Rozdział osiemnasty

3 1 0
                                    

Omijał grupki roześmianych nastolatków kierujących się w stronę rzeki. Niektórzy z nich nieśli ze sobą kocyki. Chłopaki i mniej niż połowa dziewczyn odziana była w luźne koszule. Większość z nich nosiła jednak różnobarwne sukienki. Evergarda zastanawiało, dlaczego nagle zachciało się im wszystkim iść nad rzekę, ale skoro tak się działo, to może powinien zabrać tam dawną paczkę? Może mógłby jakoś pomóc zbliżyć się ku sobie Averaetowi i Leanie? Było to ryzykowne, ale... czuł, że musiał coś zrobić. Skierował się w stronę pokoju Averaeta, choć do niego nie doszedł, gdyż spotkał go, gdy ten stał oparty o kamienną ścianę, wpatrując się w rebeliantów, którzy biczowali go spojrzeniami.

— Czyżbyś zaczął szukać przyjaciół?

Averaet parsknął cicho, po czym spojrzał na niego zmęczonymi, jasnymi jak niebo podczas słonecznego przedpołudnia oczami. Był ubrany w szare spodnie i brązową, luźną koszulę.

— Bardziej się zastanawiam nad tym, kto jest czyim przyjacielem — odparł, wracając do wpatrywania się w — jak miał nadzieję Evergard — pokojowych rebeliantów.

— Nie poczujesz się jak w domu, jeśli się nie zasymilujesz.

Averaet przekręcił głowę w prawo, jakby był zaintrygowanym kotem, przyglądającym się jakiemuś zjawisku. W samej hali siedzieli głównie rodzice z dziećmi, które ganiały się nawzajem, podczas gdy rodzice obserwowali je, sącząc napoje i rozmawiając o bogowie wiedzieli czym.

— Ja... nie jestem pewien, czy znajdę nowy dom — mruknął.

Brwi Evergarda przysunęły się do siebie mimowolnie. Miał wrażenie, że całkowicie zatracił umiejętność wysławiania się, oraz uporządkowanego myślenia.

— Dlaczego? — spytał Evergard, bo tylko to przyszło mu do głowy.

— Myślisz, że nie zaatakują mnie ponownie? — zerknął na Evergarda z cieniem politowania w oczach.

— Nie myślałem o tym — przyznał. — Ale wydaje mi się, że jeżeli będziesz robić dobre rzeczy, odkupisz się w ich oczach.

— Może niektórych — rzekł ponuro, po krótce dodając tym samym tonem: — Ale Evergard, niektórym zamordowałem całe rodziny. Większość rebeliantów ma mnie za nieobliczalnego zdrajcę. — Westchnął ciężko, przecierając palcem prawe oko. — A co u ciebie?

— Chciałem zaproponować ci pójście nad rzekę.

— Tak bez Maisy? — spytał, wyraźnie zaintrygowany.

Evergard przytaknął, dodając:

— Zwiedza jaskinie z Rosamirą i Vanterem.

— A Geran opiekuje się małym Karelisem?

— Dokładnie, zresztą wraz z Godericka — rozejrzał się, mając głęboką nadzieję, że jego plan wypali. — i skoro o nim mowa, to chciałem, by poszli wraz z nami.

— Jesteś najbardziej sentymentalnym człowiekiem jakiego znam — rzekł, po czym dodał: — Chodźmy.

I tak też zrobili. Skierowali się w stronę pokoju Godericka, i na szczęście, znaleźli w nim nie tylko mężczyznę, ale i Leanę. Siedzieli na podłodze, przeglądając schematy broni na pożółkłych kartkach papieru. Evergard zaprosił ich bez ogródek, na co ci przystali, pomimo początkowych oporów Leany.

— Moim zdaniem i tak powinniśmy najpierw przejrzeć twoje plany — powiedziała ze skrzyżowanymi rękoma na piersi, gdy znaleźli się na zewnątrz, a Goderick przekręcał klucz w zamku.

— Przecież nikt ich nie ukradnie — wzruszył ramionami, po czym powłóczył nogami w stronę rzeki. — A nawet jeśli, to i tak poukrywałem resztę z nich w ścianach.

Naprzeciw DrżeniomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz