Jedenaście

12.7K 748 149
                                    


BECK

Elis wygląda fenomenalnie. Jak to jest, że za każdym razem, gdy ją widzę, mam wrażenie, że wygląda jeszcze lepiej? Ma na sobie krótką sukienkę w kolorze czerwonym w małe białe kwiatki, z gorsetową górą i lekkim opięciem na biodrach. Na stopach współgrają białe tenisówki, jej włosy spięte są w wysoki kucyk o delikatnie skręconych falach. Jest jak taka urocza i dobra dziewczynka, której nikt nie może zajrzeć pod sukienkę.

A wiem, że wszyscy mają ochotę, zupełnie tak, jak i ja. Dobrze więc, że gdy przychodzimy do części administracyjnej na arenie w Saint Paul, nie ma tu zbyt wiele młodych dusz jak moja. Spotkania są umawiane w dużych odstępach czasowych, więc zapewniłem Elis, że nie spotkamy nikogo niepożądanego. Trzymam kciuki, żeby mi się udało.

Trener Collins wychodzi z biura i otwiera usta, ale to by było na tyle, bo zamiera, skupiając wzrok na Elis, która stoi tyłem do niego i ogląda jakieś zdjęcie grupowe drużyny sprzed piętnastu lat, gdy ja dopiero po kryjomu uczyłem się zasad gry w hokeja.

Trener odchrząkuje, po czym patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Hollenbeck – mówi.

– Obecny.

Elis podskakuje i obraca się przodem do trenera.

– Dzień dobry – wita się kulturalnie.

Collins lekko wykrzywia policzek.

– A kim jest ta uprzejma młoda dama? – mamrocze Collins.

Patrzy na nią tak, jakby była niedźwiedziem polarnym pośrodku Hawajów.

– Jestem Elis. Elis Palmer. Miło mi pana poznać.

Blondynka podchodzi do trenera i uśmiecha się. Widzę w niej nieśmiałość, ale dostrzegam też, że potrafi skutecznie z nią walczyć i niesamowicie się zdyscyplinować. Imponuje mi.

Wyciąga do niego rękę, więc trener ją ściska.

W wolnej dłoni dzierży kubek po kawie, a w nim Maltesersy – unosi jednego draża do ust i kładzie go sobie na języku.

Teraz to ja odchrząkuję.

– Trenerze, poznaj moją dziewczynę.

Mogłem wybrać na to inny moment. Trener jest w takim szoku, że czekoladowa kulka wpada mu chyba do złej dziurki i w następnej chwili upuszcza kubek z Maltesersami, a Elis w ostatniej sekundzie odskakuje, by nie pobrudzić sobie białych adidasów. Trener zaczyna kaszleć, robi się czerwony na twarzy prawie jak sukienka Elis, a ja podchodzę do niego i zaczynam klepać go po plecach.

Facet się dusi, bo usłyszał, że mam dziewczynę.

Ja. Pieprzę.

– Chwyt Heimlicha! – krzyczy Elis, i rzuca się na pomoc.

Kulki zostają rozdeptane na kamiennej podłodze, Elis biegnie wprost na trenera i obejmuje go z tyłu, by ucisnąć z przodu jego przeponę i odblokować drogi oddechowe, wypchnąć ciało obce i uratować go przed zadławieniem. Uciska raz, drugi, trzeci, aż w końcu trener wyślizguje się z jej objęć i bełkocze:

– Zakrztusiłem się własną śliną... nie umieram...

Kaszle i kaszle. I kaszle.

Elis go obserwuje.

A ja obserwuję ją, bo, kurde, właśnie rzuciła się bez zastanowienia na pomóc człowiekowi, którego nie zna. Mimo, że nie ma żadnego doświadczenia medycznego.

For The Cheer (Thin Ice Games #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz