Rozdział 11

175 16 41
                                    

- Gdzie ty idziesz, Kim?

Czarnowłosy został wciągnięty z powrotem na parapet, gdzie po chwili obkręcił się w taki sposób, że uderzył w coś nosem. Tym "czymś" był tors stojącego przed nim Jungguka.
Kiedy Tae uświadomił to sobie, jego źrenice natychmiast się rozszerzyły, a serce zamarło.

O kurwunia.

Brunet jedną ręką dalej trzymał jego przedłokieć, drugą ułożył na jego talii i mocno przyciągnął do siebie. Teraz dotykali się każdym skrawkiem ciała, oprócz twarzy, które dzieliła odległość kilku milimetrów. Stali tak przez kilka chwil, zanim Jungkook warknął gardłowo:

- Nie powinieneś wchodzić do tego pokoju, zwłaszcza, kiedy jestem napalony. Oprócz tego, widzę, że bez problemu byłeś gotowy skoczyć, ryzykując tym nawet własne życie, tylko po to, by uciec. A może to Woojin ma tak dobrze rozwinięty dar przekonywania?

Niższy dopiero teraz zauważył jasnowłosego mężczyznę stojącego w drzwiach. Jego postawa jak zwykle była poważna i profesjonalna, ale przez oczy przemykał się cień skruchy.

- Co...? - wykrztusił z siebie, na darmo próbując wydostać z uścisku.

- Woojin miał ci 'pomóc' w ucieczce, bo ja mu kazałem. To była próba. Oblałeś, idioto.

Taehyung spojrzał na prywatnego ochroniarza z żalem, ale ten tylko odwrócił głowę.
No tak, mogłem się domyślić, że nie będzie po mojej stronie - pomyślał, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu.

Stracił jedyną osobę, która sprawiała, że czuł się chociaż trochę pewniejszy w tym domu. Zresztą, czego on się spodziewał? Przecież Woojin jest pod władzą Jungkooka, byłby czystym debilem, gdyby chciał mu się sprzeciwić w taki sposób. Opierając się tak o wyższego, pierwszy raz zobaczył tatuaże zdobiące całą jego prawą rękę. Jakim cudem wcześniej ich nie zauważył?
Nie przyglądał im się uważnie, zdołał w pełni zobaczyć tylko duże oko. Tatuaże nadawały mu szczypty grozy i wprowadzały w 'gangsterski' klimat.

Jungguk widocznie myślał, że Tae w tym momencie go zwyzywa, sprowokuje, kopnie w krocze, będzie się szarpać czy poprostu ucieknie, dlatego tak mocno go trzymał i uważnie obserwował.
Jakie więc było jego zdziwienie, gdy czarnowłosy bardziej posmutniał, oparł czoło o trzymającego go bruneta i starał się chamować łzy.

Czy to pułapka, czy on na prawdę nie chce uciec? - zastanawiał się w myślach Jungguk- Jest aż tak smutny przez Woojina? A może... zauroczył się w nim?

Ta myśl sprawiła, że oczy zalał mu chłód, zaraz zastąpiony przez rozbawienie i coś na kształt fałszywej czułości.

- Jesteś uroczy, ale nadal cię nie lubię - mruknął Jeon.

- Ja ciebie też nie - odpowiedział mu Kim, uwalniając rękę z uścisku.

- Nie musimy się lubić, wystarczy że będziesz mnie słuchał i dobrze wyglądał.

- Nie chcę.

- Więc trudno nam będzie się dogadać.

- Już to zauważyłem.

- Będziesz mi musiał zapłacić później, Taehyung.

- Niby jak? Masz pięć razy więcej kasy ode mnie.

Brunet wzruszył ramionami.

- Niedługo się przekonasz. Idź do siebie.

- Chwila - Tae podniósł zdezorientowany wzrok - Tak zwyczajnie mnie puszczasz?

- Póki się nie kłócisz, spadaj do siebie.

Niższy zacisnął gniewnie usta na ton, którym się do niego odzywał, ale zacisnął zęby, by nie powiedzieć niczego złego i wszystkiego nie zepsuć. Szybko wyślizgnął się z uścisku i przeszedł długim korytarzem do swoich czterech ścian, załkowicie ignorując podążającego za nim Woojina, który bardzo chciał się odezwać, ale nie wiedział jak.

Love On Command - KookTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz