Rozdział drugi

11 4 0
                                    


Evergard wracał ze swojego cotygodniowego przedpołudniowego spaceru. Nie spieszył się, bo też nie miał po co. Dziś był jedyny dzień w tygodniu, gdy mógł — w granicach zdrowego rozsądku — robić co mu się podoba. I za każdym razem wybierał spacer z dala od Kasmonii, niezależnie od tego jak mocno ją kochał. To na jej terenach mieszkał od dziecka, gdzie jego ojciec — Baffery Reander — stał na straży gwardii króla Syfricka. Sam chciał pójść niegdyś w ślady ojca, ale by stać się gwardzistą, musiał mieć co najmniej dwadzieścia dwa lata. Gdy imperator zamordował podczas swego najazdu zarówno króla, ojca Evergarda i wszystkich innych gwardzistów, wszystkie chęci, by zostać tak znamienitą osobowością, odpłynęły jak sny. Z drugiej strony, w Kasmonii na tronie nie zasiadał aktualnie nikt, a samo siedzisko stało pokryte kurzem w miejskim magazynie, gdyż stało się zwyczajnym reliktem przeszłości, przynajmniej dla ludności ich rozległego państwa, którym „w imieniu Imperium" zarządzała Wielka Rada. Zaproponowano mu, by do niej należał, ale nie widział się w roli polityka. Zresztą i tak w Radzie znajdowali się jego przyjaciel i ukochana, którym w razie czego mógł podsunąć parę pomysłów, ale i tak nie robił tego za często. Pamiętał, że jego ostatnią propozycją była odnowa koszar. Z satysfakcją mógł wspominać, że przeznaczone fundusze pomogły przybytkom się nie zapaść.

Gdy ujrzał miasto, poczuł w sercu roztaczające się ciepło, które sprawiło, że nieco przyspieszył kroku. Szarawe mury skrywające za sobą domki z białego kamienia jak zwykle były punktem pracy dla parunastu rycerzy. Wielu z nich było obdarzonymi, podobnie zresztą jak Evergard. Niektórzy z tego powodu, nazywali Kasmonię "Miastem obdarzonych", ale zwykli ludzie mieli tam takie same prawa jak obdarzeni, a ich głos również był wysłuchiwany. Szedł, zerkając co jakiś czas na las, zastanawiając się, czy może spotka kogoś znajomego, kto również wybrał się na spacer, lecz ostatecznie nie ujrzał nikogo ze swych bliskich, a nowych znajomości nie chciał nawiązywać. Bliscy, których miał mu wystarczali.

Wszedł przez otwartą, lecz dzielnie strzeżoną bramę miasta. Mijał znajomych obdarzonych jak i zwykłych ludzi, których znał głównie z sal treningowych. Posyłał im blade, serdeczne uśmiechy. Nie chciał z nimi rozmawiać, a co za tym idzie, zatrzymywać się, gdyż na końcu swojego spaceru czekał na niego dom, a co za tym idzie — Maisa, jednak istniało duże prawdopodobieństwo, że poszła do szpitala w odwiedziny do Rosamiry. Ich wspólna przyjaciółka znajdowała się pod czujną obserwacją medyków, z uwagi, że była w zaawansowanej ciąży. Evergard sam odwiedzał ją co parę dni, często spotykając w ów miejscu jej męża i generała wojsk Kasmonii — Gerana Brendona. Przystanął, rozglądając się po okolicy. Widział, jak straganiarze sprzedawali swoje towary, od odzieży na bibelotach kończąc, podczas gdy dzieci bawiły się w chowanego między ich stoiskami. Choć jego dom znajdował się niedaleko, skierował się do szpitala pospiesznym krokiem, mając nadzieje, że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.

Idąc ulicami Kasmonii, przypomniał sobie, jak za młodu wielokrotnie błądził między uliczkami. Zdarzało się to na tyle często, że jego ojciec musiał zatrudnić mu opiekuna, który znał to miasto jak własną kieszeń. To dzięki niemu Evergard wiedział, gdzie w nocy przesiadywali bezdomni oraz w jakich uliczkach mógł spodziewać się rzezimieszków czyhających na nieświadomych niczego mieszkańców. Na szczęście, z roku na rok, było ich coraz mniej. Sam pomagał co jakiś czas w schwytaniu opryszków, którzy uciekali przed sądem o wiele za długo, jednak nie należał do straży miejskiej, a jedynie szkolił kadetów, w czym stanowił wyjątek, ponieważ to kapitanowie byli zazwyczaj nauczycielami. Został nim dlatego, że nigdzie indziej nie czuł się tak swobodnie jak przy innych adeptach tej jednobarwnej sztuki (no, chyba że w towarzystwie Maisy, ale za przebywanie z nią nikt mu nie płacił, a nawet gdyby ktoś chciał to zrobić, odrzuciłby tę ofertę bez chwili zastanowienia).

Naprzeciw DrżeniomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz