- Jak to? – z niepokojem spytała Mirma. – A bal?
- Nie będzie ciebie na balu? – nerwowo dodała Skarlet.
- Komu bal, temu bal. Ja mam jeszcze sporo takich Kwiatowych Parowów i Rozlewisk do naprawienia moi drodzy. Tak, że pozwólcie, że się z wami już pożegnam. I ... - pogroziła wskazującym piórem - ...mam nadzieję, że się już więcej nie spotkamy...bo wtedy...
- Pozamieniasz nas w śnieżne bałwany! – powiedziała Mirma szturchając pod bok Vivien.
- Albo koczkodany – dodał Krokus.
- Właśnie! Widzę, że się rozumiemy!
- Nigdy już ciebie nie zobaczymy? – płaczliwie spytała Skarlet.
- Już nie. Ale uwierz mi...- puściła do niej wielkie oko - ...bardzo miło było mi was poznać. To dla mnie, że tak powiem zaszczyt.
- Będziemy o tobie i o twoich uczennicach pamiętać Saro – Maro – spokojnie dopowiedziała Mirma.
- I przekazywać twoją legendę z pokolenia na pokolenie... - dodał Hokus.
Basset spojrzał na nich symulując wymioty.
- A ja osobiście dopilnuję, aby w Kwiatowym Parowie i w Rozlewisku stanął twój pomnik! – z dumą powiedział Krokus i przyklasnął łapami.
Klusek odwrócił głowę w drugą stronę.
Dalia z Halinką podeszły do każdego stwora z osobna i pożegnały się uściskiem dłoni. Sowa pomachała do nich skrzydłem i godnie skinęła im głową.
Po chwili Mirma, Vivien, Skarlet, Krokus, Hokus i Pokus raźnym, radosnym krokiem wyszli przez karczmę.
- Pssyt! – pisnęła Dalia. – Myślicie, że powiedzieli Sabrinie.
- Nie było takiej potrzeby moja droga. Jak nic stały z Adelą przy drzwiach przysłuchując się naszej rozmowie – wyszeptała sowa i podrapała się pod turbanem. – Już nie mogę się doczekać, kiedy to z siebie zrzucę...
Basset wyciągnął się, podszedł pod sowi fotel i położył się na dywaniku. – To znaczy, że nie idziemy na bal? – wyszeptał.
- Ależ oczywiście, że pójdziemy – cichutkim szeptem odpowiedziała sowa rozglądając się na boki. – Na balu pojawimy się jako zwykli mieszkańcy Lawendowej Krainy. Rozumiesz? Nie wzbudzając najmniejszych podejrzeń.
- Ma się rozumieć! – wtrąciła Rita. – Ale dla niektórych jak widać... - wskazała główką na basseta - ...to niezrozumiałe. Trudno. Już taka jego uroda.
- He? – basset zerknął na nią spode łba mrucząc pod nosem.
- Dajcie już spokój kochani – powiedziała sowa i spojrzała w niebo. – Komu w drogę, temu czas. Zbierajcie się. Ruszamy do domu.
Basset zerwał się na równe łapy i radośnie zamerdał ogonem.
Sowa wzruszyła ramionami, chwyciła leżący na stoliczku dzwoneczek i zadzwoniła. Po chwili na werandzie pojawiła się zziajana Sabrina. – Wzywałaś mnie Saro – Maro? – spytała zdyszana. – Byłam w piwnicy...myślałam, że się przesłyszałam.
- Nie przesłyszałaś się. Każ przygotować konie. Wyjeżdżamy!
- Ale... - karczmarka rozejrzała się oszołomiona dookoła. – Ale...jak...tak...to...teraz? Nie za późna pora na wojaże?
Dziewczynki wzruszyły ramionami.
- Teraz, zaraz! – stanowczo odpowiedziała sowa. – Zrobiłam swoje. Czas na mnie złociutka. Przede mną jeszcze sporo krain do odwiedzenia! Uśmiechnęła się pod woalką.
- A bal? – wycedziła przez zęby karczmarka i zarumieniła się. – Jak my...sami...do królowej...
- A nie mówiłam – sowa pisnęła do dziewczynek. – Podsłuchiwała.
Halinka zaśmiała się cicho.
- Coś mi podpowiada, że Mirma z kompanami nakręcili cię, abyś spróbowała przekonać mnie do zmiany zdania i pojawieniu się na balu, co?
Trollica skinęła głową.
- Niestety. Nie ma takiej opcji. Moja decyzja jest ostateczna. Teraz wszystko w waszych, że tak powiem łapach. Ja swoje zrobiłam i czas na mnie.
- I naprawdę nie będziesz na balu? – spytała żałośnie ukradkiem zerkając na dziewczynki, które przecząco pokręciły główkami. Sabrina otarła pot z czoła.
- Nie! Na balu nie będzie ani mnie, ani moich wróżek, ani zielarza! Teraz wy będziecie kowalami własnego losu! Zatrzepotała do ogrzycy długimi rzęsami.- No nie smuć się tak kochana! Wszystko będzie dobrze! Mówię ci to ja. Wielka Sara – Mara.
Sabrina uśmiechnęła się niepewnie do sowy, ukłoniła się i wyszła.
- O sacrebleu? – ironicznie wycedził przez zęby pies, a w sowę, jakby piorun strzelił.
Basset zachichotał i wskazał łapą na polanę. – Proszę, proszę. Ogis już się zajął naszym kucem i zebrą – wyszeptał.
- Końmi Klusku! Końmi! – fuknęła kocica. – Trzymaj fason do końca!
- Ciszej! Do diaska! – warknęła sowa i trzasnęła skrzydłem w stolik.
- No to... - sowa zeskoczyła z fotelika. – Chodźmy przed karczmę. Ale od podwórza! – powiedziała i po schodkach zeszła z werandy. Za nią dziewczynki, kocica, basset i gołębica.
Ogis z Sabriną z kucem i zebrą czekali już na nich przed budynkiem.
- Rita? Psyt! Popatrz tylko na niego – basset delikatnie szturchnął kocicę w bok.
- No, no... - pokręciła wąsem. – Postarała się nasza Sabrina. Zebra też ugina się od prowiantu – odpowiedziała, a Klusek łakomie oblizał pysk.
- A więc jesteśmy w komplecie. Sowa podeszła do Sabriny i po przyjacielsku ją uściskała. – Żegnaj Sabrino! Dobra z ciebie trollica. Bądźcie zdrowi. Pa! I pamiętaj... - żartobliwie pogroziła jej wskazującym piórem - ...co złego, to nie ja!
- Pa! – odpowiedziała karczmarka ocierając grubą jak groch łzę. – Pa, pa.
Dziewczynki z gracją ukłoniły się Sabrinie i Ogisowi na dowiedzenia, chwyciły za lejce i ruszyły przed siebie prowadząc za sobą zebrę i kuca. Za nimi poszła sowa, basset i kocica. Gołębica przycupnęła na grzywie Mirandy, wtuliła się w nią i zasnęła.
- Należy jej się odpoczynek – powiedziała sowa i odwróciła się jeszcze raz do Sabriny, aby jej ostatni raz pomachać. Ogisa już przy niej nie było.
- Jak znam życie pognał z wieściami na ploty!
- Na ploty? – zdziwił się Klusek. – Niby jakie?
- Ano takie, że wielka Sara – Mara nareszcie i naprawdę opuściła Kwiatowy Parów baranie! – warknęła Rita i palnęła basseta z całych sił w ucho.
- Aua! – odwarknął skarcony pies. - I sama jesteś baran, wiesz!?
- Cicho do jasnej własnej! – zagrzmiała sowa. – Jeszcze nie jesteśmy bezpieczni...
- Sowa ma rację. Do granicy zostało nam...
- Chyba do byłej granicy? – zaznaczyły dziewczynki.
- Zwał, jak zwał. W każdym bądź razie do dawnej granicy został nam spory kawałek. A jak wiadomo licho nie śpi! Zwłaszcza tutaj – sowa przyłożyła wskazujące pióro do dziobu nakazując absolutną ciszę.
Basset wzruszył ramionami i obrażalsko uniósł łeb do góry. Kocica lekko się napuszyła i przewróciła oczami.
- A swoją drogą...zobaczcie... - sowa wskazała skrzydłem na mijane okolice - ...jak tutaj teraz pięknie i kolorowo, co?
- I pachnąco! – wtrąciła Dalia.
- I pachnąco! – powtórzyła Halinka. – Wreszcie będziemy mogły wrócić...
- Ale po balu babciu – radośnie wyszeptała Dalia, a Halinka wzdychając przewróciła oczami.
- Zastanowię się – odpowiedziała i pomyślała o domu, Wendzie i Staszku.
CZYTASZ
Po drugiej stronie kufra
FantasyJest Dalia. Jest babcia. Są Święta Bożego Narodzenia i cała ich magia. Jest i kufer na stryszku, który za pomocą cudownego zapachu lawendy przenosi bohaterki, a wraz z nimi i Was do Lawendowej Krainy. Świata pełnego magii, wspaniałych bohaterów i i...