Rozdział dwunasty

1 1 0
                                    

Willear spoglądał to na swoje ubrania to na odzienie Istrii. Chciał się upewnić, że oboje wyglądali schludnie, ale jak się przekonał — brud nie był ich problemem. Szli w stronę hali, gdzie prawdopodobnie czekał już na nich Evergard. Rozglądał się po korytarzach, choć unikał kontaktu wzrokowego z resztą rebeliantów. Ograniczył go też z Istrią, a przecież jej spojrzenia wzbudzały w nim zafascynowanie, jakby grali w szachy, a ona wykonywała zaskakujące ruchy bez głowienia się nad nimi przez dłuższy czas. Co jakiś czas na niego spoglądała, jakby nakłaniając go w ten sposób, by coś powiedział. O sobie, o tym jak się czuje, ale jedynym na co było go stać, to powiedzenie: źle. Właściwie to nie powinien się dziwić, że jest spragniona informacji. Bał się jednak, że gdy powie co czuje, ona zdradzi go ponownie. A przecież nie chciał tak myśleć. Czuł się tak, jakby zabrano mu wybór.

— Nie zamierzam z wami ćwiczyć — oznajmiła, jakby próbowała nakłonić go do dłuższej rozmowy.

— Skoro nie chcesz to nie — odparł, zadziwiony swą obojętnością.

— Ale..., ale pomyślałam, że co najwyżej pomogę ci się podszkolić — ciągnęła.

— Dlaczego cię tak obchodzę?

Istria nie odpowiedziała, mając przez dłuższą chwilę rozchylone usta. Cóż, przynajmniej nie powiedziała niczego co zatrułoby ich relację. Chyba, że nie chciała go skrzywdzić. W końcu nie zaatakowała go w karczmie lub gdy ten spał. Nie był pewien czego mógł się po niej spodziewać.

— Bo mi przykro — odparła, czym odebrała mu mowę. Nie dziwiło go, że zdobyła się na refleksję, a po prostu nie wiedział co powiedzieć poza; "mi też", ale ostatecznie się powstrzymał.

Weszli do hali, i od razu zauważając Evergarda, podeszli do niego., Wpatrywał się w nich siedząc na kamiennym siedzisku przy mocno zużytych manekinach. Wstał, witając ich z bladym uśmiechem.

— Też chcesz się zapisać na moje lekcje? — spytał Istrię.

— Zostałam wyszkolona przez wojowników wszelkiej maści — odparła stanowczo.

— Ale nie przeze mnie — odparł Evergard z zawadiackim uśmiechem na twarzy.

Przewróciła oczami i bezpańsko usiadła na bezpańsko pozostawionym kamiennym krześle.

Evergard wzruszył ramionami, po czym kazał wyciągnąć Willearowi miecz i zaatakować manekina. Nie minęło nawet pół minuty, a nowy nauczyciel już mu przerwał. Wykonał rozkaz bez zająknięcia, lecz poczuł w sercu pewne ukłucie.

— Za mało ruszasz nogami — rzekł Evergard.

— Ale dopiero co zacząłem, więc...

— Czy kiedykolwiek tańczyłeś? — spytał Evergard.

Willear zmarszczył brwi całkowicie zbity z tropu.

— Parę razy, ale nie to, żebym jakoś to polubił — odparł.

— I tu cię mam — odparł z domieszką satysfakcji. — Wiem, że może to zabrzmieć niecodziennie, ale walcząc musisz być tancerzem.

— Podczas treningów z Seraelem szło mi całkiem nieźle — rzekł.

— Cóż, skoro stwierdziliśmy, gdzie leży twój główny problem, może faktycznie powinniśmy spróbować poćwiczyć razem.

Odeszli od siebie o siedem kroków, by nie przeszkadzać innym ćwiczącym. Evergard skierował się ku niemu. Spróbował uderzyć Willeara od lewej w ramię, ale chłopak zablokował jego cios z niemałym trudem, zupełnie jak te parę dni temu, gdy walczył z wojownikami Imperium w Roentry, gdzie...nie mógł się rozproszyć. Nie teraz. Nie trafiał w Evergarda, przez co złościł się z każdą minutą coraz mocniej. Przecinał ostrzem powietrze, uderzając co jakiś czas w miecz mężczyzny silnymi, maniakalnymi ciosami. Evergard złapał go w pewnym momencie za nadgarstek ręki trzymającej miecz, mówiąc:

Naprzeciw DrżeniomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz