Wszedł do sali narad, starannie zamykając drzwi, czując na swej skórze chłód jaskiń. W zasadzie jak niska temperatura panowała w nich podczas zimy? Ilu rebeliantów gubiło się w wydawałoby się nieskończonych tunelach?
Goderick analizował mapy w milczeniu, nosząc na sobie czerwoną koszulę, której rękawy miał podwinięte do łokci. Opierał się — jak miał to w zwyczaju — dłońmi o stół. Podniósł wzrok na Averaeta, delikatnie przymrużając wyraźnie zmęczone oczy.
— Chciałeś mnie widzieć — rzekł Averaet, opierając się o krzesło.
— Tak... — westchnął, następnie zapraszając go ruchem dłoni, by ten do niego podszedł.
Jasnowłosy nie widział przeciwwskazań i gdy znalazł się przy swym dowódcy, ten pokazał mu mapę Kasmonii z lotu ptaka, z pozoru taka sama jak ją zapamiętał, jednak po dokładnym wpatrzeniu się, doszedł do wniosku, że brakowało na niej paru ważniejszych lokacji jak wschodnia zbrojownia czy jednego z trzech placów ćwiczebnych.
— Nie mieszkam tam od wielu lat... — Goderick, zakrył sobie usta podczas przeciągniętego ziewnięcia. — Mimo to, cząstka mnie, wciąż traktuje tamto miejsce jak dom.
Nie był pewien, jak powinien był zareagować. Czy miał powiedzieć, że mu gratuluje, czy wręcz przeciwnie, skoro ten miał zamiar poprowadzić na ów miasto swą armię? Wolał przemilczeć, gdyż konflikt między nimi z pewnością nie był potrzebny, a jeśli już, to nie teraz.
— W każdym razie, te plany nie są najnowszymi, jakie posiadam, a wiesz co to znaczy?
— Że potrzebujesz nowych — odparł Averaet, wpatrując się w zmęczone oczy mężczyzny. — I chcesz wysłać kogoś do Ratusza Kasmonii po najnowsze plany, kogoś, kto opowie ci o tym, jak traktuje się teraz mieszkańców, gdzie stoją najnowsze budynki i czy wokół miasta nie zbudowano zasieków, czyż nie?
— Myślałem o Leanie i Geranie, ale nie jestem pewien, czy powinienem ryzykować z jego życiem. Ma żonę i małe dziecko...
Averaet zmarszczył brwi i nie zdejmując spojrzenia z dowódcy, spytał ozięble:
— Nigdy nie podejmowałeś takiej decyzji? Bo jeśli nie, to nie oczekuj, że zadecyduję za ciebie.
Czuł, jak krew w jego żyłach stopniowo zaczynała się rozgrzewać, mimo czego, starał się zachować spokój. W końcu nie wiedział do czego dążył Goderick, a nie powinien był z góry zakładać, że zamierzał się nim wysłużyć, by przynieść sobie spokój ducha.
— Nie oczekuję tego, ale... jest to dla mnie najtrudniejsza decyzja od dawna i jeśli coś stanie się Geranowi, będę tak samo winny osierocenia Karelisa jak osoba, która zabije Gerana.
Averaet westchnął. Chwycił ostrożnie Godericka za ramię, czując przed sobą przeszywający lęk, bo co, jeśli skrzywdzi rozmówcę, gdy ten powie coś drażliwego? Jakim sposobem Evergard był w stanie tak silnie w niego wierzyć?
— Wojna to wojna — rzekł. — A będąc przywódcą w czasach wojny trzeba zdobyć się na poświęcenia, które są niemoralne i krzywdzące. Może, o ile coś pójdzie nie tak, nie wybaczysz sobie, ale jeśli ktoś zrozumie twój ból, to tym kimś będę ja.
Miał wrażenie, że cała energia jaką miał, przechodziła z jego kończyn do klatki piersiowej, która z każdą chwilą podnosiła się i opadała coraz gwałtowniej. Goderick posłał mu strapiony uśmiech, cudem widoczny spod kłębków brody. Czy ich umiarkowana otwartość wobec siebie znaczyła, że znów stali się przyjaciółmi? Z drugiej strony jak mogli nimi być, skoro nie rozmawiali ze sobą przez tyle lat?
— Wiedziałem, że mnie zrozumiesz.
Averaet przytaknął. Przyciągnął krzesło, na którym bez wahania spoczął, próbując się uspokoić. Goderick położył ciepłe jak powietrze wokół ogniska palce na jego drżących dłoniach.
CZYTASZ
Naprzeciw Drżeniom
FantasyImperator Garashid wysyła swego wiernego generała Averaeta na północ, by ten schwytał największe zagrożenie dla Imperium - Godericka, będącego przywódcą rebelii i dawnym przyjacielem wojskowego.