Willear jechał otoczony przez towarzyszy, którzy nie ufali sobie do teraz, a ich sporadyczne rozmowy wynikały z konieczności. Mijali jedną z wiosek, a że zaczynało padać, przegłosowali Seraela, i skierowali się w stronę paru chatek w nadziei na znalezieniu ciepłego kąta. Dopiero na jej granicy doszło do niego, że był tak daleko od domu. Mimo to nie czuł przerażenia, a stale rosnącą ekscytację. Może wjadą na chwilę do Kasmonii? W końcu tylko i wyłącznie dzięki temu uda im się oddzielić Istrię, o ile sama nie odjedzie od nich szybciej, co z pewnością uszczęśliwiłoby Seraela, ale czy Willeara? Raczej nie, zważywszy na to, że choć poznał ją nieco lepiej, to wciąż pozostawała dla niego chodzącą tajemnicą, przyciągającą jego myśli niemal bez przerwy.
Wjechali do jednej z wiosek i z tego co wyczytali na drewnianym drogowskazie, nazywała się Kaolą. Nigdy o niej nie słyszał, podobnie jak o pięciu innych, które minęli tego dnia.
— Wiesz, Istrio — rzekł, żałując dogłębnie, że nie miał kaptura. — nie myślałem, że w tej okolicy jest tyle wiosek.
— Widać, że nie opuszczałeś swojej — odparła, unikając oschłego tonu.
— Nie z mojej winy.
— A czy ja coś mówię? — posłała mu pochmurne spojrzenie, każdego dnia coraz częstsze.
Zastanawiało go, czy to przez Seraela miała gorszy humor, czy też stało się coś innego, oraz czy mógł jej jakoś pomóc, pomimo tego, że te parę dni temu, gdy ją o to spytał, pokręciła głową przecząco. Ale przecież musiało być coś, w czym mógłby jej pomóc, prawda? Zeszli z koni, poczekali przed wejściem na Seraela, który bez słowa przywiązał konia do konowiązu. Uczynili tak samo.
Weszli do karczmy, przemoczeni do suchej nitki. Willear i Istria usiedli przy stole, Serael natomiast poszedł w stronę karczmarza stojącego za ladą. Na ich szczęście w lokalu nie było zbyt wielu ludzi, a jeśli jacyś byli, to lekko podchmieleni. W rogu budynku znajdowali się dwaj mężczyźni, również pod wpływem, lecz wyróżniało ich to, że byli żołnierzami Imperium. Ich zbroje odbijały blask świec.
— W razie czego...jesteś gotowa?
Rudowłosa popatrzyła na niego zmęczonym wzrokiem spod mokrych włosów.
— Will, nie marzę o niczym innym, a porządnym wyspaniu się.
Gdy nazwała go Willem, chłopak poczuł się, jakby go uszczypnęła, w pozytywny sposób. Nikt nie nazywał go tak od dzieciństwa, a ostatnią osobą, która to zrobiła, była pani Dorny.
— Na pewno nie chcesz dołączyć do Rebelii? — spytał.
— Jeśli już, to nie w takim pośpiechu jak ty.
— Co masz na myśli? — między jego jasnymi brwiami pojawiła się kreska.
— Nie wiesz o nich nic, a chcesz stać się jednym z nich.
Skinął głową, powoli, wciąż analizując jej słowa. I miała rację, ale przecież nie miał innej alternatywy. Nie mógł być na dobrą sprawę pewien, czy się do niej nadawał, zważywszy na to, że jeszcze z nikim nie walczył, co nie musiało być jego specjalnością.
— Serael im ufa — rzekł, zdając sobie sprawę ze słabości swego argumentu.
— A jeśli Serael ufałby Garashidowi i powiedziałby ci, że powinieneś za niego walczyć to byś to zrobił?
Zamilkł, starając nie skupiać się na intensywnie hipnotyzującym wzroku Istrii. Serael wciąż rozmawiał z karczmarzem, zapewne negocjując zniżkę.
— Do czego zmierzasz? — spytał ostrożnie.
— Do tego, że jesteś nieostrożny.
Mówiła to takim tonem, jakby się do niego przywiązała, zupełnie jak on do niej. Ale czy gdyby faktycznie tak było, to nie powinna była mu powiedzieć co nie grało? Cóż, nie zamierzał naciskać, bo choć ich znajomość nie będzie trwać dłużej niż tydzień wspólnej podróży, nie chciał, by nieprzyjemności okazały się być w niej dominujące, więc nie zaprzeczył, bo też nie zależało mu kłamstwach.

CZYTASZ
Naprzeciw Drżeniom
FantastikImperator Garashid wysyła swego wiernego generała Averaeta na północ, by ten schwytał największe zagrożenie dla Imperium - Godericka, będącego przywódcą rebelii i dawnym przyjacielem wojskowego.