Evergard ciągnął za sobą swego wierzchowca za lejce, podczas gdy Averaet i większość jego wojowników siedziało na koniach. Było ich niewielu, ale jak zapewniał Averaet, byli prawdziwymi specjalistami. Ci, którzy nie mieli wierzchowców, prowadzili psy, które w razie czego miały im pomóc w schwytaniu rebeliantów. Ale ci byli jak duchy. Czyżby mieli w szeregach kogoś, kto maskował ich wygląd? Nie znał obdarzonego o takich zdolnościach, co najwyżej takiego, który potrafił zmieniać swój zapach na zawołanie, ale ten był jednym z medyków na dworze Garashida.
— Więc mówisz, że przeszukałeś cale południe i nie znalazłeś po nim śladu? — spytał Evergard.
Towarzysz skinął po chwili wpatrywania się w tryskający zielenią krajobraz. Jego powieki zwęziły się.
— I większość północy — rzekł. — ale wydaje się, że zapadali się pod ziemię. Bo jak inaczej wyjaśnić ich nieobecność?
— Tylko mi nie mów, że rozkopiesz cały kontynent — odparł z uśmiechem, ale na twarzy Averaeta nie pojawił się choćby jego cień.
Dzisiejszego wieczoru miał spotkać się w Roentry z Goderickiem wraz z bliskimi. Będą musieli wyruszyć przed obiadem, by zdążyć przed wschodem i nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
— Ile zazwyczaj go szukasz?
— Tyle ile potrzeba — odparł krótko.
Evergard skinął głową, czując informacyjny głód. Zerkał co jakiś czas na blondyna, zastanawiając się, czy ten nie chciał mu czegoś powiedzieć, czy też nie wiedział. Pomimo tego, że jechał na wierzchowcu, Evergard bez problemu zauważył, jak wielkiego wysiłku musiał używać, by nie puścić cugli. Zupełnie jakby nie spał w nocy.
— Myślisz, że zna północ lepiej od nas? — spytał Evergard, wpatrując się w piątkę czworonogów.
— Błędem byłoby sądzić inaczej — odparł Averaet po chwili. — Że też nasi ojcowie nie pozwalali nam włóczyć się po własnych ziemiach. Istnieje nawet szansa, że po tym jak nam uciekł, wypłynął w nieznane. — Spochmurniał. — Chociaż wątpię.
— Dlaczego?
— Bo jest zbyt oddany, by nagle odejść od swoich — sprostował, po czym dodał: — Jego organizacja przybiera na sile, i czy naprawdę sądzisz, że zrezygnowałby ze swojego stanowiska od tak? Nie obraź się, ale tak nie postępują wojskowi.
— A czy kiedyś się nim czuł?
Averaet w końcu na niego spojrzał, nie żeby Evergard czekał na to z jakimś większym utęsknieniem, ale cieszył go fakt, że skupił na sobie niemal całą uwagę przyjaciela.
— Cóż, na nasze nieszczęście zawsze dobrze radził sobie pod presją — odparł. — więc nie sądzę, by nowa rola przeszkodziła mu w zaadaptowaniu się do rzeczywistości.
Averaet miał rację, chociaż i tak Evergardowi nie pasował ten wizerunek, głównie przez to, że nie potrafił patrzeć na Godericka inaczej niż na wesołego nastolatka. Z drugiej strony, przez te wszystkie lata praktycznie z nim nie rozmawiał. Podobnie zresztą jak Averaet, którego wnioski opierały się na własnych doświadczeniach i wyobrażeniach, a nie pewnej prawdzie.
Ich patrol spełzł na niczym, podobnie jak wczorajszy i te wcześniejsze. Oddali swoje rumaki do stajni. Averaet zapowiedział swym ekspertom kolejną wyprawę, jednak za paręnaście godzin, gdy księżyc zajmie rolę słońca w oświetlaniu im krajobrazu. Uznał, to za wysoce prawdopodobne, że Goderick lub inni rebelianci przemieszczają się po zmroku. Odszedł wraz z Evergardem w stronę koszar, gdzie Averaet pomieszkiwał wraz z żołnierzami. Wyglądał na nieobecnego, i to nie po raz pierwszy. Wpatrywał się przed siebie mętnym wzrokiem, jakby na pewien czas jego dusza traciła żywotność.
CZYTASZ
Naprzeciw Drżeniom
FantasyImperator Garashid wysyła swego wiernego generała Averaeta na północ, by ten schwytał największe zagrożenie dla Imperium - Godericka, będącego przywódcą rebelii i dawnym przyjacielem wojskowego.