Rozdział 22

162 14 43
                                    

Zanim  Tae zdążył jakkolwiek zareagować, krzyknąć, uciec, czy nawet przywalić białowłosemu, został przez niego brutalnie popchnięty w ślepy zaułek za sklepem obok. Uderzył plecami o zimny mur, a dłonie obcego zacisnęły się na kołnierzu jego koszulki.

Chociaż nie, to nie był obcy. 

Lim Hyuk. Pewny siebie, natarczywy chłopak, który pojawił się na spotkaniu zorganizowanym przez pana Jeona w nadziei na zaręczyny z Junggukiem. Niestety, to nie on został wybrany, co wyjątkowo mocno go wkurzyło i zawiodło. Można to było wyczytać z wrogo zaciśniętych ust i nienawistnie spoglądających na Taehyunga oczach, gdy ten był porywany. 

Teraz patrzył na swój 'łup' z dziką satysfakcją malującą się na jego twarzy. 

- Proszę, proszę, kogo nam tu przywiozło? - uśmiechnął się szyderczo - Kim Taehyung, nie wierzę. Co tu robisz sam, bez swojego kochasia? Gdzie Jungkook? 

Kiedy nie otrzymał odpowiedzi na żadne z pytań, a zamiast tego został zaatakowany wściekłym spojrzeniem ciemnowłosego, uniósł głowę do góry i głośno się zaśmiał. 

- Nie, nie ma opcji. Nie wierzę - teatralnie otarł niewidzialną łzę spod oka - Uciekłeś mu? Ty? Oh, tak, wyglądasz na zadyszanego, na pewno uciekłeś. Czy może okazałeś się tak beznadziejny, że sam cię puścił? Oh, biedny Taehyung. Coś ty zrobił? - z trudem opanowywał kolejny wybuch śmiechu - Właśnie gadałem sobie z Kwon Minjunem. On też strasznie mocno się wkurwił, kiedy Jeon wybrał ciebie, zamiast jednego z nas. Powinienem znów do niego zadzwonić, żeby tu przyszedł? - zamyślił się na chwilę, po czym wzruszył ramionami - Nie, będzie chciał odwalić całą robotę. Oddam mu kawałek twojego ciała. Może tą piękną buźkę?

- Spieprzaj! - wrzasnął i splunął prosto w oko białowłosego, na co ten syknął obrzydzony. 

- Ty mała suk... - nie udało mu się dokończyć, bo oberwał od Taehyunga z całej siły kolanem w krocze i odruchowo zakrył obolałe miejsce rękami, puszczając go.

Kim rzucił się do ucieczki, nie oglądając za siebie. Nogi trzęsły mu się przez szok spowodowany zaistniałą sytuacją. Czy Jungguk był w to zamieszany? Czy to on nasłał na niego Hyuka? 

Nie mogąc biec w prostej linii, obijał się o ceglane ściany zaułku, które boleśnie darły odkryte kawałki jego skóry, jednak całkowicie ignorował ból. Musiał tylko wrócić do centrum miasta, tam będzie bezpieczny. 

Usłyszał za sobą kilka przekleństw ze strony Lima, jednak były one jakby oddalone, czyli chłopak nie był blisko niego. 

Już niedaleko.

Zaczął dostrzegać światło jasno świecącego słońca za murem. 

Jeszcze kilka metrów. 

Powoli przerażający mrok zadaszonego zaułka zaczął znikać, zastępowany jasnością.

Tak blisko...

Już wyciągał rękę, by poczuć na palcach przyjemnie grzejące promyki słońca... 

Gdy nagle upadł między stos starych opon, a z jego ust wymknął się bolesny krzyk. Uderzył głową w jedną, jednak to nie ona wywołała u niego ten nagły, przenikliwy ból. Z oczami rozszerzonymi przez zdezorientowanie, odwrócił się w taki sposób, by móc spojrzeć na swój brzuch.

Z lewej strony, gdzieś między żebrami, w zielonej koszuli utworzyła się mała dziura, z której coraz szybciej wypływała ciemna, lepka posoka. Krew. 

Oddech chłopaka momentalnie przyśpieszył, a zdezorientowanie zaczęło przemieniać się w panikę. To nie tak, że nigdy nie był postrzelony, bo podobna sytuacja przydarzyła mu się już dwa razy, ale wtedy miał przy sobie kogoś, kto umiał zajmować się ranami postrzałowymi i od razu rzucał się mu pomóc. Tymczasem, u swojego boku miał tylko tego nienormalnego Lima Hyuka, który właśnie szedł w jego stronę z delikatnie uniesionymi kącikami ust.

Po za tym, cholera, dostał w żebro... Wcześniej zraniona została tylko jego noga, później bark, nigdy nie dostał w żebro. Co jeśli kula na wylot przebiła mu jelito? Albo trafiła wyżej, niż się wydaje i przedziurawiła wątrobę lub żołądek? Kurwa, potrzebował pomocy, nie mógł umrzeć. Jeszcze nie. 

Białowłosy przybliżył się i przykucnął obok ofiary, która na darmo próbowała zatamować krwotok ręką. 

Lim zacmokał ustami zawiedzony.

- Kurczę, gdybyś mnie tylko nie kopnął... Jaka strata, taka piękna twarz umrze w stosie śmieci. Żebyś sobie nie myślał, i tak bym cię zabił, prawdopodobnie posiekał i powysyłał prezenty przyjaciołom, ale chciałem się jeszcze wcześniej pobawić. Ajajaj. Co zrobić, co zrobić? - zmarszczył brwi, pukając się palcem w polik i udając, że się nad czymś zastanawia - Już wiem! Może nie będę aż takim tyranem, Taehyungie, i po prostu zakończę twoje cierpienia. Nie martw się, co się potem stanie z twoim ciałem. Przecież i tak nie będziesz nic czuł - Hyuk uniósł pistolet odpowiedzialny za postrzał, który cały czas trzymał w dłoni, i nieśpiesznie go przeładował. 

Jeśli chodzi o Kima, przyglądał się całej sytuacji w przerażeniu, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. W jego gardle zaczęła tworzyć się nieprzyjemna gula i nie wiedział, czy to stres i bezsilność tak na niego działają, czy to krew, którą zaraz zacznie się dusić. 

Jasnowłosy wycelował lufę broni, która zdecydowanie była Berettą, w pierś drugiego i wyszeptał ciche "Żegnaj, Taehyungie...".

Tae w ciągu kilku sekund trwających wieczność, zamknął oczy i postanowił zachować dumę, godząc się z losem. Jakie było wyjście z tej sytuacji? Żadne. Nie mógł się poruszyć.

Ciekawe, czy ojciec będzie za nim tęsknił? Albo kiedy Jungkook zorientuje się, że nie żyje? Lub czy opłacało się uciec, żeby zaraz zakończyć życie? 

Tak sobie myśląc, postarał się przywołać najszczęśliwsze wspomnienia z najważniejszą dla niego osobą - Jiminem. Bał się tego, jak zareaguje różowowłosy na wieść o jego śmierci. Czy zrobi coś głupiego? Oskarży Jeona? Jakby nie było, to połowicznie jego wina. Mógł go nie porywać i nie więzić w domu. Z nieznanego powodu chłopak nie chciał jednak, by Jungguk miał przez niego problemy.

Na dźwięk powolnego wciskania spustu przez Lima, pomyślał sobie, że umieranie na stosie brudnych opon, w wieku dwudziestu lat, postrzelony przez gościa, którego widział raz w życiu, bez możliwości pożegnania się z kimkolwiek, nie jest śmiercią, którą by sobie wybrał. 

Rozmyślania te przerwał głośny huk wystrzelonego pocisku, po którym nastąpiła cisza. Czy jakiś przechodzień to słyszał? Czy przyjdzie tu zaraz, by zobaczyć jego nieruchome ciało? 

Ale to  nie Kim Taehyung oberwał, a Lim Hyuk. Prosto w środek krtani. 

Love On Command - KookTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz