Rozdział trzydziesty trzeci

3 1 0
                                    

Armidus dyszał ciężko, a twarz poczerwieniała mu jakby stawała się dojrzałym pomidorem. Czuł na sobie niepewne spojrzenia żołnierzy, jednak sam nie spuszczał wzroku z szerokiej wyrwy w ścianie ratusza. Nocne, coraz to chłodniejsze powietrze otulało go teraz zewsząd, nie mogąc go jednak uspokoić. Spojrzał na głowę tego idioty, któremu łeb obciął po całych seriach tortur. Wybrał niepewność, podobnie zresztą jak Averaet. Myślał sentymentami, a nie logiką, tak jak był powinien. Spędził tyle czasu z imperatorem, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym jest jego gniew. Drżenie przechodziło po jego plecach na samą myśl o tym co go spotka. Żałował, że jego były przyjaciel wyruszył w swą podróż ku męczeństwu, wypełnionej kolcami ostrymi jak ostrza mieczy.

- Szukajcie ich – warknął. – obetnijcie Averaetowi kończyny jeśli będzie trzeba, ale ma być żywy.

Nikt się nie zająknął. Każdy żołnierz skierował się w podskokach do dziury. On jednak podszedł szlakiem krwi do głowy Gerana. Dotknął ją i skierował jego niewyrażającą żadnych emocji twarz ku sobie. Obejrzał się za siebie, by upewnić się, że w otoczeniu nie ma nikogo. Jego obawy się nie ziściły. Jedne z wielu, które ostatnimi czasy towarzyszyły mu coraz częściej.

- Żałuję, że cię zabiłem – rzekł cicho, bez ciężkości w głosie, choć nie było w nim również chichotu. – ale tylko dlatego, że nie zdążyłem spytać cię o to, dlaczego wszyscy nagle uwierzyliście w lepsze jutro. Nie wiecie jaki jest Garashid i nie wiecie czego się obawiać. Czyżbyście zapomnieli o lęku?

Zacisnął palce na obu jego polikach, jakby chcąc w ten sposób nakłonić głowę umarlaka by zaczęła mówić. Bez skutku. Czy był na świecie obdarzony mogący rozmawiać ze zmarłymi? Sam nie miał daru, lecz wspinał się po szczeblach drabiny życia i bez niego, tylko że każdy szczebel trząsł się jak człowiek na mrozie. On również, choć nie chciał tego pokazać w żaden sposób nikomu, oprócz imperatorowi. Nie byli przyjaciółmi, ale ten był lepszą opcją, kimś za kim można było podążać, nawet jeśli budził tylko i wyłącznie strach. Nie dawał mu poczucia bezpieczeństwa, ale przynależności, której zawsze mu brakowało. A lepsza była przynależność do żywych niż do zmarłych, o czym Geran z pewnością się przekonał.

Naprzeciw DrżeniomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz