Wracali do sali narad po długotrwałym uspokajaniu tłumu składającego się ze znacznej większości rebeliantów. Gdy Goderick skończył mówić, ludzie wydawali ciche pomruki, przeobrażające się po chwili w wołania. Mimo skrajnych emocji panujących wśród mieszkańców gór, usunęli się swemu przywódcy i jego towarzyszom z drogi, co Evergardowi natychmiast skojarzyło się z jednym z tuneli w ich kryjówce, jednak znacznie bardziej oświetlonym.
— Ilu mamy obdarzonych? — spytał Evergard.
— Czterystu — odparł skrzeczącym z nadwyrężenia głosem. — ale nie myśl sobie, że zdolności wszystkich są pomocne w trakcie walki, bo z tego zauważyłem, niewiele bitew zostało wygranych dzięki kontroli mrówek.
— A myślałem, że kto jak to, ale akurat ty docenisz ich potęgę.
Parsknął cicho. Evergard poczuł wówczas jak — na widok iskierek w oczach przemęczonego przyjaciela — wokół jego serca roztaczało się pulsujące ciepło. Uwielbiał te momenty w życiu, w których mógł pomóc komuś kto był na skraju. Miał wtedy poczucie, że był silniejszy od Averaeta, prawdopodobnie najsilniejszego z żyjących mężczyzn.
Weszli do sali, przed którą stali pojedynczy rebelianci, wbijający w nich zaintrygowane spojrzenia. Ponownie zasiedli przy stole, tym razem bez Rosamiry oraz dwójki, którą wyprawili w podróż. "Jeśli Averaet zginie, wówczas umrze spora część mnie", pomyślał Evergard, wzdrygając się na samą myśl, zaczynając żałować, że nie pojechał z nimi, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że stałby się wówczas balastem.
Omawiali różne plany, do każdego nowego Maisa dodawała coś od siebie, rysując na pergaminach — przy pomocy węgielka doniesionego na jej prośbę przez podczaszego — dzielnice Kasmonii oraz najkrótsze przejścia do najistotniejszych budynków jak zbrojownie czy świątynie bogów, których w Kasmonii były aż dwie. Wciąż zadziwiało go, że Garashid nie wniósł tam swoich posągów, a siebie nie ustanowił bogiem, a co najwyżej głosił w publicznych wystąpieniach, dokładniej podczas ogłaszania dekretów, że jest on istnym wysłannikiem bóstw, chcących przywrócić światu dawną chwałę. Jakże to działało na niemałą część tłuszczy! Sam Evergard uczestniczył w jego przemówieniu z raz czy dwa podczas swych odwiedzin u Averaeta, jednak nie musiały być długie, by całkowicie go wynudziły i zirytowały. Przez wiele lat trwał w zdziwieniu, że ten wierzył w jego podstępne słowa.
Wstępnie uznali, że ustawią swą armię przed Kasmonią, na granicy lasu. Będą potrzebowali również zakładników, choć o nich nie musieli się martwić, skoro Armidus wciąż wysyłał patrole.
Pytanie tylko, czy oni na pewno go obchodzili na tyle, by się poddał? Cóż, ich liczba nie mogła być za mała. Swoją drogą, Evergardowi wydało się dziwne, że ten nie wysłał nikogo, kto śledziłby tego nieszczęsnego chłopaka, którego wcześniej schwytał. Może sam teraz szykował swe wojska do wymarszu?
Wszystkie oczy skupione były na Maisie, która tłumaczyła, że powinni podzielić się na trzy flanki, złożone z podobnej ilości żołnierzy. Każdy żołnierz oprócz łuczników miał według niej posiadać tarczę, dwa sztylety, najlepiej nasączone trucizną, a podczas samej bitwy, nikt — o ile byłoby to możliwe — nie powinien walczyć bez partnera obok.
Żaden z generałów nawet się nie zająknął, a jedyne przyjął z pokorą dowództwo nad każdą z flanek.
— A co do mojej broni — rzekł Goderick. — Przetestowaliśmy je z Karelisem i Cardmidusem. I tak, działają poprawnie. — Zerknął sugestywnie na generałów, których dreszcze wyprostowały tak, że siedzieli jak na szpilkach.
W normalnych warunkach ich uległość by go rozbawiła, gdy sytuacja nabrała mroczniejszego niż dotychczas oblicza, cieszył się, że poradzili sobie z nimi wcześniej. Nie był wielbicielem pobicia Deandera, dlatego go nie uderzał, choć nie dało się ukryć, że był współwinowajcą tych ciosów. Ale żadnej wojny czy bitwy nie wygrano bez wcześniejszego użycia przemocy. Chciał mieć pewność, że nic nie zagrozi jego rodzinie — dopiero co zszytej świeżymi i grubymi więzami — nawet za cenę moralnego podupadnięcia.
CZYTASZ
Naprzeciw Drżeniom
FantasyImperator Garashid wysyła swego wiernego generała Averaeta na północ, by ten schwytał największe zagrożenie dla Imperium - Godericka, będącego przywódcą rebelii i dawnym przyjacielem wojskowego.