Srebrzyste gwiazdy wpatrywały się w nich, nie ukrywając swej obecności za szarawymi chmurami. Ubrani byli w nieco cieplejsze kożuchy, albowiem noce były coraz chłodniejsze, szczególnie nad ranem.
Ziewająca Leana, wpatrywała się znużonym wzrokiem w kamienne podłoże, na którym zresztą siedziała. Averaet — mimo, że zmęczony jak siostra — wolał mieć wzrok skupiony na lesie, zwłaszcza, iż byli sami na posterunku.
— Nie chcesz koca? — zerknął na nią, myśląc o stertce koców przy drabinkach..
— Nie — odparła ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. — Ale dzięki.
Były książę uśmiechnął się w jej stronę blado. Odkąd dołączył do Rebelii, uśmiechał się o wiele częściej, co traktował jako plus. Zupełnie jakby jego pokryta kurzem część, została nieco odrestaurowana.
Wzdrygnął się, gdy na parę sekund lodowaty podmuch wiatru przełknął po jego ciele.
— Powinniśmy byli je wziąć. — rzekł.
Leana nie odpowiedziała mu w żaden sposób. Uderzył się w polik, czując na nim leciutki dotyk odnóży komara. Zabił owada w porę. Zbliżył się do okienka, opierając się o nie przedramionami. Słyszał jak Leana szła w stronę beczuszki i dwóch kufli. Gdy napełniła drewniane naczynie po raz czwarty tej nocy i zakręciła zaworek, udała się w to samo miejsce co poprzednio, siadając w bliźniaczo podobnej pozie. W gruncie rzeczy nic się nie działo, na tym posterunku, czy też na innych, co stwierdził po braku jakiegokolwiek znaku wzdłuż nierównej ścian gór. Sam sygnał przesyłali sobie dzięki zadęciu w róg. Nikt więc nie mógł powiadomić rebelii, jeśli nie był pewien, że coś zobaczył. Dlatego właśnie w strażnicach stali ludzie o sokolim wzroku.
— Lubisz tu siedzieć?
— Nie w nocy — odparła krótko. — Ale na ogół tak — lubię.
Nie był pewien, jak pociągnąć konwersację dalej. Chciał tego, jednocześnie odczuwając, że ona nie, pomimo, iż z każdym łykiem alkoholu coraz bardziej się otwierała. Koegzystowali więc w ciszy, dając wybrzmieć świerszczom.
— Żałuję, że nie potrafię rozmawiać ze zwierzętami — rzekł, żałując, że nie ugryzł się w język.
— Jeśli się im potowarzyszy dość długo, zrozumie się ich język. — odparła, przełykając łyk rozgrzewającego alkoholu. — Częściowo.
— Miałaś jakieś zwierzę? — spytał, przenosząc wzrok na siostrę.
Skinęła głową. Odchrząknęła, po czym dodała:
— Kota. Nazywał się Bruntaosem.
— Pierwszy raz słyszę takie imię — odparł chcąc, by dziewczyna spojrzała również na niego.
— Bo sama je wymyśliłam.
"Od zawsze lubiłaś wymyślać nazwy i imiona", pomyślał, wspominając o jej dziecięcej chęci zastania autorką dzieł pisanych. Nie została nią jednak...cóż, nie był pewien, dlaczego. Pewnie była zbyt zajęta prowadzeniem akcji odsieczowych. Żałował, że nie mógł się z nią utożsamić — za młodu nie odczuwał wielkiej pasji w zasadzie do niczego, w tym zarządzania, które — choć ważne — szybko mu się nudziło, i zamieniało w udrękę. W zasadzie dzięki pościgowi za niemalże nieuchwytnym Goderickiem, odkrył, że lubił badać związki przyczynowo skutkowe. Może ta umiejętność pomoże mu podczas narady, która odbędzie się z samego rana? Wrócił do spoglądania się w granatowo czarny krajobraz.
— Co planujesz po wojnie?
— O ile przeżyję? — w jej oczach pojawiły się cienie iskier. Wzięła kolejny łyk alkoholu. — Nie wiem. Przez tyle lat walczyłam przeciw Imperium, że nie miałam za dużo czasu, by o tym myśleć.
CZYTASZ
Naprzeciw Drżeniom
FantasyImperator Garashid wysyła swego wiernego generała Averaeta na północ, by ten schwytał największe zagrożenie dla Imperium - Godericka, będącego przywódcą rebelii i dawnym przyjacielem wojskowego.