Rozdział 21

163 15 56
                                    

- Zawołaj Taehyunga - odezwał się Jungkook, ciężko opadając na skórzany fotel.

Prywatny ochroniarz Kima skinął głową i zniknął, by po dwóch minutach wrócić z czarnowłosym. Chłopak ubrał się dzisiaj wyjątkowo ładnie. Zieloną koszulę włożył w jasnoniebieskie spodnie, na szyji leniwie zwisał mu złoty łańcuszek, a prawie wyleczony nadgarstek ozdabiała bronsoletka z rubinu, której nadal nie zdjął. Włosy miał poczochrane, ale one tylko dodawały mu uroku. Najwyraźniej wczorajszy dzień trochę poprawił mu humor, w przeciwieństwie do Jeona, który po ostatniej rozmowie z Woojinem, obraził się na cały świat.

Brunet poczuł, jak na ten widok coś twardnieje mu w spodniach, więc odchrząknął szybko i przemówił:

- Wyspałeś się?

- Tak, spałem jak dziecko - Tae teatralnie rozciągnął ręce.

- To dobrze. Mam dla ciebie nowinę i myślę, że może bardzo cię ucieszyć.

Kim zaciekawiony skinął głową, by ten mógł kontynuować.

- Myślę, że... - zawahał się na moment, ale zaraz westchnął i dokończył obojętnie - Możesz wyjść na dwór. Sam.

Taehyung był pewien, że gdyby teraz coś pił, zawartość napoju wylądowałaby na ścianie. Czy on się nie przesłyszał?

- Co? - wydusił, marszcząc brwi.

- Przecież nie jesteś głuchy. Możesz wyjść na dwór, nawet teraz. Tylko, proszę, nie oddalaj się za bardzo.

- Chwila - niższy zmrużył oczy - A gdzie haczyk?

- Haczyk? Nie ma go. Po co miałby być?

Hm, no nie wiem, bo jesteś sobą? - powiedział do siebie w myślach - A co jeśli już znudziłem się Jungkookowi i chce się mnie pozbyć? To jest tak piękne, że prawie niemożliwe.

- A więc na sto procent mogę sobie teraz wyjść i nie będziesz mnie śledził? - zapytał, nie kryjąc podejrzliwości.

- Nie - brunet z trudem zachowywał pogodną twarz. W rzeczywistości wolał zamknąć Taehyunga w pokoju i zdrzemnąć się na kilka godzin. No ale nie taki był plan.

Ich spojrzenia skrzyżowały się na kilkanaście sekund, a kiedy Tae najwyraźniej nie zobaczył w oczach drugiego oznak, że żartuje, niespodziewanie rzucił się w jego stronę i mocno przytulił, uśmiechając promiennie.

Jeon siedział na fotelu zamurowany, gotowy w każdej chwili wyciągnąć pistolet, gdyby czarnowłosy postanowił go udusić, ale ten tylko obejmował go rozemocjonowany.

- Dziękuję, dziękuję! - krzyknął, składając na poliku Jungguka krótki pocałunek.

Dlaczego właśnie tak zareagował? Otóż otworzyła się przed nim upragniona droga do wolności.

Kim ostatni raz uśmiechnął się i radośnie niczym czteroletnie dziecko na placu zabaw, włożył buty i kardigan i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.

Jungkook parsknął śmiechem, gdy przetrawił sobie wszystko to, co właśnie się stało.

- Uroczy jest. Ale nadal go nie lubię - dodał szybko, gdy poczuł na sobie uważne spojrzenie Woojina - A właśnie, tak jak mówiłem, idź za nim. Tylko pilnuj, żeby cię nie widział i zachowaj bezpieczną odległość.

- Nie rozumiem, po co ta próba, przecież to oczywiste, że ucieknie.

- Więc biegnij za nim, bo zaraz go zgubisz.

 
...

Kiedy tylko drzwi zamknęły się z hukiem, Taehyung rzucił się przed siebie. Nigdy nie biegł tak szybko, a że od strasznie dawna nie trenował, starał się ignorować narastający ból w klatce piersiowej. Nie widział, żeby ktokolwiek go śledził, mimo to nie zamierzał się zatrzymywać.

Biegł wzdłuż sosnowego lasu, aż dotarł do jeziora, które dobrze pamiętał z ostatniego spaceru. Zaczął rozglądać się gorączkowo, a głowa ewidentnie była bliska wybuchu. Mimo, że widział już to jezioro, kompletnie nie wiedział, gdzie się znajduje.

Kurwa, dlaczego nie wziął telefonu?

Miasto. Muszę znaleźć miasto - powtarzał sobie w myślach. Poczuł coś na kształt nadzieji, gdy przypomniała mu się alejka sklepów z mangami i manhwami, którą mijał z Jungkookiem. Przecież doszli tam z jeziora!

Ponownie rzucił się w galop w nieznane, łapczywie wciągając powietrze po drodze.

Wydał z siebie triumfalny okrzyk, gdy stanął przed pierwszym sklepem zaczynającym alejkę. Zmęczony oparł się o witrynę promującą coś, na co nawet nie zamierzał patrzeć. Podniósł głowę do nieba, ignorując przechodzących ludzi, przyglądających mu się że zdziwieniem, zaciekawieniem i przestrachem wymalowanym na twarzy.

Właśnie, ludzie. Jungguk nic mu już nie zrobi, nie przy ludziach. Nie ważne jak powalony by był, to dla niego niebezpieczne.

- Powinienem tak po prostu krzyknąć na całe gardło, że mnie porwano? - mruknął sam do siebie. Porzucił jednak tę myśl, gdy zobaczył stojącego do niego tyłem, rozmawiającego przez telefon chłopaka. Może mógłby podejść, poprosić o telefon i zadzwonić do Jimina albo ojca?

Nie, ojciec odpada, przecież widział jak go porywają i miał to w totalnej dupie.

Podszedł i delikatnie klepnął bark chłopaka o śnieżnobiałych włosach, który wzdrygnął się i odwrócił prędko, jedną ręką sięgając pod marynarkę. Odsunął telefon od ucha i zapatrzył się na czarnowłosego jak na najdziwniejszy obraz.
Wyglądał dziwnie znajomo... Te włosy...

- Kim Taehyung? - odezwał się obcy, powolnym ruchem odkładając telefon do kieszeni.

O cholera.

🦎

Domyśla się ktoś kto to jest? :">

Love On Command - KookTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz