CZĘŚĆ 40 - c.d.

107 31 15
                                    

Mirma z Vivien i Skarlet weszły do karczmy nie zamykając drzwi. Rozejrzały się dookoła. Przy kominku drzemał basset z kocicą, a przy stole Dalia z Halinką zajadały, a raczej kończyły zajadać śniadanie. Skinęły dziewczynkom głowami, po czym badawczo zerknęły na bar. Sabrina spokojnie nalewała korzennej lemoniady. – Psyt! – pisnęła Mirma. – Psyt! Sabrina spojrzała na nią i gestem głowy wskazała na werandę. – Pewnie zaraz przyjdzie – szepnęła. Mirma z Vivien i Skarlet podeszły do baru. – Że co? – również wyszeptały. Ale Sabrina nie zdążyła odpowiedzieć, bo w drzwiach, niczym zjawa pojawiła się sowa w asyście gołębicy. Trollice, ogrzyca i ropuszyca uśmiechnęły się do nich nad wyraz promiennie.

- Doszły mnie słuchy, że brzydsza połowa osady powróciła na łono rodziny! – głośno zaszydziła sowa, podeszła do stołu i usiadła na centralnym miejscu uśmiechem witając się z dziewczynkami. Gołębica przycupnęła na ramieniu Halinki. - Niech zgadnę – kontynuowała sowa.- Czy to z tego powodu mam nikłą przyjemność oglądać wasze lica przed śniadaniem?

- Tak jest! – jednogłośnie krzyknęły, a Sabrina czym prędzej podbiegła i podała sowie lemoniady. – Dziękuję Sabrino. Jesteś prawdziwym skarbem. Wzięła głęboki wdech. – Korzenna? Moja ulubiona – uśmiechnęła się do karczmarki ukradkiem spoglądając na kominek. – A Klusek kiedy wyemigrował pod palenisko? Nawet nie zauważyłam.

- Pewnie jak trenowałaś oko – pisnęła gołębica.

- Pewnie tak – odszepnęła i puściła do ptaszyny znaczące oczko. – A wy, że tak powiem macie zamiar zapuścić korzenie przy tym barze, czy przysiądziecie się do nas? – powiedziała sowa skrzydłem przywołując Mirmę, Vivien i Skarlet. Trollica, ogrzyca i ropuszyca zerknęły po sobie spłoszone, po czym uśmiechnęły się niepewnie, podeszły do stołu i spojrzały na sowę.

- No co? Siadajcie! Mniemam, że przyszłyście w jakimś celu, prawda?

Potulnie skinęły głowami.

- W takim razie zapraszam – skrzydłem wskazała na puste miejsca, następnie chwyciła za kufel i wypiła spory łyk lemoniady. – Niebo w gębie! – powiedziała do siebie ocierając dziób. – Niebo w gębie! Mówiłam ci już Sabrino, że jesteś prawdziwym skarbem?! – krzyknęła, a karczmarka radośnie uśmiechnęła się pod nosem.

- A wy co tak stoicie, jak słupy soli. Siadajcie i opowiadajcie, jak wasza gorsza połowa, że tak powiem zareagowała na nowy parów? Przenikliwie spojrzała Mirmie prosto w oczy. – Czyżbyście przybyły zapowiedzieć mi ich wizytę w karczmie?

- No...ten...tego...tam – zaczęła Mirma. – Może nie tyle w karczmie, co poza nią.

- Poza nią? – zdziwiły się dziewczynki.

- Tak. Poza nią! Stanowczo dopowiedziały Vivien i Skarlet.

Sowa wygodnie oparła się o krzesło. – W takim razie zamieniam się w słuch.

- To znaczy na tyłach karczmy – głośno dodała Vivien i ściszyła głos do szeptu: - Właśnie. Bo jak znamy życie, a w szczególności naszych ten, tego, tam...

- No wyduś wreszcie, że chłopów! – stuknęła ją w plecy Skarlet.

- To ten, tego, tam, co? – przedrzeźniająco spytała sowa.

- To, że jak przyjdą, to od podwórza – dopowiedziała Mirma i odetchnęła głęboko.

- Chłopów? – fuknęła sowa. – Konkretniej proszę. Niby kogo mam się spodziewać od strony werandy?

- No...Krokusa, Hokusa i Pokusa – cichutko pisnęła Mirma.

- Krokusa, Hokusa i Pokusa – wolno powtórzyła sowa. – Mniemam, że Krokus to troll, czy tak?

- Tak, tak – odpowiedziała Mirma. Sowa uśmiechnęła się chytrze. – A Hokus to...

- Hokus to moje chłopisko – dumnie wtrąciła Vivien. – Taki masywny ogr na schwał!

Sowa ponownie się uśmiechnęła. – Czyli Pokus to pewnie przystojny ropuch? – spojrzała na rumieniącą się Skarlet, która tylko skinęła śliczną główką.

- Ja nie widzę problemu. Przywitam ich na werandzie. Skoro wolą zajść, że tak powiem od dupy strony. Ich sprawa... Mirma, Vivien i Skarlet rozdziawiły gęby. – No co? Nie odpowiedziały. - Dla mnie, że tak powiem „to woda na mój młyn" – dodała i puściła do gołębicy znaczące oczko. – W takim razie pozwólcie, że wezmę kilka rogalików... - zastanowiła się chwilkę. – Albo nie. Niech Sabrina przygotuje nam przekąski i lemoniadę na wynos, co dziewczynki? Dalia z Halinką uśmiechnęły się do sowy, po czym bez słowa podeszły do baru.

- A was drogie panie w takim razie zapraszam na werandę. Tam o ile was intuicja nie myli zaczekamy na wasze połówki i zobaczymy czy wasi, że tak powiem współtowarzysze doli i niedoli również, tak jak i wy zadeklarują zmianę i chęć życia bez smrodu.

- A propos smrodu... – niepewnie wtrąciła Skarlet – ...właśnie biorą kąpiel w łaźni.

Sowa zachichotała. – Nie wierzę!? Toż to cud! Chyżo zeskoczyła z krzesła, chytrze zwęziła oczka i zerknęła na siedzącą na poręczy krzesła gołębicę. – Szoruj do łaźni! – wyszeptała pokazując wskazującym piórem swoje ukryte pod turbanem ucho.

- Tak jest! – ptaszyna ochoczo zasalutowała, bo doskonale zrozumiała aluzję sowy. Kto jak nie ona najbardziej nadawał się na szpiega? I czym prędzej, jak błyskawica wyleciała przez otwarte drzwi karczmy.

Mirma z Vivien i Skarlet zerknęły po sobie lękliwie, jednak żadna nie pisnęła słowem. Potulnie poszły za sową na werandę. Dziewczynki już bujały się na huśtawce. Sowa spojrzała na stolik, który dosłownie uginał się pod ogromną tacą smakołyków i dzbanem aromatycznej lemoniady. Uśmiechnęła się pod dziobem. – Zapraszam – wskazała skrzydłem na puste fotele. - Widzę, że karczmarka i o tym pomyślała – powiedziała, po czym zajęła swoje miejsce, tuż przy stoliku. Raz jeszcze rzuciła okiem, czy aby kartki i ołówek dalej leżą na swoim miejscu. Mirma, Vivien i Skarlet wygodnie usiadły na przyniesionych specjalnie dla nich fotelach i niemo spojrzały w dal. Basset z kocicą, jak przystało na zwierzaki radośnie wbiegli na werandę i przycupnęli na deskach podłogi obok delikatnie huśtających się dziewczynek. Wszyscy w większym lub mniejszym napięciu oczekiwali na przybycie trolla, ogra i ropucha.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz