CZĘŚĆ 42 - c.d.

85 26 41
                                    

Na werandzie...

Sowa nerwowo stukała wskazującym piórem o blat stołu i wyglądała jakby mocno się nad czymś zastanawiała. Co jakiś czas, ukradkiem spoglądała w niebo. Zbliżało się południe. Gdzieniegdzie na jeszcze błękitnym i słonecznym niebie zaczęły pojawiać się ciemne kłęby, a raczej plamy chmur. Sowa przygryzła język. Wiedziała, że zbliża się burza, a trolla, ogra i ropucha ni widu, ni słychu. Spojrzała na Mirmę, Vivien i Skarlet. Również były podenerwowane. Zerknęła na dziewczynki, basseta i kocicę, po czym jeszcze raz spojrzała w niebo i uśmiechnęła się od ucha, do ucha. Jej oczom ukazała się biała gołębica. Mocno zatrzepotała skrzydłami i delikatnie wylądowała na poręczy sowiego fotela.

Mirma z Vivien i Skarlet wzdrygnęły się. Dalia z Halinką, kocicą i Kluskiem spojrzeli na siebie. – Zaczęło się – pisnęła Dalia.

- Miej nas w opiece „O Najjaśniejsza Panienko!" – Halinka przeżegnała się, a gołębica czym prędzej zbliżyła się do ucha sowy i opowiedziała jej wszystko, co usłyszała przy łaźni.

Sowa zmrużyła oczy cierpliwie wysłuchując słów ptaszyny, po czym mocno zmarszczyła czoło, co nie uszło czujnej uwagi dziewczynek, kocicy, basseta, a nawet struchlałych Mirmy, Vivien i Skarlet, które co jakiś czas nerwowo zerkały to na podwórze, to na sowę.

Po chwili gołębica odetchnęła głęboko rozkładając przy tym skrzydła w geście „I co teraz?", ale sowa nie odpowiedziała, tylko wstała z fotela, spokojnie podeszła na sam przód werandy, stanęła przy samej balustradzie i spojrzała w niebo. Uśmiechnęła się. Niebiosa mi sprzyjają – pomyślała i ze spokojem zerknęła na podwórze. Przed werandą, a dokładniej tuż pod jej masywnymi stopami, jak słupy soli stanęły trzy odświętnie ubrane, dość barczyste, masywne i nawet muskularne stwory.

- Jak mniemam Krokus, Hokus i Pokus – powiedziała i zaśmiała się diabolicznie wywołując u przybyłych gęsią skórkę. Mirma, Vivien i Skarlet o mało nie zemdlały mocniej wciskając się w oparcia foteli. Z kolei dziewczynkom, jak i kocicy i psu dosłownie opadły szczęki. Troll, ogr i ropuch zjawili się zupełnie bezszelestnie, jak zjawy, a mimo to sowa nie dała się wpuścić w maliny i zachowała zimną krew. Zupełnie jakby miała szósty zmysł. Dziewczynki przestały się bujać, wstały z huśtawki i podeszły do sowy, a kocica z psiakiem, Mirmą, Vivien i Skarlet nastawili uszu. Sabrina z Adelą cichutko skrywały się w karczmie, tuż zaraz za otwartymi drzwiami i w napięciu, ukradkiem wyglądały na werandę, co jakiś czas nerwowo ocierając to łapy, to czoło.

- Odebrało wam mowę?! – stanowczo zapytała sowa.

Stwory spojrzały po sobie niepewnie.

- Grzeczność nakazuje się przedstawić – powiedziały dziewczynki.

Krokus ukłonił się nisko, zerknął spode łba na boki i dał po szturchańcu swoim kamratom, którzy w te pędy skłonili się równie nisko jak on. – Jestem Krokus. Najważniejszy wśród trolli – powiedział i stanął prężnie jak strzała.

- Ja łaskawe wróżki jestem Hokus. Najważniejszy spośród ogrów – powiedział i wyprostował się dumnie wypinając do przodu pierś.

- A ja jestem Pokus. Wiodę prym w stadzie ropuchów – dodał i również jak Krokus i Hokus wyprostował się spoglądając na sowę oraz dziewczynki. Mirma z Vivien i Skarlet wymieniły ukradkiem szydercze uśmieszki. – Słyszałyście? – pisnęła Mirma. – Najważniejsi w stadzie. Też mi...Dawno nie słyszałam większej bujdy...

- Ciii... - usłyszały i lękliwie zerknęły na otwarte drzwi werandy. Sabrina z Adelą uciszały je przytykając palce do ust.

- A ja jestem Sara – Mara – dostojnie powiedziała sowa. – Wróżka nad wróżki. A te dwie przesympatyczne osóbki to moje nad wyraz pojętne uczennice Dalia i Halinka. Dziewczynki skinęły główkami. – Miło mi was wreszcie poznać. Wiele o was słyszałam.

Po drugiej stronie kufraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz