Rozdział 2

182 13 33
                                    

- No dobrze, a rozmawiałeś z nim chociaż? - Ha-Yoon nadal nie wyglądał na zadowolonego.

To po co go tu w ogóle zapraszałeś?

- Nie - Jungkook nie miał zamiaru owijać w bawełnę - Ale sam mówiłeś, chodzi o prezentację. Widzisz, jak on wygląda?

Cała trójka przez kilkanaście sekund poprostu wpatrywała się w osobę stale siedzącą na kanapie.

- Fakt, jest przystojny. W razie czego, będziesz mógł zmienić zdanie przed ślubem, gdyby na prawdę okazał się do dupy.

Kook kiwnął głową.

- A więc chodźmy po niego...

- Zaczekajcie - głos zabrał Kim Joon - To jest mój syn. Niestety. Jeśli tak poprostu po niego podejdziemy i powiemy to, co chcemy, uwierzcie, że ucieknie stąd szybciej niż się pojawił i trudno go będzie znaleźć. To buntownik. Wielki.

- A więc, proponujesz coś, Joon? - Ha-Yoon próbował zachować spokój, jednak powieka drgnęła mu niecierpliwie.

- Pewnie. Porwijcie go.

Brwi obu Jeonów wystrzeliły do góry na ten absurdalny i wręcz zabawny pomysł.

- Nie jestem pewien, czy to dobry czas na żarty, Panie Kim - syknął ojciec bruneta przez zaciśnięte zęby.

- Ależ ja nie żartuję. Będzie wam łatwiej, a o wiele ciekawiej. Wyprowadźcie z klubu, wpakujcie do auta i już. Zezwalam na to. Chyba, że chcesz to na piśmie?

Dwójka mężczyzn przez chwilę mierzyła się wyzywająco spojrzeniem. No cóż, przyjaciółmi to oni nie będą.

- Nie przypominam sobie, żebyśmy mówili sobie na 'ty'. Ale dobrze, niech więc Jungguk zdecyduje - przeniósł ponure spojrzenie na syna.

Co mi szkodzi?

- Dobra, może tak być - wzruszył obojętnie ramionami.

- Świetnie. A zatem idziemy - machnął ręką na jednego z ochroniarzy flirtującego z barmanem.

Zaraz pojawił się przy nich wysoki, umięśniony, ciemnoskóry mężczyzna.
Kim Joon postanowił obserwować całą tą akcję ze skórzanego fotela.

Ojciec, syn i ochroniarz przeszli krótkimi schodami do stołu chłopaków, którzy zdążyli ich już zauważyć i obserwowali trójkę z mieszaniną niepewności i podejrzliwości.

Park Jimin i jego przyjaciel wstali, gdy tylko 'brygada do porwania' stanęła przed nimi, i spuścili nisko głowy.

- Witam. Nazywam się Ha-Yoon, a to mój syn, Jungguk. Chociaż pewnie to wiecie?

Dwójka chłopaków skinęła głowami, dalej milcząc. W tym czasie Jungkook mógł przyjrzeć się 'wybranemu' dokładniej. Był ładnie opalony, twarz ozdabiały mu różowy rozświetlacz i kreski w kącikach oczu. Tak, był przystojny.
Aż szkoda by go było uszkodzić.
Ale być może będzie trzeba.

- Jesteś Kim Taehyung, prawda? - pan Jeon zwrócił się do czarnowłosego.

- Tak, to ja. O co chodzi?

Miał melodyjny głos.

- Chcielibyśmy z tobą porozmawiać. Na osobności, jeśli to nie problem?

Taehyung wymienił zdezorientowane spojrzenia z Parkiem.
Wyglądał, jakby faktycznie zaraz miał zamiar brać nogi za pas, jednak tylko zacisnął pięści.

- Jasne, to nie problem.

- Znakomicie. Aha, a pan Park może już wracać do domu, spotkanie zaraz się kończy. Proszę tak na mnie nie patrzeć, Taehyungowi nic się nie stanie - zaśmiał się udawanie, gdy zobaczył spojrzenie Jimina.

- Taaak. To widzimy się później, zadzwonię do ciebie - szybko przytulił przyjaciela i oddalił się w stronę toalet.

Kim przez chwilę patrzył, jak odchodzi, gdy zdecydował się iść za trójką w stronę wyjścia.
Jungkook musiał przyznać, że chłopak na pewno był coraz bardziej przerażony, ale świetnie to ukrywał. Zaśmiał się pod nosem.

Cała ekipa wyszła przed klub, zżerana przez zaciekawione, gniewne czy rozczarowane spojrzenia 'byłych kandydatów', którzy tylko podejrzewali, co się święci.

- Mmm, jaka to miła pogoda od kilku dni jest, prawda Kim? Ciepła - stwierdził Ha-Yoon, ustawiając się tak, że połowę jego twarzy okalał blask księżyca.

- Tak. Miła - odparł zapytany zdawkowo.

Zaraz przed klubem pojawiła się krótka, ciemna limuzyna, po którą najwyraźniej wcześniej zadzwonił  podążający za nimi ochroniarz.

- W porządku, dość tych uprzejmości, wsiadaj do auta - pan Jeon spoważniał, zaplatając ręce za plecami.

- Przepraszam, co? - Taehyung otworzył szerzej oczy.

- Nie przepraszaj, tylko wsiadaj. Już - odezwał się Jungguk, otwierając drzwi samochodu.
Chciał już być w nowym domu, bo właśnie tam miał podwieźć go szofer.

Czarnowłosy chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył, bo jedno pstryknięcie palcami Ha-Yoona wystarczyło, by owinęły się wokół niego wielkie ramiona ochroniarza i wpakowały go do środka.
Kim krzyknął przerażony i zaczął wić się pod dotykiem mężczyzny, kopiąc go i szarpiąc się.

- Puść mnie! Puszczaj, puść! - pisnął, bo ręka porywacza zakryła mu usta.

Jedyne, co zobaczył porwany, zanim Jungkook pożegnał się z ojcem, podziękował i również wsiadł do limuzyny, to swojego ojca, stojącego w wyjściu i przyglądającego się mu z niewzruszoną miną. Był to moment, w którym przestał krzyczeć, a całą resztę drogi spędził oniemiały, wgapiając się w szybę i wycierając niekończące się łzy.
Nie zamierzał się poddawać, ale wiedział, że przegrał.
Ojciec oddał go psychopacie.

🦎

Ten rozdział mi się jakiś taki dupny wydaje (; ̄^ ̄)ん~

Love On Command - KookTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz