CZĘŚĆ 45 - c.d.

91 26 19
                                    

Dziewczynki zerknęły po sobie. – Jest jakaś niewyraźna, nie babciu?

- Też to zauważyłaś kochanie? Dalia skinęła główką. – Cóż...tak już w życiu bywa. Każda przygoda kiedyś się kończy...

- Myślisz, że ona przeżywa nasz powrót do domu? – cichutko zapytała dziewczynka.

- Myślę, że jeszcze nie. Ale jak już wrócimy do domu osła to... - Halinka dyskretnie rozejrzała się po sali - ...to wtedy tak.

- Ale przecież nie odejdziemy na zawsze, prawda? – z niepokojem spytała Dalia.

Halinka złapała ją za rączkę. – Oczywiście, że nie kochanie. Przecież przywróciliśmy zapach krainie. Dziewczynka odetchnęła. – No przecież! I złapała się za głowę.

- Ja też już podziękuję za śniadanie. Więcej nie zmieszczę – Halinka uśmiechnęła się do wnuczki i wytarła serwetką umorusane od słodkości usta. Spojrzała na Dalię. – A ty młoda damo? Wciśniesz jeszcze małe co nieco do brzusia? Dalia wypięła do przodu brzuch. – Chyba pęknę. Otarła kąciki ust i zgniecioną serwetkę położyła na talerzu. – Babciu, to było tak pyszne, że aż strach. Mam nadzieję, że Sabrina przygotuje nam prowiant na drogę. Halina roześmiała się na całą karczmę, po czym spojrzała na psiaka: - Myślałam, że tylko z Kluska to wielki łasuch. Chodźmy do sowy. Wstały od stołu i raźnym krokiem poszły w kierunku werandy po drodze mijając karczmarkę. – Śniadanie było przepyszne Sabrino. Dziękujemy. Powinnaś śmiało pomyśleć o cateringu.

Sabrina skwasiła minę. O czym do diaska? – zastanowiła się chwilkę, po czym obojętnie machnęła łapą, wzięła tacę i wolnym krokiem poszła posprzątać ze stołu. Zerknęła na zgniecione serwetki na pustych talerzach. – Bułkę, przez bibułkę – fuknęła do siebie i westchnęła. - Oby ta gołębica przyniosła dobre dla nas wieści. Pokręciła głową i zabrała się za zbieranie brudnych naczyń. Klusek zerknął na nią spod łba. – Wygląda na zmartwioną, nie? Czy tylko mi się zdaje? – pacnął kocicę w bok. Rita podniosła głowę i spojrzała na karczmarkę. – Też pewnie byś się martwił na jej miejscu - spokojnie odpowiedziała. – W końcu można śmiało powiedzieć, że ważą się ich losy, a przynajmniej oni tak myślą.

- Jacy oni? – zapytał pies. – Przecież pytałem o Sabrinę. Kocica zerknęła na niego z irytacją. – Wiesz co?

- Co?

- Nie chce mi się z tobą gadać. Powiedziała i poszła na werandę.

- Pfy! – fuknął basset. – I co ja takiego powiedziałem? Napił się trochę wody. – No co ja takiego powiedziałem? Otrzepał się i także wybiegł na werandę. Stanął na środku i rozejrzał się. Sowa siedziała na wiklinowym fotelu i co jakiś czas spoglądała w siną dal nieba. Dziewczynki siedziały przy niej, na fotelach, na których dzień wcześniej siedziały Mirma i Vivien. Były fotel Skarlet okupowała kocica, która na jego widok szybko odwróciła się na drugi bok udając, że śpi.

Basset przeszedł obok niej obojętnie i wygodnie położył się na miękkim dywaniku, tuż przy stopach sowy. Uniósł łeb i spojrzał na nią. Z dołu wydała mu się nad wyraz komiczna. Zachichotał. Sowa spojrzała w dół. – Czy coś się stało Klusku? – cicho spytała. Oczami odpowiedział, że nie, po czym szeptem zapytał: - Masz jakieś czarne przeczucia? A może list nie dojdzie do Lulany, tylko przechwyci go ten Ser del Pudell?

Sowa zmarszczyła nerwowo czoło. – Co ty za głupoty wygadujesz Klusku. Lepiej siedź cicho i nie wywołuj wilka z lasu – groźnie pokiwała mu wskazującym piórem.

- Właśnie – szeptem dopowiedziały dziewczynki.

– Skąd ten pomysł. Przecież ten pudel to prawa ręka królowej, czyż nie tak? – z nutką zwątpienia zapytała Dalia.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz