Serael wpatrywał się niemo w tańczące płomienie, czym zawsze zwracał uwagę Willeara. Co jakiś czas zdarzało mu się mieć tego typu momenty zadumy, podczas których najpewniej przeżywał całe swe życie na nowo. Ilekroć Willear wypytywał opiekuna o opowiedzenie mu historii ze swego życia, ten odpowiadał szczątkowo i milknął lub zmieniał temat, zazwyczaj nawiązując do przyszłości farmy. Pytanie tylko, dlaczego wstydził się swej przeszłości?
Istria spoglądała na nich uważnie, zastanawiając się pewnie co powiedzieć i czy w ogóle to zrobić. Włosy miała związane w kok.
— Wciąż nie wiem, jakim cudem mogłaś nie stresować się podczas ich patroli — rzekł Willear do zielonookiej.
— Mówiłam ci, że to już czwarty raz w tym tygodniu — odparła.
— Trzeci — Serael spojrzał na nią nieustępliwie. — Mówiłaś, że to już trzeci raz w tym tygodniu.
Istria wyprostowała się nagle, jakby ktoś przyłożył jej do pleców lód. Willear nie był pewien, jak zareagować, by nie zachować się niedojrzale, ale myślenie okazało się trudniejsze, gdy wyczuwał rosnące napięcie między jego opiekunem i nową towarzyszką podróży. Miał wrażenie, że Serael był gotów wyciągnąć miecz lub sztylety w każdej chwili, podczas gdy Istria wydawała się czekać na najdrobniejszy ruch. Willear zacisnął szczękę, oczekując na to co miało nadejść. Jego myśli pędziły jak rycerz po dowiedzeniu się, że jego rodzinna wioska tonie w płomieniach.
— Każdemu zdarzy się pomylić. — rzekła po chwili, wcale nie speszona.
Serael, wciąż pozostający w umiarkowanym spokoju, skinął głową. Willear uznał, że najlepiej będzie, jeśli nie podniesie ponownie tematu, co tak czy siak zrobiła Istria, pół godziny po tym, jak Serael położył się spać, a oni stanęli na warcie. Oparł sio pobliskie drzewo.
— Boisz się ich? — spytała.
Popatrzył na nią zaskoczony, dopiero po chwili orientując się, co dokładnie ma na myśli.
— Trochę — odparł, wpatrując się w wydawałoby się nieskończoną ciemność.
— Zapewniam cię, że niektórzy z nich nie potrafią się bić.
— Ale... — jego brwi przybliżyły się do siebie. — Skąd wiesz?
— Bo walczyłam z paroma z nich — chwyciła dłońmi za pasek od spodni.
— Jesteś w Rebelii? — jego brwi wyskoczyły do góry.
— Nie — odparła, choć nie od razu. — I.... nie chcę rozmawiać na ten temat.
Willear skinął głową, mając w głowie nadzieję, że dziewczyna okaże się być skora do pomocy w obaleniu Garashida i jego Imperium, w końcu zrobiła ku temu już pierwszy krok. Co mogło ją powstrzymywać przed uczynieniem kolejnego? Cóż, może uda mu się ją przekonać później. Nie chciał być namolny.
— Byłaś już kiedyś w Kasmonii? — spytał rudowłosej.
— Parę razy — odparła, spuszczając wzrok na trawę. — I zawsze to miasto wydawało się być... zorganizowane, ale więcej ci o nim nie powiem, bo nie byłam tam by zwiedzać, a....raczej zjeść obiad u wujka.
— Nigdy nie myślałaś, by poprosić o tę możliwość rodziców?
— Poprosiłam raz — odparła, zerkając na niego ukradkiem. — ale matka powiedziała mi, że i tak za niedługo będziemy musieli jechać dalej, ale nigdy w konkretne miejsce. Chcieli, bym poznała świat i wszelkie jego zagrożenia.
Uśmiechnął się blado, czując jak żal zbierał się w jego sercu. Nie zerknął na Seraela ani razu, ale uznał go za przeciwieństwo rodziców Istrii. Zaciekawiło go, dlaczego ich opiekunowie nie mogli znaleźć czegoś pomiędzy, ale czy w ogóle tego chcieli?
CZYTASZ
Naprzeciw Drżeniom
FantasyImperator Garashid wysyła swego wiernego generała Averaeta na północ, by ten schwytał największe zagrożenie dla Imperium - Godericka, będącego przywódcą rebelii i dawnym przyjacielem wojskowego.