Rozdział czternasty

4 1 0
                                    

Goderick opierał się zabrudzonymi palcami o kamienny, okrągły stół. Oświetlony przez niebieskie kamienie na ścianach przykuwał uwagę każdego, w tym Willeara, który wykazywał się podzielnością uwagi. Rysował coś w swoim dzienniczku. Zabronił Evergardowi patrzeć na ów rysunek, gdyż nie chciał, by ktokolwiek poza autorem oglądał nieskończone dzieło.

Po lewicy Evergarda siedziała natomiast Maisa, a poza nimi, przy stole siedziało trzech generałów, Geran, Istria, Vanter i Leana. Z tego co dowiedział się od Godericka, rzadko przychodziła na narady, ale tym razem zrobiła wyjątek. Czyżby wciąż zależało jej na bracie?

Na samym stole leżały mapy Teandry, Ratusza oraz poszczególnych dzielnic Kasmonii. Goderick wpatrywał się w niemilcząco, jakby nie przygotował się do narady wcześniej. Westchnął cicho, po chwili wbijając ponure spojrzenie w Evergarda, po czym spytał:

— Myślałeś nad tym kogo zabrać?

— Myślałem — przyznał Evergard. — Ale nie jestem pewien, czy Geran chciałby ruszyć wraz ze mną.

Na twarzy wspomnianego brodacza pojawiło się niezdecydowanie.

— Poszedłbym, ale mam zobowiązania wobec rodziny.

— Dlatego cię nie prosiłem — odparł.

— Więc ja pojadę — oznajmił Vanter, dziwiąc swoją decyzją większość zebranych.

— Jesteś...jesteś pewien? — spytał Goderick.

— Tak — czarnowłosy mężczyzna wzruszył ramionami. — Przecież wiesz, że od dawna się stąd nie ruszałem.

Goderick skinął głową z nietypowym dla niego półmrokiem na twarzy. Czyżby zbliżyli się do siebie przez te parę lat? Może to właśnie Vanter pomógł w kopaniu tuneli w jaskiniach? Byłoby to sensowne, zważywszy na jego zdolności, praktycznie takie same, jakie posiadała Rosamira. Jej na pewno nie spodoba się decyzja brata.

— Czy ktoś jeszcze chciałby z nim wyruszyć?

— Ja — rzekł Willear, czym wzbudził uwagę Istrii.

— Nie ma mowy — rzekł Evergard. — Chociaż... — Zerknął na zaintrygowaną Maisę. — Jesteś pewien?

Willear ochoczo skinął głową. Posługiwał się palcem jak zakładką, trzymając go między kartkami swojego zeszyciku. W drugiej dłoni natomiast trzymał ołówek. Evergard nie był pewien, czy sobie poradzi, ale szkolenie polegało również na praktyce. Istria również się zgłosiła, co Evergard przyjął z ulgą. Może pomoże Willearowi w razie kłopotów. Chwilę później skończyli obrady, uznając, że najlepiej będzie, jeśli nadjadą ze wschodu. Nie byli pewni co potem, bo przecież nie mogli wiedzieć, gdzie dokładnie jest Averaet. Obstawiali ratusz albo koszary.

Gdy opuścili salę narad, oblało ich białe światło delaktytów znajdujących się na suficie i okazjonalnie ścianach. Evergard chwycił zdezorientowanego Willeara za ramię. Podszedł z jasnowłosym chłopakiem pod ścianę, z dala od innych.

— Chciałbym, żebyś trzymał się z tyłu — rzekł Evergard. — i nie wychylał. Nie znasz Kasmonii i nie jesteś na tyle doświadczony, by iść do bitki jako pierwszy.

— Szczerze mówiąc, zdziwiłem się, gdy powiedziałeś, że mnie zabierzesz — odparł, drapiąc się po policzku.

— Tylko nie rób niczego, przez co pożałowałbym tej decyzji, dobrze? — popatrzył mu się prosto w oczy.

Chłopak skinął głową. Dołączyli do rozmawiających ze sobą nieopodal Maisy i Istrii. Skierowali się do hali, by poćwiczyć przed dzisiejszą wyprawą. Evergard nie spędził w tych jaskiniach nawet tygodnia, jednak odnosił wrażenie, że to miejsce jest swojego rodzaju centrum dla rebelianckiej społeczności. Wszystkie manekiny były teraz zajęte, dlatego zasiadli na kamiennych siedziskach przy gablocie z kamiennymi posążkami prezentującymi najbardziej zasłużonych rebeliantów. Wstał i podszedł do niej. Szybko wywnioskował, że cała szóstka musiała pochodzić spoza Kasmonii, gdyż Evergard nie znał żadnego Mendora, czy Treona. Lub po prostu ich nie uczył, a fechtunku nauczyli się, gdy dołączyli do Rebelii. W każdym bądź razie stali się kimś więcej. Czy chcieli stać się inspiracją dla innych już za życia? Po krótkiej chwili wpatrywania się w ich kamienne lica, podszedł do niego Willear.

Naprzeciw DrżeniomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz