CZĘŚĆ 37 - c.d.

72 22 3
                                    

Kolejne dwa dni minęły im na bardzo intensywnych pracach rozbiórkowych, porządkowych, ogrodowych oraz remontowych. Wokół powstało nie tylko mnóstwo czystych i zadbanych klombów, rabatów i kwiatowych mozaik, ale i dzięki kreatywności sowy i szczura całkiem nowych i bardzo potrzebnych przybytków.

Sowa ze szczurem, a i poniekąd z dziewczynkami okazali się nader twórczą kompanią. – Jak to mawiają wiewiórki? - pewnego ranka z błyskiem w oku sowa zwróciła się do przyjaciół z dumą pokazując im nakreślony ołówkiem plan nowego Kwiatowego Parowu i Rozlewiska.

- Apetyt rośnie w miarę jedzenia! – zachwycił się szczur spoglądając na skreślony przez sowę architektoniczny kunszt.

- Słabo sypiam. To cała tajemnica – nieskromnie odpowiedziała.

- Pytanie tylko czy damy radę przed wiecie czym – wtrąciła Halinka.

- Pewnie, że damy! – krzyknęła Dalia. – Przecież robota sama pali im się w łapach. I razem z Halinką przybiła piątkę. A w parowie, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kompostowniki, śmietniki, pralnia, łaźnia i suszarnia. Ławki, sadzawki, plac zabaw, a nawet „Raj szkraba".

Pojawiły się pszczółki, muszki, ptaszki, kolorowe motylki, a nawet wybredne co do miejsca zamieszkania ślimaczki. Dawny odór prawie zupełnie zniknął z Kwiatowego Parowu, i po całej krainie zaczął rozprzestrzeniać się jak nigdy dotąd intensywny zapach świeżo rozkwitłej lawendy i innych równie pięknie pachnących kwiatów i roślin. Po prostu zaczęło robić się miło, pachnąco i przyjemnie.

Stawy odzyskały dawny lazur, drzewa znów zaczęły radośnie szumieć, kwiaty rozkwitać, a po granicy nie zostało najmniejszego śladu. Dawne chaszcze i zarośla zastąpiły barwne klomby i rabaty. A na jednym z nich widniała sporych rozmiarów tabliczka serdecznie zapraszająca każdego wędrowca i nie tylko wędrowca na gościnę do przyjaznej wszystkim gospody pod „Lawendowym Płatkiem".

Wszyscy zrobili się dla wszystkich bardziej otwarci i życzliwi, a radosny śpiew dosłownie nie znikał z ich ust. Kwiatowy Parów odzyskał swój dawny blask i prawie wszystko jak dawniej powróciło do normy. A sowa co wieczór dopisywała do swojego drugiego, bo od początku pisanego listu, nowo poznane talenty i zalety stworów, które tak naprawdę w głębi duszy okazały się milusińskimi i bardzo kochającymi przyrodę, jak i wszystkie wokół żyjące stworzenia istotami o gołębich sercach. Jedyne co zaprzątało sowie głowę to niechybny powrót trolli, ogrów i ropuchów spod siódmej góry, zwłaszcza, że przypuszczała, że wracają w niezbyt dobrych humorach.

Muszę posłać Baltazara do domu – pomyślała i spojrzała na podlewającego rabaty szczura oraz na kilkanaścioro przyglądających się mu ropuszków i trolli z małymi konewkami w łapkach. Uśmiechnęła się. Zanim będzie za późno. Nie chcę, żeby spotkał się z nimi pyszczkiem w pyski. Faktycznie mogą go skojarzyć, a wtedy... - pokręciła głową - ...nie chciałabym być w jego skórze. Wstała z fotela i podeszła na sam przód werandy. Jeszcze raz spojrzała na krzątające się i zapracowane stworzenia. Była dumna. Poszukała wzrokiem dziewczynek. Halinka razem z kilkoma trollicami, ogrzycami i ropuszycami rozwieszała pranie. Z kolei Dalia, a raczej młode trolle, ogry i ropuchy pod jej czujnym okiem kończyły układać ozdobne kamyczki przed nowo powstałym placem zabaw dla maluszków.

- No kochani! Jestem z was dumna! – krzyknęła.

- Hym? Mirma podniosła głowę znad truskawkowej grządki z przydomowego ogródka. Za nią Vivien i Skarlet, które nieopodal karczmy pieliły małe poletko z warzywami.

Dalia z Halinką ochoczo jej pomachały, a szczur otarł pot z czoła. Basset z kocicą przybiegli na werandę.

- Uf! – fuknęła Rita wskakując na balustradę. – Ale upał.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz