- Wika mam do ciebie prośbę, weź Aurelkę do siebie na noc. Dobrze ? - gorycz zaistniałej sytuacji wylewała się z ust Bartka.
- Oczywiście, zaraz ją spakuje. Odpocznij sobie, wszystkim się zajmę. - mocno przytuliła przyjaciela i oddaliła się do pokoju dziewczynki.
Dzięki uprzejmości Wiktorii, będę mógł chociaż przez chwilę zostać ze swoimi myślami, lękami, wizją najbliższej przyszłości. Z pokoju mojej córeczki dobiegał głośny dziecięcy śmiech, tak niewinny. Zupełnie nie podejrzewający w jak trudnej sytuacji się znaleźliśmy.
- Pożegnaj się z tatusiem. - powiedziała Wika do córeczki Bartka.
Natychmiast puściła rękę cioci i pobiegła w ramiona bruneta.
- Będziesz za mną tęsknił ? - spytała dziewczynka. - Bardzo, nawet nie wiesz jak. - odrzekł Bartek i mocno przytulił drobną blondyneczkę.
- Nie martw się, wszystkim się zajmę. Gdybyś mnie potrzebował, jestem pod telefonem. Pamiętaj, wszystko będzie dobrze. - zapewniła przyjaciela. - Mam nadzieję Wika, mam nadzieję. - rzucił smutno Bartek.
- Chodź ciociu, musimy już iść. - ciągnęła Wiktorię za rękę Aurelka. - Tak kochanie, już idziemy.
Wiktoria podeszła jeszcze na chwilę do Bartka i mocno przytuliła, czuła że cały drży. Nie chciał pokazywać towarzyszących mu emocji przy dziecku. Pożegnali się, brunet został sam w ogromnym ciemnym mieszkaniu. Które jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki, straciło w jednym momencie życie.
Błąkałem się po domu ze szklanką whisky w dłoni, chłód kostek lodu ranił moją skórę. Znalazłem ostatnią butelkę w barku, ślad czasu delikatnie okrył ją kurzem. Przed oczami miałem tylko przeszłość, która opływała miłością, pożądaniem, szczęściem. Teraźniejszość, która wbija mi noże w plecy i rani jak tylko może, bez żadnego znieczulenia oraz czarną, niczym nie zagospodarowaną przyszłość. Będąc dzieckiem uwielbiałem siedzieć na parapecie i bezgranicznie patrzeć na miasto, które co by się nie działo tętni życiem. Światła latarni potrafiły oślepiać a ja mimo to przyklejałem głowę do okna i kreśliłem linie, prowadzące donikąd. Podobnie teraz, mający prawie 30 lat na karku mężczyzna siedzi na parapecie i zastanawia się, dlaczego życie zgotowało mu taki los.
Wróciłam do Kielc, tutaj zawsze są dla mnie otwarte drzwi. Od progu mama przywitała mnie zapachem szarlotki, jej nos zdobiła mąka a spracowane dłonie nosiły jeszcze znamiona kruchego ciasta. Tata, jak zwykle nie mógł domyć rąk z czarnej mazi, która władała jego dłońmi po pracy w garażu. To jest mój dom, od lat dziecięcych niezmienny. Co by się nie działo, stoi w tym samym miejscu i przyciąga do siebie.
Będąc od tego uzależniona, nie byłam w stanie zapewnić tego swojemu dziecku...
- Dobranoc Faustynko, śpij dobrze. - dobiegł do mnie z dołu głos mojej mamy.
Znalazłam pod łóżkiem stare pudełko, lekko zakurzone. Oprócz zdjęć z dzieciństwa, znalazłam ręcznie robione na drutach skarpetki dla małego dziecka. Były moje, schowałam je aby później przekazać je mojemu dziecku, które kiedyś było moim marzeniem.
Spakowałam wszystko z powrotem oprócz nich, przechodząc obok regału minęłam nasze wspólne zdjęcie z Bartkiem, które zrobiliśmy sobie na naszych pierwszych wspólnych wakacjach. Jak za dziecięcych lat usiadłam na parapecie. Trzymając wełniane dzieło w moich rękach, które oddawało ciepło przyłożyłam głowę do szyby i myślałam...
Dlaczego z tego zrezygnowałam ?
Dzieeeń dobry! 🤍
Dzisiaj bohaterowie, bardzo dużo myślą. Tylko co z tego wyniknie... ?
Pięknego tygodnia! 🤍
CZYTASZ
Ślady miłości otwartej księgi
FanfictionCzy bolesny ból rozstania i porzucenia, pozwoli zapisać nowe strony w księdze życia ?