W ciągu całego dnia nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, dopóki nie zjawił się jeden z patrolujących rebeliantów okolicę, którego ramię obcięto, a do jego ramienia przywiązano brązową wstążką list. Ewidentnie był napisany pospiesznie, jednak co przeraziło wszystkich, został on napisany przez Armidusa.
Wszyscy trwali w istnym harmiderze myśli, utkwionych w groźbach nieprzewidywalnego generała. Nie było mowy, by mieszkańcy gór Poedara rozmawiali szeptem, nawet jeśli nie pomagało to skupić się miejscowym radnym, a zwłaszcza Rosamirze dygoczącej, przyciskającej do piersi małego Karelisa. Maisa trzymała ją w swych objęciach, podczas gdy reszta słała jej i Averaetowi (choć bardziej jej) współczujące spojrzenia. Szły one nawet od ich uciszonych przeciwników jakimi byli generałowie. Jak Averaet miał nadzieję, ich gesty nie były uszyte z fałszywości.
Jak napisał Armidus, Geran i Leana nie żyją lub są na skraju życia. Że też trzymał ich niepewności w takiej chwili! "Jeśli ponownie go spotkam, wytrę podłogę jego gębą", obiecywał sobie. Od dawna nie był na nikogo tak wściekły. Gdy dowiedział się o ruchu Armidusa, był gotów udać się do Kasmonii natychmiast. Pamiętał jednak, że macki gniewu trzymają mocno jak diabli, poniekąd jego samego wciąż trzymały. Dlatego też niczego nie zniszczył, a jedynie pomógł zanieść rannego chłopaka do izb medycznych. Na szczęście znalazło się dla niego wolne łóżko. Gdy biegł do sali narad, niektórzy wpatrywali się w niego łaskawszymi spojrzeniami niż zazwyczaj. Jego rodzice solennie mu podziękowali, nie oszczędzając łez.
Przed chronionymi przez dziesięciu strażników (w tym Willeara i Vantera) drzwiami gotowało się od ludzi chcących dowiedzieć się jak się sprawy mają. Ale żadne z siedzących przy drewnianym stole nie miało pojęcia co im odpowiedzieć. Nawet Goderick, który siedział w ciszy, wpatrując się w nieaktualne mapy Kasmonii czy plany opracowanych przez siebie broni. Po jego prawicy siedział Karelis (jego brat, a nie niemowlak), któremu nastoletni podczaszy dolewał wina do kufla. Każde z nich taki posiadało, jednak to brat ich przywódcy wypił całość jako pierwszy. Przy ich okrągłym, zawalonym pergaminami stole nie znajdowało się ani jedno puste miejsce, z pewnością po to, by nie przypominać im o możliwych stratach.
— Nie pozostaje mi nic innego, a w razie czego się poddać — rzekł w końcu Goderick.
Wszyscy spojrzeli na niego tak, jakby zwariował. Może i tak było? A może myślał zdroworozsądkowo? W końcu Armidus oznajmił, że jeśli oddadzą Godericka w ciągu tygodnia, wszyscy inni dostaną oficjalne imperatorskie przebaczenie. Z drugiej strony Armidus mógł ich kłamać.
— Nie mówisz poważnie! — Evergard natychmiast wstał, ignorując z każdym dniem coraz to mniej intensywny ból nogi.
— A jednak — odparł, wpatrując się Evergardowi prosto w oczy. — Obaj wiemy, że mam swoje za uszami, rzeczy, których się wstydzę i...
— To nie powód byś szedł na śmierć! — przerwał mu wywód Evergard. — Wiesz, jak bardzo cię teraz potrzebujemy?! Swojego przywódcy, który ze swym bystrym umysłem ma poprowadzić nas do zwycięstwa?!
Nikt w sali się nie odezwał, jakby ich psychiczne rozedrganie powodowało blokadę w gardłach innych.
— Więc co proponujesz? — spytał Goderick, ale Evergard zacisnął jedynie wargi.
— Na pewno nie to co ty — odparł w końcu, po czym usiadł, krzyżując ze sobą ręce na piersi.
— Ma rację — rzekł Leander. — Jesteś dla nas zbyt ważny, panie.
— Więc co mam zrobić?
— Wyruszyć jutro całą armią na Kasmonię — odparł Deander.
— Co najwyżej — przemówiła Maisa, zachowując spokój. — zostaną tu chętni kucharze, dzieci i parudziesięciu żołnierzy, którzy mogliby się tu skryć i w razie potrzeby, uciec do Vesbaru.
CZYTASZ
Naprzeciw Drżeniom
FantasyImperator Garashid wysyła swego wiernego generała Averaeta na północ, by ten schwytał największe zagrożenie dla Imperium - Godericka, będącego przywódcą rebelii i dawnym przyjacielem wojskowego.