CZĘŚĆ 27 - c. d.

173 33 3
                                    


- No przecież! Baltazar wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu. – Ale ze mnie gapa! Po czym odruchowo, mocniej naciągnął wełniany kaptur na głowę, zupełnie ją w nim skrywając.

- A więc... - zaczęła sowa. – Reasumując dotrzymałyście danego mi słowa.

- Reasumując dotrzymałyśmy! – dumnie i z zadowoleniem odpowiedziała Mirma. – Jesteśmy tylko troszkę niedospani... - uśmiechnęła się przymilnie.

- A niedospany troll, to marudny troll – zaśmiała się sowa rozładowując nieco atmosferę.

- Nie tylko troll – wtrąciła Vivien. – Gdybyś zobaczyła niedospanego ogra?

- Albo ropucha – dodała Skarlet i wszystkie trzy zachichotały.

- W takim razie moje drogie nie ma na co czekać, tylko trzeba działać! – radośnie zapiszczała sowa wprawiając swoim piskiem Kluska w nie lada osłupienie, po czym zawołała Sabrinę.

- Tak Saro – Maro? – spytała wycierając mokre łapy w umorusany jakąś tłustą plamą fartuch.

- Sprzęt gotowy?

- A jak! – karczmarka rozpłynęła się w szczerym uśmiechu. – Wszystko jak kazałaś Pani! – skłoniła się uniżenie przed sową, a dziewczynki z Baltazarem o mało nie spadły z krzeseł.

- Wystarczy Saro – Maro – zawstydziła się pod woalką. – „Panią" zostawmy Lulanie...

Vivien, Skarlet, Mirma i Sabrina zerknęły na siebie pełne zdziwienia, jednak żadna nie odważyła się zadać pytania.

- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, a i moim druhom... – wskazała skrzydłem na Halinkę, Dalię i Baltazara - ...jak zabrać się kolokwialnie mówiąc do roboty. A gdzie mnie...yhym, yhym, yhym... – teatralnie zakaszlała pod woalem - ...nas oczekują ci prawie wszyscy?

- Przed werandą! Na tyłach karczmy! – pośpiesznie odpowiedziała Sabrina. – Prawda Adelo? – spytała przechodzącą obok ogrzycę. – Prawda, prawda – odpowiedziała przystając na chwilkę. – Skoro już jesteś. To podejdź tu i sprzątnij ze stołu słonko –zwróciła się do Adeli karczmarka, po czym wzięła pusty dzban po mleku i jak na swoją sporą tuszę dość zgrabnie, choć wciąż ospale zniknęła gdzieś na zapleczu.

- To my już nie będziemy przeszkadzać. Spotkamy się na podwórzu – zgodnie zasygnalizowały Mirma, Vivien i Skarlet. Odwróciły się na pięcie i wyszły głównymi drzwiami z karczmy.

- My też chodźmy – sowa rozejrzała się po karczmie. – Zresztą...wy już idźcie – zwróciła się do Dalii, szczura i Halinki. – Ja zaraz do was dołączę. Basset z kocicą zaciekawieni zerknęli na sowę.

- A ty? – spytała Dalia.

- Ja muszę zamienić słówko z Adelą – wyszeptała sowa.

- Z Adelą? – zdziwiła się Halinka.

Ogrzyca lękliwie zerknęła na sowę starannie wycierając stół.

- Tak. Z Adelą. Czy coś w tym dziwnego? – fuknęła wzburzona.

- Niby nic – wtrącił szczur. – Ale wygląda, jakby coś! Zeskoczył z krzesła. – Panie wybaczą, ale muszę jeszcze skorzystać, że tak powiem z chwili samotności. Powiedział i zniknął za drewnianymi drzwiami z wymownym wizerunkiem trolla, ropucha i ogra na blaszanych nocniczkach.

Halinka parsknęła cichym śmiechem. – Z chwili samotności! Dobre. Muszę zapamiętać. Zresztą nam też taka chwila nie zaszkodzi, co wnusiu? Jeszcze nigdy tak mocno nie spociły mi się dłonie.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz