złotych kółek. Na tyłek wsuwam niebieskie jeansy, które bardzo dobrze leżą i nie będą sprawiać wrażenia, jakbym się o coś prosiła.
Przymykam powieki. Czy ja naprawdę o tym myślę? Nie mam za bardzo już z kim pogadać, bo Jamie poszła wraz z Braydenem na jakąś skromną imprezę, więc nie chcę jej zawracać głowy. A jednak mój rozsądek podpowiada mi, że nie powinnam myśleć w ten sposób i zastanawiać się, czy przypadkiem nie będę go prowokować. Wiem, że to niezdrowe, ale... może mam tak ze wszystkimi mężczyznami. Przy każdym obawiam się, że ten jeden guzik więcej rozpięty w koszuli sprawi, iż pomyślą sobie zbyt wiele.
Wychodzę z domu przed szóstą i dojeżdżam na miejsce komunikacją miejską. Vincent ma dwadzieścia cztery lata, mieszka w swoim mieszkaniu, które również dostał od rodziców. Jest dość ułożony życiowo.
Stoję pod drzwiami i pukam. Otwiera, a mój żołądek mimowolnie podchodzi do gardła. Jest bardzo wystrojony i pachnie jakimiś drogimi perfumami.
– Hej – witam się skromnie.
W dłoniach przed sobą trzymam małą białą torebkę.
Vincent wita mnie buziakiem w policzek i wpuszcza do mieszkania. Na nogach mam trampki, których na szczęście nie każe mi ściągać, bo mam na stopach skarpetki z arbuzami i wolałabym, żeby tej części odzieży nie widział.
– Pięknie wyglądasz – mówi od razu.
Prowadzi mnie do kuchni, gdzie przygotował już kolację.
– Sam ugotowałeś? Wow!
Parska śmiechem.
– Oczywiście, że nie. Nie jestem kobietą – oznajmia. – Nie będę marnował czasu w kuchni. Zamówiłem kolację u prywatnego szefa kuchni. Wszystko jest świeże i dopiero co położone na stole.
Uśmiecham się krzywo.
Znów czuję się nieswojo. To, co powiedział, zupełnie mi się nie podobało. Właśnie w takich momentach mam dość.
Ale później rozmowa robi się na szczęście luźniejsza i zaczynam się dobrze bawić. Vincent dolewa mi białego wina i podsuwa deser po głównym daniu. Ciasteczko jest malutkie, ale wygląda pysznie. Klepię się po brzuchu.
– Bardzo się już najadłam, ale na deser zawsze mam miejsce.
Vincent się śmieje.
– Jak już dopasujemy swoje grafiki, zabiorę cię ze sobą na siłownię i podpowiem, jak zrzucić trochę zbędnego tłuszczyku. – Słyszy, jak widelec deserowy wypada mi z dłoni, więc natychmiast dodaje: – To znaczy... jesteś piękna, Elis. Po prostu... ja wiem, jak idealnie wyrzeźbić ciało, a ty przecież interesujesz się zdrowiem fizycznym.
![](https://img.wattpad.com/cover/359547422-288-k347579.jpg)
CZYTASZ
For The Cheer (Thin Ice Games #2)
RomanceStereotypowy playboy? Checked! Drogie sportowe auta i zegarki? Checked! Ta jedna dziewczyna, o której myśli cały... czekajcie, co? Elis nie ma szczęścia w różnych dziedzinach życia. Studiuje, ale nie jest prymuską. Pracuje, ale nie z pasji, tylko p...