32. Galaktyka

2.3K 67 27
                                    

Lekko spóźniony, ale jest🤪 następny wleci między piątkiem a niedzielą

Oliver przez kilka chwil wpatrywał się w moje uroczo zaróżowione policzki. Całkiem dobrze wychodziło mu utrzymywanie kamiennego wyrazu twarzy, ale już trochę gorzej panował nad nagłym przyspieszeniem oddechu.

– ...Mogę udostępnić tobie przedramiona. – oznajmił ostrożnie i zaczął podwijać swoją koszulę do wysokości łokci.

Postąpiłam niepewny krok w stronę mężczyzny i zadarłam mocno głowę. Wbiłam w niego natarczywe spojrzenia.

Wiedziałam, że znów jestem nachalna, ale... Gdyby naprawdę mu to przeszkadzało, już dawno ukróciłby moje nieporadne zaloty. Nie dotykałby mnie w kantorku, nie dawałby sugestii odnośnie utemperowania mojego wulgarnego słownictwa, nie całowałby mnie na opuszczonej plaży i nie włożyłby ręki do moich szortów podczas Latoween.

Cały czas walczył z odczuwanym do mnie pociągiem, a ja konsekwentnie mu tę walkę utrudniałam.

Powoli uniosłam rękę i położyłam dłoń na klatce piersiowej Olivera. Złapałam jeden z guzików czarnej koszuli i zaczęłam nieśmiało skubać go palcami.

– Nie mówię o przedramionach... Ja... Miałam na myśli tors. – mój głos stał się nieco niższy, niż zwykle.

Jezu, przed poznaniem tego mężczyzny nawet nie wiedziałam, że potrafię mówić w taki sposób.

Odwróciłam zawstydzona wzrok, uświadamiając sobie, że mój rumieniec przybiera coraz ciemniejszy odcień. Niemal czułam, jak gorąca krew stale napływa mi do twarzy.

– Stello... Moi sąsiedzi raczej się nie interesują życiem innych i to nie jest osiedle plotkarzy, ale nawet dla nich to już będzie wyglądało dziwnie.

Prawie wywróciłam oczami; przecież chwilę wcześniej kucałam przed nim i przyciskałam policzek do jego uda.

– To możemy iść do sypialni... – poruszyłam się nerwowo. – Ja wiem, że pościel się pobrudzi, a pan jest trochę pedantyczny, no ale... Przecież przyszłam tu malować.

Zapadła stresująca cisza. Czułam pod dłonią, że serce mężczyzny zaczyna walić w żebra z taką siłą, jakby próbowało je połamać.

Widziałam, że powieka Olivera drgnęła, a warga lekko zadrżała. Znów ze sobą walczył.

Ale bardzo słabo mu to wychodziło.

– ...Pościel zawsze można wyprać – stwierdził wyraźnie zachrypniętym głosem. Powoli skinęłam głową. – Daj mi chwilę, tylko posprzątam po śniadaniu.

Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do stolika, na którym leżał sprzęt malarski. Oliver w tym czasie zbierał naczynia.

Atmosfera pomiędzy nami wyraźnie zgęstniała, a napięcie stało się niemalże namacalne. Drżącymi palcami wybrałam kilka akryli, wzięłam pędzle i przezroczystą podkładkę pod farbę.

W mojej wyobraźni zbyt wyraźnie malowała się wizja dzieła, które chciałam stworzyć. Cienkie linie biegnące wzdłuż klatki piersiowej, krwiście czerwone baldachy na brzuchu...

Zaszumiało mi w głowie, a obraz przed oczami lekko zawirował. Musiałam kucnąć i złapać się krawędzi stolika, by nie paść na kafelki.

To tylko malowanie, to tylko malowanie, to tylko malowanie....

Mężczyzna wszedł w głąb mieszkania, a kilka chwil później usłyszałam, jak wkłada naczynia do zmywarki.

To było takie... przyjemne. Mieć świadomość, że w pewnym momencie zaczęliśmy wykonywać razem niepozorne czynności. Wspólne wypicie porannej kawy, zjedzenie śniadania, zabawa z Milką, rozmawianie o książkach...

You're killing me, Daddy [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz