Rozdział czwarty

8 2 0
                                    

Evergard wstał z podłogi, odrywając się od układanki, którą rozwiązywał od godziny. Polegała na tym, by z różnych, pozornie losowych piętnastu kawałków drewna powstał sześcian. Dostał ją w prezencie rok temu i mimo wielu prób, nigdy nie udało mu się jej złożyć. Tak było i teraz.

Podszedł do ciemnobrązowych skrzypiących drzwi, gdyż ktoś najwidoczniej rozpaczliwie pragnął zobaczyć się z nim lub Maisą. Poprawił sobie fryzurę odgarniając czarne kosmyki z czoła, po czym pociągnął za klamkę. Na wejściu ujrzał swego barczystego brata — Cardusa. Evergard od razu zaprosił go do środka, był wyraźnie strapiony. Oparł się o parapet, spoglądając na układankę Evergarda z cieniem rozbawienia na twarzy.

— Nie wnikajmy w to — przewrócił oczami. — Co się stało? Chcesz czegoś do picia? — Był w każdej chwili gotów skoczyć do ich skromnej spiżarni.

— Nie trzeba — Cardus podniósł otwartą dłoń, a gdy ją opuścił westchnął cicho i rzekł: — Parę tygodni temu był u mnie Goderick.

Na dźwięk tego imienia, serce Evergarda zadrżało. Komu jeszcze mógł złożyć wizytę?

— Czego...czego od ciebie chciał? — spytał, nienawidząc się jeszcze bardziej za złożenie przysięgi. Błagał los, by Maisa wróciła niedługo z posiedzenia rady, by mogli w końcu unieważnić swoje ustalenia. Na pewno była zmęczona po całym dniu pracy oraz po wczorajszym porodzie Rosamiry, której urodził się syn. Wraz z Geranem nadali mu imię Karelis, po bracie Godericka, który niegdyś był najbliższym przyjacielem kobiety.

— Proponował mi przyłączenie się do Rebelii — odparł.

— A jesteś rozproszony, bo?

Cardus usiadł na podłodze, pomimo tego, że parę metrów od niego znajdował się stół otoczony sześcioma pustymi krzesłami. Evergard zniżył się do poziomu wyższego brata.

— Przyjąłem jego zaproszenie i jutro wyjeżdżam — odparł. — Nie mogę powiedzieć ci, dokąd dokładnie, ale... uznałem, że ty dowiesz się o tym jako pierwszy.

Evergard przełknął ślinę. Jego brat był jednym z głównych płatnerzy w mieście, mającym pod skrzydłami paru uczniów.

— A co z chłopakami?

— Też się zastanawiam — odparł Cardus. — Nie wiem jak im o tym powiedzieć.... może przekażę ich pod skrzydła innych mistrzów, a swój lokal zamknę do... kiedyś? O ile w ogóle się utrzyma...

— Wydaje się to rozsądne przytaknął.

Usłyszeli pukanie do drzwi, które okazało się wyłącznie grzecznościowe. Do domu weszła Maisa w sukience barwy lilii. Popatrzyła na nich nieco zdezorientowana widokiem dwóch braci i układanki. Pewnie uznała, że obaj poddali się niezłożonej kostce. Zamknęła ze sobą drzwi.

Cardus wstał niemal od razu i uściskał swoją bratową tak mocno, jakby chciał ją udusić, choć wiadomym było, że gdyby tak się stało, nigdy by sobie nie wybaczył. Zamknął za nią drzwi, po czym usiedli, tworząc trójkąt, w którym Evergard siedział bliżej Maisy. Cardus opowiedział jej o wszystkim, a gdy skończył, zadała tylko jedno, najprawdopodobniej najważniejsze pytanie:

— Dlaczego?

— Bo mam dość bierności, oraz tych wszystkich imperialnych rewizji, jakbyśmy trzymali pod poduszkami broń zdolną pokonać Garashida.

Evergard spojrzał na Maisę znacząco, przy okazji odchrząkając wymownie. Po chwili intensywnego wpatrywania się w siebie, westchnęła cicho i rzekła:

— Powinniśmy ci o czymś powiedzieć.

Brwi Cardusa zbliżyły się do siebie, a Evergardowi wydawało się, iż ujrzał w jego oczach dostrzegł gonitwę myśli.

Naprzeciw DrżeniomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz