Rozdział 14

167 15 29
                                    

Łóżko zaskrzypiało przeraźliwie, gdy Taehyung opadł na nie z całą mocą na twarz, prawie łamiąc sobie nos. Zdziwił go fakt, że Jungkook z rana zachowywał się wręcz... Przyjaźnie? Chociaż nie, po prostu nie krzyczał na nikogo i nie tłukł szklanek. To może się jeszcze zmienić. Od bruneta nadal wiał nieprzyjemny chłód i tajemniczość, a Kim nadal był na niego wkurwiony i nie zamierzał szybko przestać. Miał w planach do końca życia chować w sercu urazę.

Dobre było chociaż to, że po skończonym prysznicu, szybkiej pielęgnacji i przebraniu się w coś eleganckiego, a jednak wygodnego (tylko takie ciuchy miał w szafie), czuł się wreszcie odświeżony. Ale nie czysty. Jeon zostawił mu na ciele kilka siniaków, wiele malinek i ugryzień, oprócz tego zmiażdżył podbrzusze i uniemożliwił bezbolesne chodzenie. 

Niezdecydowany osobowościowo, skurwielowy kurwik. 

Rozmyślanie przerwał mu odgłos pukania do drzwi. W pierwszej chwili pomyślał, że Junggukowi znowu odbiło i chce się przyczepić, ale w sumie on nawet by nie pukał, po prostu wszedłby jak do siebie. Czyżby to był...?

Odpowiedział krótkie "Proszę" i szeroko otworzył oczy, gdy zobaczył zagubioną od jakiegoś czasu sylwetkę prywatnego ochroniarza. 

- Ładnie wyglądasz.

Na słowa blondwłosego, takie beztroskie i proste, coś w nim zawrzało.

- Ty, ty! Co ty sobie myślisz?! - rzucił się w stronę mężczyzny, hamując kawałek od jego twarzy i prawie wybijając sobie zęby. Woojin wydawał się niewzruszony - Gdzieś ty był, gdy miałeś mnie chronić? Czyim ty jesteś prywatnym ochroniarzem? Zniknąłeś sobie, jak Jungkook postanowił mnie sobie wykorzystać, a teraz stać cię tylko na "ładnie wyglądasz", pojebańcu?

-  Taehyung, przypominam, że przede wszystkim muszę podlegać rozkazom pana Jeona, który chciał, żebym akurat wtedy zniknął. Po co te nerwy?

- Obaj jesteście tak samo powal-. Chwila, nie mówisz już do mnie na "pan"?

- Podobno nie chciałeś, żebym tak mówił.

- Podobno musisz słuchać tego kutasa?

- Owszem, a pan Jungguk poprosił, żebym mówił do ciebie tak, jak ty chcesz. I nie radziłbym ci go tak nazywać. Chyba jest trochę milszy?

- Pff - prychnął - Myślisz, że jak przez kilka godzin nie będzie udawał męskiego boksera, to nagle mu wybaczę? Albo, o dobry Boże, pokocham?

- Tego nikt nie może przewidzieć - czy to tylko zwidy, czy kąciki ust Woojina nieznacznie się uniosły? - Tak czy siak, pan Jeon przyjdzie tu zaraz. Ja tylko przyszedłem sprawdzić, czy nie skoczyłeś z okna.

- Ooo, jaki ty dobroduszny. Może powinienem? - uśmiechnął się udawanie tak, że aż rozbolały go poliki.

- Nie będzie trzeba. Do widzenia - ochroniarz pochylił się nisko, odwrócił i wyszedł. Tak zwyczajnie. Co za Jungkookowy przydupas. 

Drzwi nie zdążyły się jeszcze do końca zamknąć za ostatnim gościem, gdy do pokoju wszedł chłopak, o którym wcześniej wspomniano. Czy on stał za drzwiami i podsłuchiwał?

Brunet rozejrzał się po pokoju obojętnym wzrokiem, zatrzymując się na rozjuszonym czarnowłosym. Obaj zmrużyli oczy.

Wyższy trzymał w ręku, bardzo dobrze znany Kimowi, prostokątny przedmiot w błękitnej  obudowie z naklejkami psów. 

Jego telefon obojętnie został rzucony na jego łóżko. Tae nie wiedział o co chodzi, czy to żart, czy prowokacja. Spojrzał pytająco na drugiego, który przyglądał mu się w skupieniu.

Love On Command - KookTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz