CZĘŚĆ 21 - c.d.

315 41 4
                                    


Uśmiechnęła się pod dziobem. – Przejście przejściem... - wycedziła. – To dopiero połowa sukcesu. Ważne, żeby znaleźć przewodnika! – i klepnęła psiaka w ramię.

- Przewodnika? – basset zmarszczył brwi intensywnie zbierając myśli w całość.

- Przewodnika, który, jak to mówi Baltazar połknie nasz haczyk. I wrednie zachichotała. – Już ja utrę im nosa za te pułapki – dodała półgłosem do siebie. - Już ja im pokażę!

- Ciii... - odezwała się Dalia i gestem dłoni nakazała postój.

- Co jest? – spytał pies. – Dlaczego stoimy? To już?

- Nie wiem – odpowiedziała sowa, uwolniła się z Kluskowego uścisku i podeszła na sam przód orszaku, wymijając Halinkę z Dalią. Przystanęła przy nad nienaturalnie równo ułożonym, niczym cukrowy przekładaniec chrustem. Raz krzaczki, raz listki, raz mech, raz gałązki, kamyczki i tak na wysokość wzrostu Dalii, która była, jakby nie patrzył najwyższa z nich wszystkich.

- To tu! - twierdząco wyszeptała. – Tu jest przejście. Przyłożyła ucho do dziwnej konstrukcji. – Ciii... - przytkała wskazującym piórem dziób, nakazując wszystkim absolutną ciszę. – Słyszycie? – wyszeptała. – To kroki i chrupot łamanych gałęzi... Przestała nasłuchiwać i odwróciła się dziobem do towarzyszy. – Mamy szczęście! Ktoś idzie w naszą stronę.

- Szczęście!? – fuknął basset. – Chyba każde z nas czytało inną definicję szczęścia. Wytężył wzrok. – Oby to tylko nie było szczęście w nieszczęściu!

- Przestań wreszcie psioczyć! – burknął szczur.

- Jak znam życie, a możecie mi wierzyć, że znam, to zapewne patrol – powiedziała sowa.

- Patrol? – zdziwił się Klusek.

- Ano patrol – powtórzyła sowa. – Pewnie dostały przykaz od tych... - spojrzała na swoją nie tyle już upaćkaną co śmierdzącą stopę i fuknęła - ...łobuzów, aby pilnować obejścia pod ich nieobecność i dopilnować, aby nikt nieproszony nie wdarł się do ich osad i nie wyniuchał, że trollice, ogrzyce i ropuszyce same pozostały w parowie i Rozlewisku. A teraz na pozycje!!! – rozkazała i zgodnie z zaleceniami Halinki woalką nakryła dziób, odsłaniając jedynie duże, żółte oczyska.

- Pozycje? – nie krył zdziwienia pies. – Nikt wcześniej nic nie wspominał o pozycjach?

- Ciii... - szczur palnął go po plecach. – Stój, jak stoisz!

Sowa stanęła centralnie naprzeciwko konstrukcji. Za nią, niczym dwie tarcze Dalia z Halinką i nadal siedzącą na jej ramieniu gołębicą. Z kolei szczur, z Kluskiem, kocicą, zebrą i zranionym kucem stali jak zaczarowani, wpatrując się w chrust, w oczekiwaniu na pojawienie się tajemniczego i podążającego w ich stronę stwora.

- To chyba nie jeden stwór – pisnął kuc.

- Po czym wnioskujesz? – zapytał basset.

- Po krokach... - fuknął Pony i mocno wytężył wzrok.

- Ciii... - skarciła ich kocica. – Jesteśmy niemi. Pamiętacie?

- A ja do tego kulawy... - cichutko dodał kuc.

- A co ja mam powiedzieć? – równie cicho wtrącił pies. Kocica tylko przewróciła oczami.

- Przestańcie się już wreszcie licytować! – pisnęła podekscytowana, ale i wystraszona zebra. Dziewczynki i zwierzęta na chwilę wstrzymały oddechy, a ich oczom ukazały się dwa gadające i spoglądające na nie krzewy.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz