8. Boję się takiego życia

5.1K 91 55
                                    

Niedługo zrobię korektę, ale mam 2%, jest prawie 23, a już chcę wstawić w końcu... Next będzie jutro, o ile nie pokona mnie nauka na studia, przepraszam cierpliwych... 😅😅

Chyba nigdy wcześniej nie rozwiesiłam prania w tak szybkim tempie. Moje dłonie drżały z ekscytacji, gdy za pomocą klamerek przypinałam ubrania do sznurka.

– Na pewno nie chcesz śniadania? – usłyszałam nieco niemrawy głos mamy. Kobieta opierała się plecami o drzewo rosnące na naszym niewielkim podwórku i apatycznym wzrokiem obserwowała, jak sięgam po garść plastikowych klamerek. Zauważyłam sine cienie pod jej szarozielonymi oczami, dodatkowo uwypuklone przez bladą cerę. – Masz w ogóle jakieś pieniądze przy sobie?

– Spokojnie, pan Oliver powiedział, że za mnie zapłaci. – oznajmiłam podwyższonym tonem. – Mam nadzieję, że zostałam przyjęta do pracy.

Nie potrafiłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, a sama myśl o świeżym jedzeniu powodowała u mnie burczenie brzucha.

Mama przez chwilę milczała, aż w końcu westchnęła ciężko. Zauważyłam, jak wyciąga papierosa, wkłada go do ust i podpala zapałką. Zawsze to robiła, gdy czuła się zestresowana.

Czyli jakieś dwadzieścia razy w ciągu dnia. 

– O ile nie umówił się z tobą tylko po to, żeby cię odrzucić.

Moje palce zastygły na wilgotnej koszulce.

Zacisnęłam zęby na dolnej wardze, starając się nie wybuchnąć.

Najpierw ojciec, teraz matka. Odnosiłam ponure wrażenie, że oboje walczą o statuetkę Najgorszego Rodzica Roku.

– Nie zrozum mnie źle, Stello... – mama westchnęła. – Wolałabym, abyś... poszukała pracy gdzie indziej.

– Ale niby czemu? – mruknęłam bardziej do siebie, niż do niej. Drżącymi palcami przypięłam koszulkę do sznurka. – Atmosfera jest naprawdę fajna, zapowiada się super kasa...

Spojrzałam kątem oka na kobietę. Widziałam po niej permamentne zmęczenie i wyraźnie malujący się niepokój.

– To... Skomplikowane... – westchnęła udręczona. Wiedziałam, że to okrutne z mojej strony, ale ta jej poza wiecznej ofiary naprawdę zaczynała mnie denerwować. – Porozmawiamy kiedy indziej, dobrze?

Skinęłam głową, choć nie miałam ochoty na żadną dyskusję. W tamtym momencie nie istniało dla mnie jakieś "kiedy indziej".

– Naprawdę muszę się już zbierać. – oznajmiłam nieco zbyt ostrym tonem i  sięgnęłam po kolejne ubranie z miski. Z trudem powstrzymywałam irytację, złość i żal.

Mama mętnym wzrokiem obserwowała, jak wieszam na sznurku ostatnią rzecz - wytarty i stary podkoszulek ojca. Na białym materiale widniały niemożliwe do doprania plamy po oleju silnikowym. To nie tak, że gardziłam jego fizyczną pracą - w końcu to dzięki niej miałam co jeść. Po prostu nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego zapuścił się tak bardzo, że od kilku lat nie wymienił durnej koszulki.

Naprawdę bałam się takiego życia. 

***

Kolejny raz jazda na rolkach uratowała mnie przed utonięciem w morzu zbyt wysokiego poziomu kortyzolu i pomogła opanować rosnącą frustrację.

Zahamowałam w znajomej uliczce, gdzie od razu otulił mnie zapach świeżo mielonej kawy. Rozejrzałam się niepewnie, szukając wzrokiem Olivera.

Nie było go nigdzie widać, więc lekko spięta podjechałam do pobliskiej ławki i przysiadłam na niej, by zmienić rolki na buty.

You're killing me, Daddy [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz