Rozdział 26

172 12 35
                                    

Kim Taehyung ospale otworzył oczy. Zamrugał kilka razy i rozejrzał się wokół. Nadal był w salonie, tam gdzie zasnął, więc nikt go nie przenosił. Zmieniło się jedynie to, że leżał teraz okryty puchatym, jasnoszarym kocem, w czymś przypominającym fort z poduszek. 

Podniósł wzrok na framugę drzwi, gdy usłyszał stamtąd brzęknięcie. Udało mu się uchwycić kawałek sylwetki Jungkooka, robiącej coś przy blacie. Czarnowłosy wpatrywał się w niego przez chwilę, póki ten nie podniósł dwóch porcelanowych kubków stojących na wspomnianym wcześniej meblu i nie skierował się w stronę kanapy. Ich spojrzenia spotkały się na moment, oba były bez wyrazu. Tae był przygnębiony przez wspomnienia z wczoraj, nie wiedział co myśleć o Woojinie, Jungguku, tej sytuacji, niby prawdziwym związku Jimina z Yoongim i o tym domu. A Jeon... właśnie, dlaczego też był jakiś dziwny?

Chłopak podał Kimowi jeden z kubków, prawdopodobnie z herbatą owocową, na co ten mruknął ciche "Dziękuję" i podniósł się do siadu, zrzucając z legowiska połowę poduszek. 

- Trochę sporo tego - mruknął niższy, wskazując palcem na miękkie, materiałowe kwadraty na ziemi. 

- Chciałem, żeby było wygodnie - odparł, wzruszając ramionami i biorąc łyk napoju. 

Drugi poszedł w jego ślady, i tak oto powstała niezręczna cisza. Taehyung postanowił w tym czasie policzyć poduszki, których było dokładnie dwadzieścia trzy. 

- Nadal cię boli? - zaczął brunet, z niewiadomych powodów unikając kontaktu wzrokowego.

- Nie, nie aż tak. Czuję, jakby coś rozciągało mi mięśnie, ale da się wytrzymać - odpowiedział czarnowłosy, zerkając na zabandażowane miejsce.

- Dlaczego uciekłeś? Dlaczego nie mogłeś chociaż biec wolniej, żeby Woojin cię dogonił? 

Ton głosu Jungkooka byłby niemałym zaskoczeniem dla każdego, kto chociaż trochę go znał. Wydawał się zdesperowany, jakby męczyły go wyrzuty sumienia albo ukrywał jakieś zmartwienia. 

- Żartujesz sobie teraz, tak? - Kim uniósł jedną brew w stylu "Ale ty jesteś głupi".

- Mam na myśli, to było oczywiste, że uciekniesz i nie mam ci tego za złe, bo traktowałem cię tak... jakoś... dupnie. Nie ważne. Chodzi o to, że jednak miałem nadzieję... - zamyślił się na moment, a zaraz pokręcił głową - Martwiłem się. 

- Ty? O mnie? -nadal nie wyglądał na ani trochę przekonanego - Przecież mnie nie lubisz.

- No tak, ale - Jungguk urwał gwałtownie i nabrał głęboko powietrza - Dobra, lubię cię. 

- Ale ja cię nie lubię - Kim starał się ze wszystkich sił, by zatrzymać zirytowane prychnięcie. Mimo wszystko, Jeon go uratował, nie? 

- Wiem. 

- I będziesz się musiał bardzo, bardzo postarać, żeby to się zmieniło, chociaż nie liczyłbym, że to możliwe. Taki mały chuj z ciebie, wiesz. 

- Czy taki mały, to bym nie pow - nie dane mu było dokończyć, bo oberwał od Taehyunga w bark i zaśmiał się pod nosem. 

- Mówię serio, mocno cię nie lubię. 

- W porządku. 

Cisza kolejny raz wypełniła pokój, tym razem przyjemna. W tym czasie, Tae postanowił poukładać sobie wszystko w głowie. Jakby nie było, brunet go uratował. Wezwał lekarza, wcześniej sam próbował zatamować krwawienie, kontrolował jego stan, a teraz przyszedł z herbatą i z tą rozmową. Za nic nie mógł rozgryźć, czy Jungkook faktycznie jest na tyle dynamiczną osobą, że tak szybko się zmienił, czy to po prostu kolejna gra i zaraz znowu zrobi coś nieodpowiedniego. Szybko zmieniał zachowania. 

Love On Command - KookTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz