Rozdział 18

682 29 6
                                    

Obudziłam mnie budzik o 6:30 od dłuższego czasu wstawałam późno, ponieważ nie musiałam iść do szkoły lecz wróciła szara rzeczywistość. Zwlekłam się z łóżka, po czym udałam się do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic I przebrałam się w mundurek szkolny. Po porannej rutynie poszłam na dół w kuchni nie było jeszcze nikogo tylko Eugenie się gdzieś kręciła.

-oo Mia dzień dobry-powiedziała kobieta z uśmiechem.
-dzien dobry miło cię widzieć-odpowiedziałam.
-ciebie też, na co miałabyś dzisiaj ochotę?-zapytała.
-hmmm-zastanawiałam się- może tosty francuskie?
-robi się, siadaj sobie do stołu ja ci podam-dodała Eugenie, ja tylko pokiwałam głową I grzecznie usiadłam.

Po chwili dostałam swoje śniadanie, a do kuchni zeszła Hailie.

-hejka-odpowiedziała wyspana.
-hejj co tamm?-zapytałam
-dobrze cieszę się że idę do szkoły, a ty?-odpowiedziała
-ja oczywiście że sie nie ciesze. To nie szkołą to piek...-nie zdążyłam.
-tak tak wiemy że to piekło-przerwał mi z uśmiechem Dylan.
-no a nie? Ja tam tylko chodzę, aby mieć obecności i być na treningach-dodałam.

Mój brat się zaśmiał i zasiadł do stołu razem z nami, po chwili przyszli bliźniacy I dosiedli się do nas. Teraz każdy siedział że swoim daniem i milczał. Pod koniec ustaliliśmy kto z kim jedzie, ja jechałam z Tony'm (wybłagałam go na śmierć) motorem, Hailie jedzie z Shane'm jego lamborghini, a Dylan też motorem.

Jechałamdo szkoły przez las który zresztą uwielbiam, gdy zobaczyłam z oddali budynek szkoły uśmiechnęłam się bo przypomniało mi się że spotkam wreszcie moich przyjaciół.
Gdy wjechaliśmy na teren szkoły i zaparkowaliśmy nie obyło się bez krzywych spojrzeń. Przywykłam do tego. Odrazu podziękowałam Tony'iemu za podwózkę i udałam się przed szkołę poszukać moich znajomych. Długo nie musiałam iść by zobaczyć jak dziewczyny (czyli Liwia i Lisa) na mnie biegną. Od razu rozłożyłam ramiona i przytuliłam się do dziewczyn.

-boże stara jak ja cie dawno nie widziałam-powiedziała Liwia.
-Nawet nie wiesz jak tęskniłyśmy-dodała Lisa.
-ja też się cieszę że was wiedzę i też bardzoo tęskiniłam-odpowiedziałam.

Popatrzyłam przed siebie i w dali ujrzałam chłopaków (czyli Marcusa Alexa I Mateo) którzy idą w naszą stronę. Po drodze coś do siebie mówili i śmiali się, a gdy mnie ujrzeli przyspieszyli kroku.

-siemka małpy-krzyknełam
-elo maluchu-powiedział Mateo.
-jak ja cie dawno nie widziałem-dodał Marcus.
-ale ty czarna się stałaś-zaśmiał się Alex
-AHA OK PA.-udałam obrażoną.

Każdy się zaśmiał, rozmawialiśmy tak chwilkę aż nie zadzwonił dzwonek. Okazało się że mam pierwszą matmę czyli przedmiotu którego nienawidzę całą sobą. Naszczescie lekcje tą miałam z Marcusem i Alexem chociaż tyle dobrego.

Weszłam do klasy, gdzie była już nauczycielka gdy mnie zobaczyła mina jej zrzędła.

-o witamy Emillie Monet-powiedziała z pogardą.
Wiedziałam że nie obędzie się bez tragicznej wymiany zdań.
-witam witam Pani profesor-odpowiedziałam prowokującym głosem.
-stara nie warto-szepnął do mnie Mateo.
-spoko spoko będzie dobrze-odpowiedziałam mu.
-a gdzieś to Panna Monet była-zapytała nauczycielka.
-z tego co mi wiadomo nie muszę Pani odpowiadać na tego typu pytanie-odpowiedziałam lodowato.
-gówiniara-szepneła pod nosem,lecz nie ze mną takie numery nie jestem głucha.
-może Pani powtórzyć? Ahh nie musisz bo dobrze to słyszałam-powiedziałam tej głupiej babie-proszę aby Pani sobie na zbyt dużo niepozwalała-dodałam.
-a co ty drogie dziecko możesz mi zrobić-powiedziała nieco głośniej.
-hmm zastanówmy się... mam 2 opcje pierwsza to pójście do dyrektora że skargą na panią, a druga to poinformowanie Vincenta w jaki sposób Pani się odzywa do uczniów-powiedziałam.

Nie wiem kim się stałam-Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz