CZĘŚĆ 5 - c.d.

671 75 55
                                    


No to w drogę

Tej nocy, pomimo ogromu wygody i przepychu żadne ze zwierząt ani Luli nie spało spokojnie. Emocje towarzyszące wyprawie spędzały wszystkim sen z powiek, zmieniając go jedynie w czuwanie. Nawet sowa, która była najbardziej ze wszystkich opanowana prawie nie zmrużyła oka. Wierciła się raz to na prawą, raz na lewą stronę, co jakiś czas ocierając się niechcący piórami o kocicę i zebrę. W końcu spała po środku wielkiego, jak dla jednego osła, łoża z baldachimem, ale dla ich trójki tej nocy łoże było stanowczo za wąskie. Wszyscy intuicyjnie oczekiwali świtu...

Pierwsza, zresztą jak zawsze obudziła się królica. Cichutko, nie budząc królicząt, wstała z łóżka, podeszła do okna i odsłoniła zasłonkę. Na niebie tlił się jeszcze co prawda nikły cień księżyca, ale po wszechobecnej ciszy wiadomym było, że pora wstać. Zwłaszcza wędrowcom. Ema założyła pożyczoną od osła podomkę, z powrotem podeszła do łóżka i cichutko obudziła Lika. - Wstawaj. Zaraz zacznie świtać!

- Że co? Że jak!? – zerwał się na równe nogi i jak poparzony pognał do okna.

- Lik! Do diaska! Dzieciaki obudzisz! – ostrym szeptem zganiła go Ema. – Wskakuj w portki i zbudź towarzystwo. Ja obudzę skunksa i skunksicę – dopowiedziała i wyszła z pokoju.

- Ufff!!! – królik otarł czoło. – Skoro świt! Skoro świt! – powtarzał szybko wkładając sztruksowe spodenki. Zerknął jeszcze przez okno i wyszedł cichutko zamykając za sobą drzwi.

*

- Ty jeszcze nie na dole?! – skarciła go Ema, która właśnie w towarzystwie skunksów stała w połowie schodów na parter. – Skaranie z tobą. Pędź z Zygim do salonu. My, we dwie obudzimy dziewczyny – dodała.

- Ma się rozumieć słonko! – królik uśmiechnął się głupkowato i jednym susem znalazł się na dole. Zygi posłał skunksicy czuły pocałunek i równie szybko jak królik czmychnął w dół.

- A swoją drogą... - zastanowił się Lik - ...dlaczego nikt nie nastawił zegara??? Skunks tylko bez słowa wzruszył ramionami.

– Fy, fy, fy... - Ema pociągnęła nosem zwracając się do skunksicy: - Czujesz tę woń? Rozciąga się po całym dole? Zupełnie jakby otulał wszystkich do snu? – zdziwiła się królica.

- Fy, fy, fy – powąchała skunksica. – Jak nic masz rację. Dobrze, że nie zdążył przed świtem dotrzeć na piętro.

Królica z przerażeniem przytkała pyszczek. – Oj! Dobrze, dobrze. Ale co tak pachnie? Przecież lawenda zamknięta w drewutni? Szybciutko podreptały do sypialni i cichutko weszły do środka. Z kolei Lik mocno nacisnął klamkę i na oścież otworzył drzwi do salonu. Wszedł pierwszy i mimochodem zerknął na dogasający kominek. – Przynajmniej nie będę miał dużo roboty z rozpałką – szepnął półgłosem do Zygiego i dostrzegł wtulone w siebie Lule.

- Widzisz? – spytał.

- Widzę – odpowiedział skunks, chociaż nie miał bladego pojęcia co zobaczył królik.

Lik podszedł bliżej i zrozumiał, dlaczego wszyscy pospali się jak susły. Lule pod wpływem bijącego od kominka ciepła, bezwiednie zaczęły wydalać poprzez swoje kwiatowe kapelusiki nieziemską woń lawendy.

- Fy, fy, fy – powąchał. - A..aaa... - królika mocno zakręciło w nosie – a...a...a psik!!! A psik!!! A psik!!! – rozkichał się na całego, budząc tym samym całe, otulone lawendową pierzyną towarzystwo, a skunks czym prędzej doskoczył do okien i poodsłaniał zasłonki, aby wpuścić do salonu cienie wschodzącego już słońca.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz